Gdy pułkownik Ryszard Kukliński przyjechał do Polski po raz pierwszy od swej ewakuacji na Zachód, towarzyszyła mu grupa ochroniarzy. Nic dziwnego, skoro za czasów PRL uważano go za zdrajcę. Wielu moim rodakom wmówiono tę wersję wydarzeń - złamał przysięgę wojskową, zdradził Wojsko Polskie. Sławomir Cenckiewicz w książce "Długie ramię Moskwy" pokazał, jakie to było naprawdę wojsko. Przez wiele lat po wojnie kierowali nim Sowieci, czasem mieli polskobrzmiące nazwiska, jak np. gen. Stanisław Popławski - Станислав Гилярович Поплавский, radziecki dowódca wojskowy, generał armii Armii Radzieckiej i generał armii Ludowego Wojska Polskiego. Późniejsi dowódcy, choć Polacy, tak naprawdę byli podporządkowani całkowicie Moskwie. Odbywały się ćwiczenia wojskowe, w których uczestniczyły "bratnie armie", ale wmawiano ludziom, że Układ Warszawski jest strukturą obronną, a nie zaczepną wobec NATO. Obywatele PRL-u i zapewne także innych demoludów nie mieli świadomości, że trenuje się atak na państwa zachodnie i to wcale nie konwencjonalny, lecz z użyciem broni atomowej i że III wojna światowa wisi na włosku... A o tym wiedział pułkownik Kukliński.

Żeby dowiedzieć się więcej na temat pułkownika Kuklińskiego warto przeczytać trzy książki, które pokazują tę postać z trzech perspektyw: amerykańskiej, polskiej oraz z perspektywy ówczesnego dowództwa armii. Chodzi o prace Benjamina Weisera "Ryszard Kukliński: życie ściśle tajne", prof. Józefa Szaniawskiego "Pułkownik Kukliński: misja Polski" oraz gen. Franciszka Puchały "Szpieg CIA w polskim Sztabie Generalnym". Porównanie tych trzech publikacji okazało się bardzo interesujące.
Pierwszą książkę napisaną przez amerykańskiego dziennikarza Benjamina Weisera, który miał dostęp do akt CIA (przez pośrednika) czyta się chwilami jak powieść sensacyjną. Są szczegóły dotyczące kontaktów pułkownika z agentami, skrytek, znaków porozumiewawczych. Z pewnością Weiser nie pisze o wszystkim, pewne wątki pomija, kto wie czy czegoś nie przeinacza, by nie ujawnić źródeł informacji czy sposobów komunikacji. Ciekawy jest wątek osobistych kontaktów listownych pomiędzy Kuklińskim a Davidem Fordenem. Weiser, podobnie zresztą jak prof. Szaniawski, podkreśla niezwykłą inteligencję Jacka Stronga (pseudonim Kuklińskiego), zdolność do analizowania planów strategicznych. Pułkownik uważany był przez dowódców polskich, jak i sowieckich, za jednego z najzdolniejszych młodych polskich oficerów, był autorem wielu ćwiczeń armii sojuszniczych Układu Warszawskiego. Co się więc stało, że nie dbając o to, że w przyszłości mógłby liczyć na stopień generalski i wielkie zaszczyty, postanowił współpracować z Amerykanami, ryzykując życiem? To nie był impuls, lecz przemyślane działanie. Pułkownik Kukliński jako zastępca szefa Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego Wojska Polskiego miał dostęp do jednych z najtajniejszych planów dotyczących ataku nuklearnego na państwa natowskie. Przy czym polskie dywizje miały być „mięsem armatnim” i miały wkroczyć na teren Danii i Niemiec zaraz po kilkudziesięciu atakach jądrowych. Kontruderzenie NATO miało być przeprowadzone na terytorium naszego kraju, gdyż przez Polskę miał przejść drugi rzut wojsk Układu Warszawskiego. Odwet mógł całkowicie zniszczyć nasz kraj. Polscy dowódcy nie protestowali, przystali na to, by całością dowodzili Sowieci, zgodzili się na taki scenariusz wydarzeń. Dlatego właśnie, jak pisze Benjamin Weiser, pułkownik Kukliński postanowił skontaktować się z żołnierzami amerykańskimi (na to początkowo liczył, ale od razu przejęło go CIA), by dowództwo armii USA zmieniło swoją strategię. Trzeba przypomnieć, że w Stanach Zjednoczonych panowały wówczas nastroje pacyfistyczne po wojnie z Wietnamem, a dowództwo nie zdawało sobie do końca sprawy z sowieckiego zagrożenia.
