Po raz kolejny (eurowybory) okazało się, że umowna zachodnia i północna Polska głosuje bardziej „na lewo”, a wschodnia i południowa – ”na prawo”. Dodając do tego „oportunistyczną” Warszawę, pozornie wychodzi, iż przyczyna leży w powojennej migracji ludności.
Tezie o wyłącznym sprawczym czynniku powojennej migracji przeczą preferencje wyborców w Wielkopolsce, w Kujawsko-Pomorskiem i na Kaszubach, gdzie gros ludności żyje tam z dziada pradziada i gdzie znajdują się kilkusetletnie polskie cmentarze. W wymienionych regionach (poza Kaszubami) uwielbiano kiedyś SLD i Kwaśniewskiego. Wpływy postkomunistów osłabły, ale wciąż są znaczne. Wielkopolska, Kujawsko-Pomorskie i Kaszuby z sympatią odnosiły się również do Unii Demokratycznej (Wolności). Obecnie elektorat przejęty po SLD i UD zapewnia sukcesy wyborcze Platformie Obywatelskiej. Dzieje się tak pomimo większego tradycjonalizmu i religijności tych ziem w porównaniu do tzw. ziem odzyskanych. Nadto (znów poza Kaszubami) spore poparcie ma zachowawczo-agrarystyczne PSL, a poparcie nikłe ma na całym Pomorzu czy Dolnym Śląsku. Z preferencjami wyborczymi Polski Północnej i Zachodniej wiązać się zatem musi jakiś inny czynnik lub czynniki nakładając się na„migracyjność” ziem odzyskanych. Tak też jest w rzeczywistości! Mamy bowiem do czynienia z silnym ideologicznym i ekonomicznym oddziaływaniem PRL, oraz historycznym i ekonomicznym oddziaływaniem Niemiec. Mniejszym, ale też istotnym elementem wyborczym jest populacja mniejszości ukraińskiej. Przy czym z innych powodów tendencje lewostronne preferuje np. Wielkopolska, a z innych powodów Pomorze Zachodnie czy Ziemia Lubuska.
Zacznijmy od obszarów wiejskich. Otóż poza ziemiami, które wchodziły przed wojną w skład II RP (tu wyjątek- b. woj. bydgoskie) rolnictwo zdominowane było przez PGR-y i państwowy przemysł rolno-spożywczy. Kołchozowa mentalność, głównie roszczeniowa utrwaliła wśród sierot po PGR-ach stereotyp, że ich niedoli winna jest „Solidarność” i Wałęsa, co skutecznie przez lata podtrzymywał SLD w roli rzekomych obrońców godności środowisk popegeerowskich. Z Pomorza Środkowego wywodzi się przecież Aleksander Kwaśniewski, ale także Andrzej Lepper. Im bardziej kurczył się sektor państwowego rolnictwa i jego otoczki, tym bardziej kurczyły się wpływy także PSL (dawnego ZSL.). PSL programowo postawiło na gospodarstwa rodzinne i szanuje Kościół. Jednakże na tzw. ziemiach odzyskanych ludność wiejska wyrwana migracją z rodzinnych stron została uzależniona od państwa i tylko nieliczne jednostki (w tym dawni decydenci ZSL) potrafił podjąć własna działalność gospodarczą. Na przykład na zachodnim Pomorzu na obszarach wiejskich o tzw. strukturalnym bezrobociu brakuje solidnych pracowników, a dla tych – pracowitszych ideałem jest pobieranie zasiłków i dorabianie w tym czasie za granica. W pewnej dużej pieczarkarni w b. woj. słupskim miejscowi nie pracują mimo sporych stawek za godzinę i dlatego sprowadza się tam pracowników z Ukrainy (ci ostatni zresztą ...zażądali od właściciela podwójna stawkę za prace w święto – 15 Sierpnia!). Ludność ma także słaby związek ze swoimi parafiami, pamiętajmy wszak, że np. Diecezja Koszalińsko-Kołobrzeska została utworzona dopiero w czasach Gierka.
Ziemie zachodnie i północne odznaczały się również dużą militaryzacją i resortowością mundurową. Pozostała PRL-owska mentalność rodzin dawnych wojskowych, milicjantów czy strażników więziennych. Młodsze pokolenia z tychże rodzin nieco wstydzą się już postkomunistycznej przeszłości swoich rodzin i dlatego opowiadają się za Platformą. Za PO opowiada się też masowo mniejszość ukraińska, której to pozostało po wspieraniu Unii Demokratycznej. Partia Donalda Tuska potrafiła też ująć „nowoczesnością i europejskością” oraz straszeniem PiS-em kręgi inteligenckie i urzędnicze. Nie brakuje też zwykłych oportunistów: pewien działacz kościelny jednego z synów zapisał do PO, a drugiego do PiS... W rezultacie na ogół PO zdobywa kilkadziesiąt procent głosów wyborczych, a PiS kilkanaście – walcząc z reguły z SLD o drugie miejsce w wyborach. Natomiast jaskrawą różnicą społeczną między zachowaniami ludności „dwóch Polsk” jest statystyka dzieci żyjących w pełnych naturalnych rodzinach. W Małopolsce 88 procent, zaś w Zachodniopomorskiem... – 56 procent.
Inną ważną kwestią jest oddziaływanie gospodarki i propagandy niemieckiej, a do tego czynnik respektu i pewnego strachu przed rewizjonizmem niemieckim. Wiele lat straszono tu ludność tymczasowością, powrotem Niemców. Najpierw podkreślano, że tylko dzięki Polsce Ludowej i sojuszowi z ZSRR tu jesteśmy, a teraz, że tylko bezwarunkowe pojednanie i współpraca z sąsiadem EUROPEJSKIM daje gwarancje bezpieczeństwa. W Kołobrzegu - w porozumieniu z PO - obradowała już oficjalnie berlińska SPD. Pełno niemieckich inicjatyw, partnerstwa gmin, a nawet moda na pamiątki przedwojenne w liceach i gimnazjach czy na przypominanie cierpień wypędzonych „autochtonów”. W efekcie łatwiej dostać się do Berlina niż do Warszawy. Stale się przypomina mieszkańcom, komu zawdzięczamy nowe drogi, odnowione budynki publiczne, dotacje i grandy unijne, lecz rzadko – komu zawdzięczamy, likwidację połączeń z Warszawą, albo takie ciekawostki jak np. brak połączenia kolejowego między dwoma sąsiednimi powiatami i dwa autobusy PKS na dzień... Regionalne media bowiem, prywatne i państwowe, w końcu należą do kapitału niemieckiego lub celebrują unijne programy und reklamy instytucji i firm rządzonych przez PO.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 687 widoków