Mówienie Grodzki zamiast Grodzka jest tak samo dopuszczalne jak Rapaczyńska zamiast Rapaczynski

Przez molasy , 09/02/2013 [18:06]
Kilka dni temu w radiu TOK FM Wiesław Dębski (były redaktor naczelny „Trybuny”) bardzo ostro zaprotestował, gdy Tomasz Terlikowski nazwał „Grodzkim” Annę Grodzką. Zrobił tak, ponieważ uznał, że takie przekręcanie nazwiska jest objawem braku szacunku jego rozmówcy w stosunku do osoby, o której mówił. Jeśli przyjąć, że Dębski ma rację, to okazuje się, że rzuca on kamieniem w bliźniego, chociaż sam nie jest bez winy. Przypominam sobie bowiem, że komentując wydarzenia rozgrywające się przed sejmową komisją badającą aferę Rywina, ten lewicowy dziennikarz, wielokrotnie mówił „Wanda Rapaczyńska” o prezes Agory Wandzie Rapaczynski. Zatem przekręcał jej nazwisko! Co gorsza nie tylko on dopuszczał się tego objawu „braku szacunku”. Czynił tak bowiem również sam przewodniczący tej komisji, wicemarszałek (albo wicemarszałkini, bo się już w tej sejmowej tytulaturze trochę pogubiłem) Tomasz Nałęcz! Kroczy on zawsze na czele obozu postępu (zaczął 22 lipca w pochodzie PZPR, który 11 listopada przekształcił się w orszak prezydenta Komorowskiego ) i jest wzorem poprawności politycznej w mowie i w piśmie. Ponieważ lubi sięgać po kwieciste metafory, to zdarzają mu się lapsusy językowe, ale zawsze później za nie przeprasza, tak jak ostatnio, gdy porównał Jarosława Kaczyńskiego do zranionego odyńca (oczywiście Nałęcz nie przeprosił lidera PiS, lecz „tych, którzy się jego wypowiedzią poczuli urażeni”).Tymczasem w stosunku do prezes Agory takich przeprosin nie było (tzn. nie przeprosił on nie tylko jej samej, ale również „tych, którzy poczuli się jego wypowiedziami urażeni”). Jedynym wytłumaczeniem tego braku przeprosin jest zatem to, że nie miał za co przepraszać. Potwierdza to również fakt, że także Dębski nigdy Rapaczyńskiej nie przepraszał, a podczas rozmowy z Terlikowskim w radiu Tok FM chwalił się swoim dobrym wychowaniem wyniesionym z domu rodzinnego (chwalenie się swoją wyższością w wychowaniu domowym nad rozmówcą jest oczywistym dowodem dobrego wychowania). Jeśli zatem i Nałęcz, i Dębski, ludzie postępowej lewicy, o wzorcowej kindersztubie, mogą nazywać Wandę Rapaczynski „Rapaczyńską”, to równie dobrze Terlikowski może mówić o Annie Grodzkiej „Grodzki”! Zauważmy, że odmówienie mu takiego prawa będzie objawem seksizmu. No bo dopuszczalna jest oboczność Rapaczynski/a, natomiast zakazana byłaby oboczność Grodzka/i. Znaczyłoby to, że osoba o męskiej końcówce nazwiska mogłaby jednocześnie stosować jego formę żeńską, natomiast na odwrót byłoby to niemożliwe. Byłby to objaw uprzywilejowania językowego mężczyzn i dyskryminacji kobiet, z czym walczą wszyscy zwolennicy feminizmu, w tym Nałęcz i Dębski ! Jako byli członkowie partii, próbującej zrealizować w Polsce idee rewolucji bolszewickiej, wiedzą doskonale, że to bolszewicy odkryli, iż panowanie nad językiem jest kluczem do sprawowania władzy. Ten, kto ma władzę nad językiem, panuje także nad umysłami ludzi, którzy go używają. Zatem tylko dążący do utrzymania władzy nad kobietami seksiści mogą zakazywać mówienia o nich z użyciem męskiej końcówki ich nazwisk. Jestem pewien, że powyższy wywód poprą polskie feministki, a w szczególności Kazimiera Szczuka, która jest polonistką z wykształcenia. Oczywiście pojawia się tutaj pewna niedogodność językowa, bo gdy nasz rozmówca powie o kimś „Rapaczynski” czy „Grodzka”, to nie będziemy znać płci tej osoby. Ale zgodnie z teorią gender, której wyznawcą jest przecież Dębski (a może Dębska?) oraz Rapaczyńska i Grodzki (o Nałęczu nie wspominając), płeć człowieka nie jest zdeterminowana biologicznie, lecz jest wytworem kultury. Co więcej, nieaktualny jest już podział na płeć męską i żeńską. Istnieją także inne, co prawnie uznała Australia, która w paszportach wprowadziła trzecią rubrykę dla ich przedstawicieli. Każdy może sobie wybrać taką płeć, jaką chce. Na przykład rano ktoś chce być kobietą, w południe – mężczyzną, zaś wieczorem – członkiem (cóż za seksistowskie słowo, trzeba zakazać jego używania!) „trzeciej płci”. I wolno mu, zgodnie z hasłem „miejta płeć jaką chceta”! Zatem rozróżnianie płci przy pomocy męskich i żeńskich końcówek nazwisk jest zbędne. Sądzę, że w tej sytuacji należy zawsze pisać Rapaczyńska/i, Grodzki/a, Nowicka/i, Dębski/a, Kowalska/i, itp., ewentualnie Rapaczyńska vel Rapaczynski, Grodzki vel Grodzka itd. Natomiast w mowie, każdy może wybrać sobie taką formę, jaka mu się podoba, zgodnie z hasłem „mówta jak chceta”. Z tego wynika, że mówienie Rapaczyńska jest tak samo dopuszczalne jak Rapaczynski, zaś Grodzki jak Grodzka. Q.e.d. (quod erat demonstrandum czyli co było do udowodnienia).