Pułkownik Kukliński wierzył, że współdziałając z Amerykanami oddala groźbę wybuchu III wojny światowej i tym samym ratuje Polskę przed zagładą. Motywem decydującym o jego ucieczce, a właściwie ewakuacji z Polski były przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego, pułkownik wiedział doskonale, że po zamknięciu granic nie będzie miał żadnych szans, a świat musi się dowiedzieć o planach gen. Jaruzelskiego.

W dużej mierze to na książce Weisera oparto scenariusz filmu Władysława Pasikowskiego "Jack Strong", w rolę pułkownika Ryszarda Kuklińskiego wcielił się Marcin Dorociński. Ten sensacyjny obraz ogląda się bardzo dobrze, choć scenariusz został nieco podkoloryzowany, łącznie z dramatyczną ucieczką z Polski. Zresztą ciekawe, że jej szczegóły nieco inaczej są opisane w książce Weisera, a inaczej w książce prof. Szaniawskiego.
W przedmowie do książki prof. Józefa Szaniawskiego "Pułkownik Kukliński: misja Polski" Tomasz Lis (tak, właśnie on) pisze: "Zapytam, co myślisz o Kuklińskim, będę wiedział, co myślisz o PRL. Tak, innego państwa wtedy nie było, innej Polski też nie. ale wierność Polsce nie musiała oznaczać wierności tamtemu państwu i uosabiającemu go systemowi. Przeciwnie. Jeśli słowa niepodległość i wolność mają jakikolwiek sens, to nie może być zdradą walka, w jakiejkolwiek formie, z tymi, którzy Polskę ciemiężyli, którzy trzymali ją pod butem, albo ten but w poczuciu serwilizmu czyścili".
Prof. Szaniawski cytuje wypowiedzi różnych osób o pułkowniku: Rosjan, Amerykanów, wojskowych i komunistów, są w nich słowa pochwały, uznania, jak również oskarżenia o zdradę, o szpiegostwo na rzecz CIA. Ciekawe to zestawienie.
Interesujący jest stosunek III RP do pułkownika Kuklińskiego. W 1984 roku, po zakończeniu stanu wojennego, wydano na niego wyrok śmierci, w 1990 r., a więc już w niby wolnej Polsce, wyrok został złagodzony do 25 lat więzienia. Co ciekawe (choć nie powinno to dziś dziwić), Lech Wałęsa jako prezydent nie odpowiedział na list Zbigniewa Herberta wzywający go do uniewinnienia pułkownika. I nie tylko nie odpowiedział, ale określił Kuklińskiego mianem zdrajcy. Dopiero w 1995 r. wyrok śmierci uchylono. W obliczu współpracy Polski z NATO w 1997 roku sprawę pułkownika ponownie rozpatrzono w polskiej prokuraturze wojskowej. Ostatecznie śledztwo umorzono, stwierdzając, że działał w stanie wyższej konieczności. Pełnomocnikiem był Józef Szaniawski, którego starania doprowadziły do rehabilitacji pułkownika. W 2006 roku profesor otworzył na Starym Mieście w Warszawie
Izbę Pamięci Pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, którą po jego śmierci prowadzi jego syn - Filip Frąckowiak. Profesor Szaniawski podkreślał ciepłe przyjęcie pułkownika przez Polaków, gdy przebywał w Polsce, nadawano mu honorowe obywatelstwa miast (Krakowa i Gdańska), planował nawet powrócić na stałe do naszego kraju.
"Ci, którzy skazali niegdyś Kuklińskiego na karę śmierci bezlitosnym wyrokiem i ci, którzy potępiają go jeszcze dzisiaj, są dinozaurami minionej totalitarno-sowieckiej epoki" - pisze Szaniawski. Układ warszawski był w rzeczywistości układem moskiewskim, jego dowództwo znajdowało się w Moskwie, a na jego czele stali sowieccy marszałkowie i generałowie. Pułkownik Kukliński jest bohaterem, niczym mityczny Prometeusz, który posłużył się podstępem dla dobra ludzkości czy niczym mickiewiczowski Jacek Soplica, "który chodził od wsi do wsi, od zaścianka do zaścianka i zbierał informacje o jednostkach armii rosyjskiej okupujących Litwę". - podkreśla profesor. Był "agentem polskim, który działał na rzecz suwerenności i wolności Rzeczpospolitej, na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego", pierwszym oficerem Wojska Polskiego w NATO.
A teraz kilka słów o książce trzeciej, której autorem jest Franciszek Puchała - generał dywizji ludowego Wojska Polskiego, zastępca szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego ds. operacyjnych, I zastępca szefa Sztabu Generalnego WP. To on był współautorem planu wprowadzenia stanu wojennego w Polsce z 1981 roku. Interesująca, choć dość przewidywalna jest jego perspektywa. Przede wszystkim tytuł książki mówi o jego stosunku do osoby Kuklińskiego: szpieg CIA w polskim Sztabie Generalnym. Oczywiście sugeruje, że Kukliński był szpiegiem (zresztą to słowo pojawia się w książce wielokrotnie), a to określenie pejoratywne, i że Sztab Generalny był, jak i cała armia - polski. Czy rzeczywiście? O tym już wcześniej wspomniano.
