Gwałt szmat na społeczeństwie

Przez molasy , 24/05/2013 [10:46]
Wbrew szczytnym hasłom, organizatorkom tzw. marszów szmat nie chodzi o obronę zgwałconych kobiet, lecz o propagowanie swojej lewackiej ideologii feministycznej. Przemarsze roznegliżowanych i ubranych prowokacyjnie rewolucjonistek i rewolucjonistów obyczajowych służą zwiększeniu, a nie zmniejszeniu liczby gwałtów. Lewacy organizują je, żeby opanować przestrzeń publiczną, zniszczyć tradycyjne normy społeczne i dokonywać naboru nowych członków do swej nihilistycznej sekty. To co oni robią, można nazwać gwałtem na społeczeństwie, bo takie przemarsze są formą przemocy symbolicznej wobec normalnych ludzi, którzy nie dali się uwieść chorym ideologiom post- oraz neomarksistowskim, i myślą zdroworozsądkowo. Należy do nich niewątpliwie kanadyjski policjant, z którego lewacy zrobili potwora, przeciwko któremu trzeba organizować marsze na całym świecie, bo zwrócił uwagę na to, że ubranie, jakie nosi kobieta, ma wpływ na jej bezpieczeństwo. Czy to nie jest prawdą? Oczywiście, że jest. Uczą tego coraz popularniejsze tzw. szkoły przetrwania. Przeczytać o tym można w licznych survivalowych poradnikach. Na przykład kobieta nie powinna się wybierać samotnie w szpilkach i krótkiej spódniczce w góry. Taka wyprawa może się dla niej skończyć tragicznie. Nie powinna też tak chodzić ubrana do lasu, choćby z tego powodu, że jest narażona na oparzenie nóg pokrzywami oraz na to, że wbiją się w jej gołą skórę kleszcze. O wielkim prawdopodobieństwie zniszczenia butów na wysokim obcasie nie wspomnę. A chodzenie boso po leśnej ściółce do przyjemności nie należy. I tak samo nie powinna tak chodzić ubrana w wielkim mieście, szczególnie gdy porusza się po nim samotnie w nocy. Bo poruszanie się po wielkiej metropolii bywa czasami tak samo niebezpieczne jak po lesie czy w górach. Nie bez powodu mówi się o „wielkomiejskiej dżungli”. Kobiety są narażone w miastach na napady nie lwów czy wilków, ale równie jak one niebezpiecznych napastników, takich na przykład jak schwytany na początku kwietnia w Krakowie zboczeniec, gwałcący dziewczyny, których strój i wygląd pobudzał go seksualnie. Oto co na ten temat krakowskiego seryjnego gwałciciela można było się dowiedzieć z komunikatu policji, cytowanego przez media: „Wybierał kobiety dwudziestokilkuletnie, pracujące w pubach czy dyskotekach w centrum, które kończyły pracę nad ranem i samotnie wracały do swojego domu. Z ustaleń policji wynika, że sprawca czasami sam zaczepiał samotną dziewczynę np. czekającą nocy na przystanku autobusowym i zapraszał ją do swojego domu. Tutaj częstował swojego gościa alkoholem doprawionym najprawdopodobniej narkotykiem, po którym dziewczyna traciła świadomość.” (http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/818638,Kra…-) Komunikat nie podaje wprawdzie informacji, jak ofiary zboczeńca były ubrane (bardzo prawdopodobne, że to skutek policyjnej autocenzury, żeby nie narażać się na ataki lewaków takich jak organizatorzy marszów szmat), ale jest za to wzmianka, że pracowały w lokalach nocnych. A jak ubierają się dziewczyny pracujące w dyskotekach wiedzą nie tylko ich bywalcy, ale także ci, którzy w ich nie bywają, bo pokazują to filmy fabularne i dokumentalne czy reportaże. Są to niewątpliwie stroje zakładane po to, żeby przyciągnąć uwagę mężczyzn. I takie właśnie ubranie prowokowało gwałciciela do ataku, bo – jak wynika z reportażu wyemitowanego w TVN – już po jego dokonaniu, przepraszał niektóre ofiary, tłumacząc się, że „nie mógł się powstrzymać”. Ponoć ze wstępnych badań psychologicznych wynika, że mówił prawdę, bo w trakcie dokonywania tych przestępstw nie był w pełni poczytalny. Gdyby ofiary krakowskiego gwałciciela słyszały wypowiedź kanadyjskiego policjanta i zastosowały się do jego sugestii co do stroju, w którym wychodzą na miasto, to zapewne większość z nich, a może