W listopadzie możemy pochylić głowy przed naszymi Rodakami zapalając świeczkę na cmentarzu i uczestnicząc w obchodach Święta Niepodległości w tym, w Marszu Niepodległości. Choć tyle ofiarujmy politykom i obywatelom, którzy wierni służyli, w myśl złożonej przysięgi, narodowi i pozycji Polski w świecie.
„Tam, na końcu korytarza, czekała ich starannie uszczelniona łaźnia ze stojącą w kącie beczką chloru. Przed wejściem do tej komory gazowej stał jej wynalazca, naczelnik aresztu śledczego z Poznania, z konwią pełną wody, którą wkrótce po ich wejściu zamierzał wlać do beczki i zatrzasnąć za nimi drzwi. Więc Szymon przedarł się gwałtownie na czoło kolumny wołając by zawrócili… szli wszyscy, pułkownik Lipiński z nieodłączną fajką w zębach, w której ukryty miał memoriał do ONZ-u, kapitan Ryszard z walizkowym gramofonem wypełnionym granatami dla ochrony dowódcy Armii Krajowej przed gestapo, Franek Chimney, budowniczy kominów fabrycznych, profesor Radożycki – Cyklop …Żan, tłumacz z LOT-u, ze zdjęciami ruin warszawskiego getta dla francuskich oblatywaczy, Janek Matuszewski, syn organisty, z nutami i planem rozbicia więzienia na wypadek grożącej im kaźni, Sałamacha, dobry duch gruźliczej celi z wystającym brzuchem i wyciętym płatem płuca, Młot z wydanym przez ubowców dowodem ujawnienia i doprowadzający ich do wściekłości aktem zgonu jego łączników, ksiądz Kazimierz z podeptanym brewiarzem, w pokutnej, wyszarganej w karcerze koszuli, wreszcie pogrążony w rozmowie z Dobrym Samarytaninem docent Andrzej, zapewniający młodego Teozofa, iż więzienie to jedyny azyl wolności, a także Kazimierz Pużak i biskup Splett z Gdańska, obaj w błazeńskich strojach, w zabawnych czapkach, które uszyto im, by wzbudzali śmiech. Niemiecki duchowny i przywódca polskiego socjalizmu szli obok siebie połączeni lodowatym „uściskiem szatańskiej miłości”, ścinającej lodem, której obu dano zakosztować i od której mieli jeszcze odmrożone stopy. Tymczasem zniecierpliwiony naczelnik wlał wodę do beczki z chlorem i buchnęło w nozdrza gryzącym gazem.”
To fragment powieści Janusza Krasińskiego „Twarzą do ściany”.
27 października grupa młodych wolontariuszy zorganizowała porządkowanie grobów w Warszawie, na cywilnym cmentarzu na Powązkach. Zaproszeni przewodnicy warszawscy opowiedzieli historię cmentarza i biografie kilku wielkich acz skromnie pochowanych Polaków, również tych z powieści Janusza Karasińskiego, skazanych w absurdalnych procesach i zamęczonych w najsurowszych katowniach: Mokotowie, Rawiczu, Wronkach.
Dumna jestem z tamtej Polski i bardzo doskwiera mi brak wspaniałych, myślących samodzielnie i niezwykle innowacyjnie Rodaków. Zapaliliśmy znicz na grobie Kazimierza Pużaka i Augusta Romana Kręckiego, naczelnika Ekspozytury Rządu Narodowego w czasie powstania styczniowego w latach 1863-1864, wielkiego społecznika. Opiekun wdów i sierot po uczestnikach tego powstania, prowadził kasę pomocy sybirakom i Schronienie dla Weteranów i Inwalidów Polskich. Dziwne, każdy przewodnik po Paryżu zaleca turystom zwiedzanie Pałacu Inwalidów, który wybudowany był w myśl tej samej idei, która przyświecała Augustowi Kręckiemu a ilu z nas, Polaków, wie o akcji prowadzonej przez Niego?
