Wojciech Maziarski, z którego głupoty już kilka razy szydziłem na swoim blogu, po raz kolejny potwierdził trafność powiedzenia, że jest ona nieuleczalna, pisząc w "Gazecie Wyborczej" w tekście zatytułowanym "Orbana zamach na Ukrainę": "Viktor Orbán zażądał autonomii i prawa do podwójnego obywatelstwa dla Węgrów na Zakarpaciu. W ten sposób dołączył do dyrygowanego z Moskwy chóru hien, liczących, że uda im się wyrwać ochłapek z rozdzieranej Ukrainy. Idol antykomunistycznej, antyrosyjskiej prawicy polskiej maszeruje dziś ramię w ramię z Putinem. (...) Dziś to Ukraińcy uwierzyli w swoje siły i położyli kres dyktaturze. Usiłują wyrzucić ze swego kraju zamaskowane oddziały rosyjskie panoszące się pod pretekstem obrony obywateli Ukrainy, których Moskwa uznaje za Rosjan. A Orbán stoi po stronie Moskwy. Prędzej czy później zapłaci za to niesławą, odium spadnie też na naród węgierski. To samo spotkało Polaków, którzy w 1938 r. w sojuszu z III Rzeszą wydarli Czechosłowacji Zaolzie. Rozkaz wydali przywódcy, ale wstydzić musimy się wszyscy po dziś dzień."
Ręce, i nie tylko, opadają, gdy się takie brednie czyta. Maziarski zabiera się za komentowanie czegoś, o czym nie ma pojęcia, bo nie wie, że:
1. Jeśli Orban dokonuje zamachu na Ukrainę, to robi to również Tusk, który według relacji "Gazety Wyborczej" nie zaprzeczył, gdy kilka dni temu podczas wspólnej konferencji prasowej premier Węgier powiedział: "Węgry we współpracy z Polską chciałyby kształtować przyszłość Europy Środkowej i UE." Nie tylko nie zaprzeczył, ale potwierdził, że oba kraje prowadzą wspólną politykę wobec Ukrainy: "Mamy bardzo podobne poglądy na temat scenariusza, który dzieje się za naszymi wschodnimi granicami.Oba nasze państwa zainteresowane są pokojowym rozwiązaniem ukraińskiego dramatu. To, co dzieje się dziś na Ukrainie, jest równie niepokojące w Budapeszcie i w Warszawie - dodał.
Podkreślił, że zarówno Polska, jak i Węgry graniczą z Ukrainą, poza tym w kraju tym mieszkają mniejszości narodowe zarówno polska, jak i węgierska, więc "mamy identyczne powody, by być zaniepokojonymi tym, co się dzieje na Ukrainie". Tusk zaznaczył, że zdaniem obu premierów "pokojowy scenariusz jest bezalternatywny, co do tego nie mamy wątpliwości"." (http://wyborcza.pl/1,75478,15905547,Tusk_i_Orban_…)
2. Zajmując powyższe stanowisko. Tusk musiał wiedzieć o żądaniach Orbana w sprawie autonomii i podwójnego obywatelstwa dla Węgrów na Zakarpaciu (a także wszystkich innych krajów, w których mieszka mniejszość węgierska, m.in. na Słowacji i w Mołdawii), bo premier Węgier powtórzył jedynie podczas pierwszego przemówienia w węgierskim parlamencie po zwycięskich wyborach postulaty zgłoszone wcześniej poprzedniemu rządowi Ukrainy, który Maziarski nazywa "dyktaturą".
3. Orban żąda dla mniejszości węgierskiej na Ukrainie identycznych praw, jakie ma mniejszość niemiecka w Polsce, łącznie z prawem do reprezentacji w ukraińskim parlamencie.
4. Powtarzając zgłaszane od kilku lat postulaty w sprawie mniejszości węgierskiej w krajach sąsiadujących z Węgrami, w tym na Ukrainie, Orban do "dyrygowanego z Moskwy chóru hien" nie mógł dołączyć. Natomiast mogło być na odwrót, tzn. ów rzekomy "chór" (jaka szkoda, że Maziarski nie wymienił tych "hien", które w nim śpiewają; czyżby chodziło mu o Izrael, który nie potępił zaboru Krymu przez Rosję?) dołączył do węgierskiego premiera.