nawet wszystkie, uniknęłyby traumatycznych przeżyć spowodowanych gwałtem. Podobnie do tego, co on powiedział, brzmi rada sformułowanie przez polskiego specjalistę od survivalu Krzysztofa J. Kwiatkowskiego: „Jeśli przebywasz w terenie potencjalnie dla ciebie niebezpiecznym, nie wyglądaj nazbyt atrakcyjnie seksualnie (ba, jak to zrobić, co?), ani nie wyróżniaj się w jakiś szczególny sposób.” (http://www.swiatpodrozy.pl/a.php?id=303) Tymczasem organizatorki marszów szmat, wbrew zdrowemu rozsądkowi, radzą dziewczynom postępować na odwrót: „ubierajta się jak chceta, ale najlepiej tak, żeby się wyróżniać seksualnie!”; „chodźta ubrane jak dziwki, albo nawet całkiem rozebrane, gdzie chceta i kiedy chceta!” Odnieść można wrażenie, że uczestniczki marszu szmat, który odbył się kilka dni temu w Warszawie, dlatego się porozbierały i szły na golasa, bo na serio wzięły „radę” Pablo Keya z satyrycznego tekstu zatytułowanego „Survival w wielkim mieście”: „Jeżeli jesteś dziewczyną i wracasz z dyskoteki w mini spódniczce i szpilkach przez ciemny park po dwunastej w nocy, zdejmij majtki. Będzie szybciej i nie porwą ci ubrania.” (http://www.joemonster.org/art/1817) Przykład krakowskiego gwałciciela dowodzi, że epatujące nagością marsze szmat przyczyniają się do zwiększenia liczby gwałtów, bo jest to gaszenie pożaru benzyną. Młode dziewczyny mogą bowiem niestety uwierzyć ich organizatorkom, że wolno im chodzić prowokacyjnie ubranym gdzie chcą i z kim chcą. Otóż nie jest to prawda i rację miał kanadyjski policjant, który kobiety przed tym przestrzegał. Wolność nie polega na nieograniczonym prawie do robienia tego, co się chce. Każdy człowiek musi się ograniczać, na przykład brać pod uwagę dobre obyczaje i normy społeczne dotyczące zachowania się i stroju. Wyraża to staromodne słowo „przyzwoitość”. Istnieje coś takiego jak tzw. kod ubierania się. Inaczej ubiera się bizneswoman, a inaczej prostytutka. Nawet najbardziej nawiedzone feministki, wykładające jakąś pseudonaukę z zakresu gender studies na uniwersytecie, nie ośmielą się przyjść na wykład rozebrane tak jak podczas marszu szmat. Zakładają też one karnie na głowę chustkę, gdy przyjeżdżają do takich krajów muzułmańskich jak na przykład Arabia Saudyjska. Zatem okłamują młode dziewczyny, że niezależnie od okoliczności mogą się ubierać tak jak podczas marszów szmat. Jest to tym bardziej karygodne, że zawodowe feministki mają wysokie dochody i poruszają się po mieście własnymi samochodami lub taksówkami, więc nie są narażone na ataki takich zboczeńców jak krakowski seryjny gwałciciel. Niestety zdecydowanej większości kobiet nie stać na taki luksus jak taksówka i dlatego powinny zachować szczególną ostrożność podczas powrotów do domów, bo są narażone na ataki i napady, również seksualne. Zgwałcone kobiety są z punktu widzenia postmarksistowskich rewolucjonistek bardzo dobrym materiałem na nowe działaczki feministyczne. Ponadto są żywymi dowodami na istnienie społecznej przemocy. Rewolucyjne feministki twierdzą, że to tradycyjne społeczeństwo odpowiada za gwałty, a gwałciciele dopuszczają się ich dlatego, że normy społeczne na to im pozwalają. I to dlatego marsze szmat nie są wymierzone przeciwko nim, lecz przeciwko społeczeństwu, które rzekomo przerzuca brzemię winy na zgwałcone kobiety. To właśnie dlatego uczestniczki i uczestnicy marszów szmat wcale nie wznoszą haseł przeciwko gwałcicielom, nie domagają się zaostrzenia kar im wymierzanych i wprowadzenia do kodeksu karnego jakichś rozwiązań prawnych umożliwiających skuteczniejsze ich ściganie. Te manifestacje nie są organizowane dla upamiętnienia ofiar jakiegoś drastycznego gwałtu, lecz z powodu wypowiedzi bogu ducha winnego policjanta! Zatem skierowane są nie przeciwko gwałcicielom, lecz przeciwko policji! A ponieważ ta służba działa w imieniu państwa, więc marsze szmat wymierzone są w społeczeństwo. Rzekomo