W książce Puchały nie ma mowy o tym, że wojsko ZSRS sprzedawało Polsce przestarzały sprzęt wojskowy, nie ma mowy o rozmieszczonych w Polsce tajnych bunkrach sowieckich, w których przechowywano głowice jądrowe (do dziś są po nich ślady). Kilka zdań z książki mówi wiele o jej autorze. Gen. Puchała podkreśla, że pułkownik Kukliński złamał przysięgę wojskową. Ale czy może w Wojsku Polskim obowiązywać przysięga na wierność armii obcej? A tak właśnie było: "Przysięgam strzec niezłomnie wolności, niepodległości i granic Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przed zakusami imperializmu, stać nieugięcie na straży pokoju w braterskim przymierzu z Armią Radziecką i innymi sojuszniczymi armiami". Jak mają się do tego sowieckie plany wojny ujawnione przez pułkownika Kuklińskiego?
Sam pułkownik Kukliński mówił: "Nigdy nie miałem poczucia, że zdradzam Wojsko Polskie czy też sprzeniewierzam się przysiędze wojskowej. Złożyłem ją w 1947 roku i nie było w niej lojalności wobec Sowietów. Wstąpiłem do armii po to, by bronić mojego kraju i właśnie to robiłem".
Gen. Puchała w swojej książce stara się jak może odbrązowić postać Kuklińskiego (podtytuł brzmi: "O Ryszardzie Kuklińskim bliżej prawdy"), sugeruje, że był współpracownikiem służb specjalnych PRL, a nawet że podwójnym agentem, w tym sowieckim (GRU). Podkreśla, że jego znaczenie nie było aż tak wielkie jak mu się przypisuje, że zdradzał jedynie plany polskiego wojska, a nie sowieckiego, bo do nich i tak nie miał dostępu, że przekazywał informacje o polskim przemyśle zbrojeniowym, co skutkowało utratą pracy przez robotników tam zatrudnionych... I tak dalej. Sugeruje także, że był zwerbowany już w Wietnamie przez CIA, a nie że zgłosił się sam do armii amerykańskiej z pobudek patriotycznych kilka lat później. I że oczywiście wcale nie działał pro publico bono, ale dostawał za to wynagrodzenie. Chyba najzabawniejsze wydaje mi się stwierdzenie (to cytat z wypowiedzi prokuratura Daniuka), że Amerykanie finansowali Kuklińskiego w USA. Ciekawe za co miał żyć, gdy zostawił w Polsce wszystko co miał? Gen. Puchała zadaje w swojej książce wiele pytań, ale jednocześnie sugeruje odpowiedzi, oczywiście rzucając cień na osobę płk. Kuklińskiego. Cel jest oczywisty. Gen. Wojciech Jaruzelski przecież powiedział: "Jeżeli przywróci się część, honor i uniewinni Kuklińskiego - to znaczy, że to my nie mamy czci, honoru - i że to my jesteśmy winni". Chodzi więc o ocenę, także historyczną, tych postaci. Kukliński "zdradził" jego i jego towarzyszy, mają więc prawo być rozczarowani taką postawą. Warto przypomnieć, że gen. Kiszczak stwierdził, że Kukliński był ostatnią osobą, którą by podejrzewał o współpracę z Amerykanami. Wydawało się, że jest taki jak oni...
Jednak książkę gen. Puchały czyta się nieźle, miał dostęp do wielu dokumentów wojskowych PRL-u, znał pułkownika i był w dowództwie armii. Jednak, co ciekawe, i on nie pisze o roli kobiet - sekretarek, które pomagały Kuklińskiemu w jego działalności, o których wspominał swego czasu Sławomir Cenckiewicz. Dlaczego? Przecież to by stawiało Kuklińskiego w złym świetle? A może Puchała chciał ukryć ich tożsamość? Może to wstydliwa tajemnica? A może były czy zostały żonami wysokich oficerów żyjących do dziś?
Być może i na to pytanie odpowie zapowiadana książka historyka i naukowca - prof. Sławomira Cenckiewicza "Atomowy szpieg", która ma ukazać się we wrześniu. Warto z pewnością ją przeczytać.
P.S. Poniżej link do relacji z debaty z udziałem prof. Sławomira Cenckiewicza, Filipa Frąckowiaka i gen. Marka Dukaczewskiego:
http://www.blogpress.pl/node/18598
Oczekujemy na książkę...
Zapowiedź książki Sławomira Cenckiewicza o płk. Kuklińskim