5. Orban nie jest już "idolem antykomunistycznej, antyrosyjskiej prawicy polskiej". świadczą o tym teksty Jerzego Targalskiego z "Gazety Polskiej" (http://niezalezna.pl/55183-sojusznik) oraz Sergiusza Muszyńskiego z portalu wPolityce.pl (http://wpolityce.pl/swiat/195426-tusk-wepchnal-or…). Zdaje się, że portal niezależna.pl nie zamieścił w ogóle informacji o tym, że Orban złożył pierwszą wizytę po tegorocznych, zwycięskich wyborach w Warszawie.
6. Jeśli Orban "maszeruje dziś ramię w ramię z Putinem", a jednocześnie "maszeruje też ramię w ramię z Tuskiem", czego dowodzą wypowiedzi premierów Polski i Węgier sprzed kilku dni (patrz pkt 1), to Tusk, idol Maziarskiego i "Gazety Wyborczej", też "maszeruje ramię w ramię z Putinem". Ten wspólny marsz 3 przywódców potwierdził podczas wspólnej konferencji prasowej z Orbanem Tusk, który "wyraził przekonanie, że "nasza współpraca gazowa, także z Rosją, będzie jeszcze przez wiele lat kwitła"". To zdanie znalazło się w depeszy PAP, http://stooq.pl/n/?f=881285&search=orban, natommiast zostało pominięte w opartym na niej tekście w "Gazecie Wyborczej" - http://wyborcza.pl/1,75478,15905547,Tusk_i_Orban_…. Czyżby koledzy Maziarskiego przy Czerskiej chcieli ukryć przed czytelnikami ten wspólny marsz? Bo jeśli Tusk z Putinem nie będzie wspólnie maszerował, to współpraca gazowa Polski z Rosją na pewno nie będzie "kwitła"!
7. Janukowycz stał na czele reżimu skorumpowanego i oligarchicznego, lecz nie dyktatorskiego. Zdobył władzę w demokratycznych wyborach prezydenckich, których wyników nikt nie podważał. W momencie głosowania popierała go większość obywateli Ukrainy (chociaż może niekoniecznie Ukraińców, gdyż z pewnością wygrał wybory dzięki temu, że głosowali na niego gremialnie Rosjanie, a pewnie także Węgrzy i być może Polacy, którzy woleli go od następców Stepana Bandery). Zatem Ukraińcy nie położyli "kresu dyktaturze", bo jej na Ukrainie nie było.
8. Na Ukrainie mieszkają miliony Rosjan (według oficjalnych danych 11 mln, czyli 22 proc. obywateli Ukrainy (łącznie z Krymem) - zob. http://geopol.geo.uni.lodz.pl/wp-content/uploads/…, str. 5-9), więc zaprzeczać temu i pisać, że są tylko "obywatele Ukrainy, których Moskwa uznaje za Rosjan", może tylko dureń nad durniami!
9. Opinia, że "Ukraińcy uwierzyli w swoje siły", oraz że "usiłują wyrzucić ze swego kraju zamaskowane oddziały rosyjskie", jest półprawdą, czyli kłamstwem. Jest prawdziwa w odniesieniu do Ukraińców mieszkających za zachodzie kraju, zaś nieprawdziwa do tych ze wschodu i południa, bo oddali oni Krym bez jednego wystrzału, zaś w Donbasie i Ługańsku milicjanci przeszli masowo na stronę rebeliantów i teraz zapewne wielu z nich służy w owych "zamaskowanych oddziałach rosyjskich". Walczą po stronie rosyjskiej, bo chociaż mają obywatelstwo ukraińskie, to są Rosjanami, a nie Ukraińcami.