są protestem przeciwko obwinianiu zgwałconych kobiet, że są współwinne gwałtów, ale to jest jedynie wydumany pretekst. Kanadyjski policjant nie to przecież miał tego na myśli w wypowiedzi, którą rewolucyjne feministki zinterpretowały całkowicie na opak. Do jak tragicznych skutków prowadzi zwycięstwo postmarksistowskiego feminizmu pokazuje przykład Szwecji, kraju, w którym całkowicie zatryumfował (jego postulaty wpisały do swego programu niemal wszystkie partie polityczne, również rzekomo prawicowe). Okazuje się, że notuje się w niej najwięcej gwałtów w Unii Europejskiej (zob. np. http://wielodzietni.org/discussion/3911/najwiecej…). Zatem rzekomo broniące kobiet rewolucyjne feministki w rzeczywistości działają na ich szkodę, o czym Polki powinny wiedzieć. Wzrost liczby gwałtów w Szwecji to skutek zniszczenia tradycyjnych więzi społecznych, rozbicia wspólnot konstytuujących społeczeństwo – religijnej (w wyniku zaniku oddziaływania kościoła luterańskiego), narodowej (skutek napływu wielkiej liczby imigrantów) oraz rodzinnej (m.in. efekt propagowania wśród dzieci nowych, lewackich, wzorców kulturowych takich jak np. promiskuityzm - pozbawionych więzi uczuciowych kontaktów seksualnych z przypadkowymi, często zmienianymi partnerami). Rewolucyjnym feministkom jest na rękę wzrost liczby gwałtów, bo są one uzasadnieniem dla ich postmarksistowskiej ideologii opartej na teorii przemocy. Termin „przemoc” jest odpowiednikiem pojęcia „walka klas” w marksizmie-leninizmie. Tłumaczy on przyczyny rzekomego uciemiężenia tzw. mniejszości (kobiety, homoseksualiści, Żydzi oraz inni „wykluczeni”) przez społeczeństwo, zorganizowane w taki sposób, że dominują w nim biali heteroseksualni mężczyzn o wysokich dochodach (pierwsza grupa to odpowiednik marksistowskiego „proletariatu”, zaś druga – „burżuazji”). „Mniejszość” (należy do niej co najmniej 2/3 społeczeństwa!) jest podporządkowana „większości” (jeśli się jej liczebność dobrze policzy, to wyjdzie na to, że należy do niej zaledwie 10-15 proc. społeczeństwa, a na dodatek pewnie w takiej Szwecji więcej niż połowa z tych bogatych mężczyzn nazywa się feministami!) wskutek istnienia różnych form przemocy (nie tylko fizycznej, ale też instytucjonalnej, normatywnej czy symbolicznej). Gwałty na kobietach służą feministkom do udowodnienia tezy o istnieniu przemocy społecznej i dlatego tak dbają o to, żeby ich liczba stale rosła. W ten sposób mają paliwo napędowe dla swych rewolucyjnych działań wymierzonych w tradycyjne społeczeństwo. A że odbywa się to kosztem zbałamuconych przez nich młodych kobiet? Rewolucjonistki takimi „drobiazgami” jak gwałty, do których się przyczyniają swoimi działaniami, się nie przejmują. Wiadomo przecież, że podczas każdej rewolucji muszą być ofiary. Ważne jest odniesienie ostatecznego zwycięstwa. A jak je osiągnąć? Jak zmienić społeczeństwo, które funkcjonuje poprzez stosowanie przemocy wobec mniejszości? Postmarksistowskie rewolucyjne feministki, podobnie jak ich marksistowska idolka Róża Luksemburg, mają oczywistą odpowiedź: trzeba wywołać rewolucję, czyli zastosować przemoc do obalenia przemocy. Jak pisał poeta: „Gwałt niech się gwałtem odciska”! Marsze szmat, podobnie jak gejowskie parady, są właśnie przejawami rewolucji kulturowej (skojarzenie z rewolucją kulturalną w Chinach Mao Tse Tunga jest jak najbardziej prawidłowe). Jej cechą jest stosowanie różnych form przemocy przez „mniejszości” wobec „większości” społeczeństwa: od symbolicznej (np. parady gejowskie i marsze szmat czy zbeszczeszczenie cerkwi przez Pussy Riot), poprzez normatywną (np. uprzywilejowanie prawne homoseksualistów, parytety dla kobiet czy zakaz piastowania stanowisk kierowniczych przez katolików takich Rocco Butiglione, który nie został zaakceptowany na komisarza Unii Europejskiej), aż do fizycznej (np. próba rozbicia Marszu Niepodległości w 2011 r. przez niemieckie