Na Powązkach jest grób Ludwika Idzikowskiego (ur. 24.08.1891 w Warszawie zm. 13.07.1929 na wyspie Graciosa na Azorach). To polski lotnik wojskowy, maturę uzyskał w Korpusie Kadetów w Rosji (1912), studia na wydziale górniczym w Liege w Belgii. Koniecznie chciał przelecieć Atlantyk. Ze składek Polonii amerykańskiej zakupiono egzemplarz samolotu rajdowego, odmianę bombowca, Amiot 123, mający mocniejszy silnik i inne drobne ulepszenia (pierwsza próba odbyła się również na samolocie Amiot 123). Samolot nazwano "Orzeł Biały". Podczas awaryjnego lądowania na polu, samolot wpadł na niewidoczny wał z kamieni i spłonął.
„We wtorek 6 czerwca 1944 roku na normandzkich plażach lądują alianckie oddziały. Rozpoczyna się operacja „Overlord”. Plany umocnień Wału Atlantyckiego, które przyjdzie zdobywać alianckim żołnierzom, są znane ich dowódcom dzięki polskiemu oficerowi wywiadu, który w mundurze niemieckiego generała, przeniknął do sztabu gospodarczego marszałka von Rundstedta.”
Kazimierz Leski, student Wyższej Szkoły Budowy Maszyn i Elektrotechniki Wawelberga i Rotwanda w Warszawie, aby opłacić studia, podejmuje pracę jako pracownik fizyczny w Głównych Warsztatach PKP. Na początku 1936 roku, z dyplomem inżyniera w kieszeni, wyjeżdża do Holandii, gdzie zostaje zatrudniony w „NVSB” – konsorcjum czterech największych holenderskich stoczni. Rozpoczyna pracę przy budowie okrętów podwodnych i podejmuje studia na Wydziale Budowy Okrętów Politechniki w Delft. Kiedy Holendrzy wygrywają przetarg na budowę dwóch okrętów podwodnych dla Polskiej Marynarki Wojennej, Leski zostaje współprojektantem najnowocześniejszego polskiego okrętu podwodnego ORP „Orzeł”. W czasie wojny tworzono szlak przerzutowy dla kurierów ZWZ/AK do między Londynem a krajem, szlak biegnący przez tereny III Rzeszy, Francji i Hiszpanii. Do wykonania tego zadania utworzono komórkę o kryptonimie „666”, a na jej dowódcę wyznaczono Kazimierza Leskiego, „Bradla”.
(…)„Odważny, wybitnie inteligentny, pełen inicjatywy, a przy tym przystojny i elegancki, świetnie mówiący po francusku i po niemiecku (łącznie ze znajomością lokalnych dialektów) nadawał się do takiej roboty doskonale.(…), Wytyczanie tras przerzutowych następuje etapami. Pierwszą podróż odbył „Bradl” do Berlina, następną do Belgii, podróżuje w kolejarskim mundurze jako pracownik Ostbahn. Potem wciela się w oficera Wermachtu, nawet generała…”
Poza tak oczywistymi przedmiotami jak mundur i odpowiednie dokumenty, pozostaje gruntowna znajomość wojskowego regulaminu, wszystkich przepisów obowiązujących niemieckich żołnierzy oraz zwyczajów panujących w niemieckiej armii. Wszystkie te informacje trzeba pozyskać, a później je bezbłędnie przyswoić”. I „Bradl” to zrobił. Biografia na wspaniały, sensacyjny film, po wojnie aresztowany, trafia do X Pawilonu na Rakowieckiej i zostaje skazany przez polskich komunistów na podstawie fałszywych zarzutów, wychodzi z więzienia dopiero po 10 latach… Ta czerwona zaraza zbierała żniwo wśród polskiej, przedwojennej, nietuzinkowej elity.