10. Orbán nie "stoi po stronie Moskwy", lecz po stronie swoich rodaków na Zakarpaciu.
11. Może Orban "zapłaci za to niesławą" w oczach Maziarskiego oraz niegdysiejszych jego zwolenników z "Gazety Polskiej", takich jak Targalski", czy z portalu wPolityce.pl, takich jak Muszyński, ale nie w oczach Węgrów, którzy będą go po wsze czasy sławić za to, że walczył o ich prawa. Co więcej nie jest prawdą, że za to, co powiedział, "odium spadnie też na naród węgierski", skoro nie spadło ono na niego za zajęcie Zakarpacia przez Węgry w 1939 r.! A nie spadło, bo Maziarski "narodu węgierskiego" o to nie obwinia! On nie ma w ogóle o to do Węgrów pretensji! Gdyby miał, to zamiast obwiniać Polaków, że "w 1938 r. w sojuszu z III Rzeszą wydarli Czechosłowacji Zaolzie", obwiniłby Węgrów, że "w l. 1938-9 w sojuszu z III Rzeszą wydarli Czechosłowacji Zakarpacie". Zrobiłby to tym bardziej, że wojsko polskie witane było na Zaolziu kwiatami, bo mieszkali tu w większości Polacy, zaś wojsko węgierskie na Zakarpaciu kulami karabinowymi, bo Węgrzy byli tu mniejszością.
12. Jeśli jakieś "odium" ciąży na Polakach za zabranie Czechosłowacji w 1938 r. Zaolzia, to tym bardziej ciąży ono na Ukraińcach, którzy zabrali temu krajowi Zakarpacie! Pomógł im w tym Stalin w 1945 r. oraz jego następcy, w tym Gorbaczow i Jelcyn w 1991 r., a gwarantem utrzymania tego zaboru był do niedawna kolejny władca Rosji, czyli Putin! Gdyby Stalin chciał, to przecież mógł przyłączyć do Polski Zaolzie (ze względów narodowościowych ono nam się należało, a komunistyczny rząd w Warszawie o nie zabiegał i nawet wysłał tutaj wojsko), tak jak przyłączył do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej Zakarpacie! Co więcej, "odium" ukraińskie jest większe, bo myśmy Zaolzie oddali, a Ukraińcy nie! I oddać nie zamierzają!
13. Jeśli zaś chodzi o kwestię "wstydzenia się" za decyzję przywódców Polski o zajęciu Zaolzia w 1938, to Maziarski powinien tego samego wymagać od Ukraińców za akceptację przez ich przywódców aneksji Zakarpacia. Jeśli Polska nie miała prawa do Zaolzia, chociaż większość jego mieszkańców była Polakami, to Ukraina nie miała prawa do Zakarpacia, chociaż większość jego mieszkańców była Rusinami, którzy być może (nie jestem tego pewien) uważali się za Ukraińców! Z tego, co pisała wielokrotnie o II Rzeczypospolitej "Gazeta Wyborcza" i inne lewackie gazety wynika, że przed wojną była w naszym kraju "dyktatura" porównywalna (a może nawet gorsza) z "dyktaturą" Janukowycza na Ukrainie, więc jest dla mnie wielkim zaskoczeniem, że Maziarski "wstydzi się" za jej przywódców! Zaskakuje to mnie, mimo że wiem, iż jest to koleś bardzo wstydliwy, wstydzący się za co się tylko da, np. za Jedwabne! Czyżby nieuważnie czytał gazetę, w której pracuje, i nie wiedział, że przedwojenny rząd polski nie tylko wsadzał przeciwników politycznych do więzienia (Bereza Kartuska), ale także wysyłał wojsko przeciwko demonstrantom (liczba ofiar śmiertelnych była większa od liczby Ukraińców, którzy zginęli podczas protestów na kijowskim Majdanie), no i - last but not least dla GW - prześladował Ukraińców i Żydów! Jeśli zatem mimo to Maziarski "wstydzi się" za przywódców Polski przedwojennej, to powinien także wymagać wstydu od Ukraińców za wszelkie zło przez przywódców przedmajdanowej "dyktatury" ukraińskiej wyrządzone, w tym rzecz jasna za akceptację aneksji Zakarpacia. Tymczasem publicysta GW nie tylko tego nie robi, ale ich praw do zaanektowanej przez Ukrainę części terytorium czechosłowackiego broni jak Unii Europejskiej przed Orbanem i Kaczyńskim! A na dodatek wypowiada się tak, jakby reprezentował w swym "wstydzeniu się" wszystkich Polaków! Wstydź się Maziarski za siebie, za swoją głupotę, a nie za mnie! Ja się za przywódców Polski przedwojennej nie wstydzę, bo uważam ich za polskich patriotów, i chociaż mam im to i owo do zarzucenia, bo błędy popełniali, to w pełni popieram ich działania podjęte w celu obrony niepodległości Polski i ochrony praw Polaków mieszkających poza granicami naszego kraju!