lewackie bojówki czy napad rewolucyjnych feministek z Femenu na prymasa Belgii w tym roku). Takimi manifestacjami jak marsze szmat rewolucyjne feministki i geje dają następujący sygnał normalnym ludziom: to my panujemy na ulicach, to nam wolno robić tutaj to, co się nam podoba, a wy nie macie prawa nas za to krytykować. A jeśli się odważycie, to spotka was takie potępienie, jak prof. Krystynę Pawłowicz, która ośmieliła się powiedzieć: „Jak chcą coś wywalczyć, niech się poubierają normalnie i przyjdą załatwiać sprawy do Sejmu. Policja powinna ingerować. Takie wyuzdane zachowanie na ulicy narusza poczucie estetyki, prawo rodziców do wychowania dzieci. Ulica należy do wszystkich, a nie do dziw, kurew.” (http://wyborcza.pl/1,75248,13958591,Pawlowicz_o_m…) Od 3 dni trwa nagonka na tę mądrą kobietę za kilka zdań prawdy o gwałcie postmarksistowskich feministycznych szmat na normalnych ludziach. Terror rewolucyjny w czystej postaci! Ta wściekłość lewaków jest spowodowana tym, że prof. Pawłowicz, burzy ich propagandową narrację, iż reprezentują „mniejszość” kobiecą. Okazuje się bowiem, że to kobieta najgłośniej protestuje przeciwko ich rewolucyjnym działaniom! Dlatego próbują ją zniszczyć i wykluczyć z debaty publicznej. Nie wolno dopuścić do tego, żeby im się to udało, bo w rzeczywistości to nie rewolucyjne feministki, ale prof. Pawłowicz wyraża opinię większości kobiet. To ona działa w ich interesie, broniąc na przykład rodziny, którą z pewnością wymyśliły bardzo dawno temu kobiety. I to one ją obronią przed uzurpującymi sobie prawo do ich reprezentowania feministkami typu Magdalena Środa et consortes. Wcześniej czy później postmarksistowski feminizm spotka taki sam los jak marksizm-leninizm i znajdzie się on na śmietniku historii. Tam jest bowiem miejsce dla szmat! A wyrzucą je tam kobiety, które zrobią z postmarksistowskim feminizmem to samo, co z marksistowskim komunizmem zrobili robotnicy!
Pies Baskervillów

Wypada się zapytać,co robi,i gdzie jest,resztka ludzi inteligentnych w Europie,bo to nie tylko polski problem. Chociaż, z drugiej strony,czekam z niecierpliwością,na gwałty na facetach,w Polsce jest już duzy kontyngent,czas zaczynać gwałcić. Proponuję amnestię,i wypuszczenie kilka tysięcy "głodnych seksu" na facetach:) Nowa klasa,już na salonach...
Domyślny avatar

molasy

12 years 4 months temu

" ... gdzie jest,resztka ludzi inteligentnych w Europie,bo to nie tylko polski problem". Ta zaraza jest do Polski importowana. Narodziła się w Europie Zachodniej w l. 60. ub. wieku w kręgach dotkniętych marksistowskim bakcylem, na który cierpiały zachodnie elity od przedwojnia. Niestety pożarła już ona umysły wykładowców uniwersyteckich z zakresu nauk humanistycznych oraz medycznych (jej skutkiem jest np. uznanie homoseksualizmu za coś normalnego)i nawet przyrodniczych (np. bajki o wielkim wływie człowieka na globalne ocieplenie). To szaleństwo wciąż się rozszerza i doprowadzi w końcu do upadku zachodniej cywilizacji, o ile nie dojdzie do jakiegoś umysłowego odrodzenia, które zainicjować mogą jedynie naukowcy z zakresu nauk ścisłych i technicznych. Ale to będzie trudne, bo oni niechętnie zajmują się polityką. Oznak odrodzenia na razie nie widać. Ale to się może nagle zmienić, bo kazda rewolucja się kiedyś kończy, gdyż zaczyna pożerać swoje dzieci. Kto wie, czy np. marcowi rewolucjoniści z lat 60. w końcu się nie doigrają i zostaną usunięci z tego świata przez swoich wnuków przy pomocy eutanazji? Wcześniej czy później dojdzie do wstrząsu społecznego, który zapoczątkuje powrót do wartości. Na szczęście my się jeszcze przed tą zarazą możemy skutecznie obronić, bo zaszczepiły nas na nią rządy marksistów-leninistów. Niestety narażone jest na nią młode pokolenie, które nie nabyło odporności od komunistycznej szczepionki. Ale mimo to nie jest u nas jeszcze tak źle. W każdym razie walka wciąż trwa.