W listopadzie możemy pochylić głowy przed naszymi Rodakami zapalając świeczkę na cmentarzu i uczestnicząc w obchodach Święta Niepodległości w tym, w Marszu Niepodległości. Choć tyle ofiarujmy politykom i obywatelom, którzy wierni służyli, w myśl złożonej przysięgi, narodowi i pozycji Polski w świecie. To oni doprowadzili, po latach zaborów i zniszczeniach II wojny światowej, w czasie kryzysu gospodarczego, w ciągu zaledwie 20 lat do rozkwitu Rzeczypospolitej, to naprawdę była innowacyjna gospodarka.
To oni, mieszkańcy II RP różnych narodowości, stanu i wykształcenia, którzy wychowani zostali w szacunku dla świata i drugiego człowieka, razem z przywódcami Państwa, przystąpili do obrony niepodległości Polski. Bronili nas przed atakiem nienawidzących Polski agresorów, niemieckim, sowieckim i wykorzystującym tę sytuację nacjonalizmem ukraińskim . Bronili nas mieszkańcy Kresów, którzy już nigdy nie wrócili do swoich rodzinnych domów, bo nie znalazły się na terytorium powojennej Polski. Ich domy za wschodnią granicą zostały ograbione, spalone, zrównane z ziemią lub zajęte przez agresorów a rodziny wymordowane lub zesłane w głąb Rosji. Dla tych co przeżyli słowo Niepodległość znaczy wiele.
Oddajmy hołd „szlachetnym Polakom„, jak określił dążących do niepodległości Polski papież, Jan Paweł II w jednej ze swoich homilii, której przecież słuchaliśmy kiedyś z uwagą.
Czekam, gdy w poczytnym dzienniku pojawi się tytuł: Po raz pierwszy w historii marksiści przyznali się do błędu i przeprosili za dokonane morderstwo na narodzie polskim.
I zostanie ogłoszony nie dzień, ale miesiąc żałoby po pierwszych w niepodległej Polsce prezydentach, premierach, ministrach i obywatelach, którzy swój rozum mieli i nie dali się zastraszyć wrogiej Polsce propagandzie. Nie mieli hucznych pogrzebów, wieńców , mediów, nawet często nie wiemy gdzie są ich szczątki, dopiero teraz ich szukamy.
Kiedy skończy się nawoływanie do nienawiści do nich? Nie dajmy sobą manipulować, jesteśmy potomkami wspaniałych Polaków i zadbajmy o wspaniałą Polskę, tak jak oni to czynili.
Na cmentarzu cywilnym na Powązkach znajduje się grób Wojciecha Borzobohatego, który dopiero w 45 lat po zakończeniu czynnej służby, jako pułkownik dyplomowany, doczekał się moralnego zadośćuczynienia u Władz Wolnej Rzeczypospolitej. Inni czekali na to do 2011 roku. Pamiętajmy o Polakach brutalnie rugowanych z życia i pamięci. Protestujmy przeciw nienawiści tych, którym nadal pamięć ta jest niewygodna. Ale symbole z tamtych czasów są im miłe. Nad kominkiem byłego szefa MO, w miejscowości niedaleko Radomia, wisi szabla z napisem „Dla komendanta w 60 rocznicę urodzin”. A niektóre terminy z powieści Janusza Krasińskiego wciąż są używane, pomieszczenie w policyjnym wozie , w którym skuty kajdankami, oblewany gazem pieprzowym, leży "groźny" przestępca (ostatnio poseł Przemysław Wipler) w slangu policji to gaz-komora.
Na cmentarzu służewieckim, w rogu, przy murze stoi drewniany krzyż z tabliczką, na której rylcem wyryty został poniższy tekst:
Przechodniu pochyl czoło
Wstrzymaj krok na chwilę
Tu każda grudka ziemi
Krwią męczeńską broczy
To jest Służewiec, to nasze Termopile
Tu leż Ci co chcieli bój do końca toczyć
Nie odprowadzał nas tu kondukt pogrzebowy
Nikt nie miał honorowej salwy ani wieńca
W mokotowskim więzieniu
Krótki strzał w tył głowy
A potem mały kucyk
Wiózł nas na Służewiec.
Bożena Ratter
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 873 widoki