Prześmiewczo można powiedzieć, że "Śmierć Prezydenta" uwzględnia racje wszystkich stron zaangażowanych w rozwikłanie przyczyn tragedii w Smoleńsku: MAK-u, komisji Millera i "Gazety Wyborczej". Wszyscy wątpiący w tezy tych trzech podmiotów zostali bowiem zepchnięci na margines teorii spiskowych.
Film okazał się jednostronny, nie przedstawił racji tych, którzy przecież przeprowadzili symulacje komputerowe i angażują swój autorytet naukowy w pokazanie innego przebieg lotu niż oficjalny polski i rosyjski. Gorzej - ustalenia wątpiących przedstawiono kpiącym omówieniem publicysty "Gazety Wyborczej". Drugiej stronie nie dano w ogóle głosu. W filmie nie zająknięto się o tym, że Polsce nie został po prawie trzech latach od katastrofy zwrócony wrak. Nie wspomniano o wykrytych ostatnio śladach materiałów wybuchowych, choćby nawet nie musiały się wiązać z wybuchem na pokładzie a być pozostałością wojenną. Przestraszono się więc podania rzetelnej i najostrożniejszej informacji na temat TNT na wraku tupolewa.
Co ciekawe, nie przedstawiono żadnych własnych ujęć z miejsca katastrofy ani zdjęć wraku po jego złożeniu na pasie lotniska w Smoleńsku. Można więc domniemywać, że ekipa NGC nie została dopuszczona do kluczowych dowodów w sprawie katastrofy. No bo aż o taką niechlujność i niski budżet ich nie podejrzewam. Zamiast tego film bazuje wyłącznie na opublikowanych dokumentach komisji badających katastrofę okraszonych wypowiedziami polskich ekspertów i rosyjskich dziennikarzy.
Samą inscenizację katastrofy i jej miejsca można uznać za tandetną i prymitywną, bez wchodzenia w szczegóły nurtujące co najmniej setki blogerów zajmujących się katastrofą. Niezgodnie z prawdą przedstawiono współpracę polskich i rosyjskich śledczych - jako nie budzącą żadnych zastrzeżeń. Realizatorzy bardzo łagodnie obeszli się z rosyjskimi kontrolerami, nie pokazując wprost ich błędnego naprowadzania samolotu a zadowalając się jedynie informacją na ten temat przez członka polskiej komisji. Jest co prawda jeden moment, kiedy ekran radaru na "wieży" w Smoleńsku gaśnie, a kontroler wali w niego jak w zepsuty telewizor, ale nie dowiadujemy się, że wadliwe działanie tego urządzenia mogło mieć przecież kluczowe znaczenie dla przebiegu lotu zakończonego śmiercią 96 osób.
Choć ze "Śmierci Prezydenta" wiele osób na świecie dowie się o ludobójstwie, w filmie nazywanym masakrą, w Katyniu, to jeśli chodzi o katastrofę w świat pójdzie wiele manipulacji z nią związanych. W filmie dużą uwagę zwraca się na "pośrednią presję" jaka mogła być wywierana na pilotów. Niestety, nie ma ona potwierdzenia w rzeczywistości, a to co mogło rzekomo na nią wskazywać zostało przedstawione w niezgodny z rzeczywistością sposób.
Bardzo sugestywnie przedstawiono obecność w kokpicie dyrektora protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazany. Nie dowiadujemy się oczywiście, że reprezentował on Ministerstwo Spraw Zagranicznych, czyli wrogi głównemu pasażerowi ośrodek władzy. Widzimy za to, że dyrektor Kazana siedzi w tym samym pomieszczeniu co prezydent a do kokpitu wchodzi w trakcie podchodzenia do lądowania. Tak przynajmniej wynika z kontekstu, bo dokładnej informacji na ten temat w filmie nie ma. Prawda jest taka, że prezydent Lech Kaczyński siedział w pierwszym saloniku tylko z żoną Marią, natomiast dyr. Kazana siedział prawdopodobnie dopiero w tzw. trzecim saloniku. A z pilotami rozmawiał kwadrans przed rozbiciem się samolotu. Próbując się najnormalniej w świecie dowiedzieć, czy uda się wylądować czy trzeba będzie zmienić plany związane z uroczystościami w Katyniu. Nic innego z zapisu rozmów w kokpicie nie wynika.
Z podobną dbałością o zgodność ze stanem faktycznym odniesiono się do lotu do Tbilisi, kiedy to piloci, mimo próśb Lecha Kaczyńskiego odmówili lotu do stolicy Gruzji bojąc się, że maszyna zostanie zaatakowana przez Rosjan. W filmie posłużono się tym wydarzeniem do zbudowania obaw pilota o własną pracę, gdyby postąpił wbrew temu, na czym zależało prezydentowi. Z inscenizacji wynika jakby wydarzenie miało miejsce niedługo przed katastrofą, a nie dwa lata wcześniej. A także - jakby spór co do celu podróży miał miejsce podczas lotu, a w rzeczywistości decydowano o tym na lotnisku. Nie poinformowano jednak o najważniejszym - przykład lotu do Gruzji pokazuje właśnie, że można było się prezydentowi sprzeciwić i nawet dostać za to medal(!) od pracodawcy, czyli ministra obrony narodowej Bogdana Klicha.. Oczywiście nie zająknięto się o tej nagrodzie, bo wątpliwa narracja runęłaby całkowicie w gruzach.
Wymienione wyżej przemilczenia, kłamstewka i co tu dużo kryć po prostu manipulacje, nie są niestety jedynymi w tym kiepskim pod każdym względem filmie.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 2051 widoków
@CC
katastrofa NG przez malyy5 lub tutaj : zaczyna się po niecałych 6 minutach
Dzięki malyy
Moje zdanie
All
nie obejrzałam
Oglądanie na NGC
All
Ale faken siet
prostytutka Rosji
@ALL
malyy5
Będą pozwy za film o Smoleńsku? Macierewicz zapowiada pomoc
All
Jak film National Geographic ocenia Anita Gargas
Oddelegowany tow. Gebert!
Nie ogladalem,
@CC
@CC
Czarek Czerwiński
@all
Sanatorium
PO-d stołem