Równie łatwo jak z tekstem Maziarskiego mógłbym się rozprawić z tezami Targalskiego oraz Muszyńskiego, ale mi się nie chce, bo nie mam w zwyczaju kopać leżących. A w tej pozycji znajduje się szczególnie ten pierwszy, który jeszcze niedawno wraz z kolegami z "Gazety Polskiej" organizował wyjazdy specjalnych pociągów i autobusów na Węgry, żeby fetować Orbana. Czyżby wtedy nie wiedział, że żąda on autonomii dla Węgrów na Ukrainie, w Mołdawii i Słowacji? To nie wydaje mi się możliwe, bo o ustawie o ich podwójnym obywatelstwie i prawie do głosowania w węgierskich wyborach było bardzo głośno w Europie, krytykowała ją choćby "Gazeta Wyborcza". Jeśli więc o niej wiedział i jeździł na Węgry, żeby Orbana popierać m.in. za jego politykę w stosunku do mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu, to o co mu w tej chwili chodzi? Chce, żeby w tej chwili węgierski premier zaniechał upominania się o prawa Węgrów mieszkających od wieków w różnych krainach Doliny Panońskiej, w tym stawiania postulatu ich autonomii? A niby dlaczego miałby to robić? Musi te postulaty tym mocniej artykułować, że bohaterem nowej Ukrainy, jeśli jeszcze nie jest, to z pewnością będzie, dokonujący czystek etnicznych Stepan Bandera!
Jeśli chodzi o Muszyńskiego, przypisującego Tuskowi winę za to, co robi w tej chwili Orban, bo go wcześniej nie bronił przed atakami z Brukseli, to jego teza jest tak absurdalna, iż szkoda na polemikę z nią tracić czasu. Jest to zwyczajne odrócenie propagandowego hasła obozu rządzącego w Polsce, że "Kaczyński jest wszystkiemu winny". Tusk ma z Orbanem doskonałe kontakty i nigdy nie przyłączył się do nagonki, prowadzonej na niego przez lewaków z UE, co tak mu wytyka Marek Siwiec: "Gdy Orban niszczył prawo europejskie, gdy stawiał swój kraj na marginesie Unii Europejskiej, politycy PO siedzieli cicho. (...) ... Tusk, który chciał być prawdziwym Europejczykiem, tolerował to wszystko i przyjął go tutaj, w Warszawie, po wyborach.
" http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/4…. Co więcej, Tusk starał się kopiować wiele posunięć Orbana (np. likwidacja OFE), tyle że robił to sprytniej i zatrzymując się tak trochę w pół drogi (np. wspieranie lemingów mających kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich) i przez to jego posunięcia nie wywołały protestów europejskich lewaków.
Całej polskiej tzw. klasie politycznej, czyli politykom i publicystom politycznym, zarówno tym z lewa, jak i z prawa, plotącym brednie o polityce węgierskiego premiera, dedykuję słynną wypowiedź Marszałka Józefa Piłsudskiego: "Wam, panowie, kury szczać prowadzić, a nie politykę robić". Po raz kolejny powtarzam: Uczcie się polityki zagranicznej od Orbana! A tym o poglądach prawicowych radzę, żeby ze strachu przed Rosją nie przedkładali interesów nacjonalistycznej Litwy i prawdopodobnie wkrótce nacjonalistycznej Ukrainy nad interesy Polaków mieszkających nie tylko w kraju, ale również za granicą i postępowali tak jak zalecał Piłsudski: "Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym."
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 984 widoki
molasy