cyt.: "(...)8 lipca prezydent Bronisław Komorowski spotkał się nieoficjalnie z byłym szefem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa Nikołajem Patruszewem - dowiedział się Nowy Ekran, ze źródeł zbliżonych do Służby Kontrwywiadu Wojskowego(...)".
to, co poniżej przeczytacie, nie ma z tą wiadomością zupełnie nic wspólnego ;)
Pragnę zaprezentować fragment ciekawego dziełka, które dostało się w moje ręce, kiedy wybrałem się niedawno na spacer po okolicy. Właściwie, to tylko kilka zdań - była to pewnie strona z jakiejś powieści, czy coś w tym rodzaju. Oczywiście co poniektórym wydawać by się mogło, że sytuacja brzmi nieco znajomo, ale to tylko złudzenie. To czysta fikcja literacka w której podobieństwo do rzeczywistych osób, miejsc i sytuacji jest na pewno przypadkowe. Na pewno...
Ale do rzeczy:
"(...) W innym czasie w odległej galaktyce, na planecie zwanej Gleba.
Gdzieś pośrodku niewielkiego państewka sąsiadującego z bratnim Krajem Dobrych Porad:
Gabinet regenta. Wczesny letni poranek. Przez kotary przesłaniające wysokie okna gabinetu sączyły się zniewalające ciepłe promyki połyskując na marmurowej posadzce i obitych ciemną skóra potężnych kanapach.
- No Bredzisław, opowiadaj kak to u was leci. Tylko bez w bawełnę owijania!
- Posłusznie melduję Nikito Arystotelewiczu, że wszystko pod ścisłą kontrolą! - rozmówca poruszył się niespokojnie w swoim fotelu, nerwowo oblizał wargi, i poprawił okulary. Sięgnął do kieszeni po białą haftowaną chusteczkę, starannie wyprasowaną przez małżonkę. Szybkim ruchem otarł pot z czoła.
- Gorąco tutaj, nieprawdaż?... - dodał
- Ano gorąco, gorąco! Ale goręcej to zrobi się jak wy nie dopatrzycie wszystkiego jak trzeba! - pogroził palcem rozmówca. Jego spiczasty nos wydał się jeszcze dłuższy, jak dziób krogulca, który zawisł nad miotającą się w panice ofiarą.
- Zawalanek chwacit!
- Ale, ale... wtrącił otyły rozmówca zdejmując okulary
- Nie przerywać! - wrzasnął ten drugi i uderzył dłonią w oparcie fotela. Pochylił się do przodu w kierunku rozmówcy i machinalnie strzepnął popiół z cygara na podłogę. - Dość było oszybek! Gdybyśmy wam na ręce nie smotrieli, gówno by wyszło z tego całego interesu!
- No przyznam...
- A przyznaj, przyznaj! Jak miało być? Z Gęsińskim do dzisiaj się pieprzymy, a mieli "gdzieś polecieć i wszystko się zmieni", nie tak to było?
- No poleciał, ale jeden, a drugi mamusią sie wykpił...
- Wykpił, nie wykpił, niedopatrzenie było. Nie ma dwóch zdań!
- No ale reszta? Reszta wypadła w porządku? - zapytał ten grubszy
- No... ujdzie - odparł udobruchany co nieco rozmówca.
Nastąpiła chwila ciszy, zmącona tylko cichym posapywaniem osobnika w okularach.
- A wybory wy starannie przygotowali? - padło niespodziewanie
- Pełna kontrola, mamy to o.. w takim małym paluszku - rzucił szybko grubszy, wysuwając pulchny ostatni palec lewej dłoni. - W takim malutkim!
- To ile uzbierać zamierzacie? - zapytał drugi udając obojętność
- Tak pod czterdzieści, według planów. Plus minus oczywiście!
- Ładno, ładno. A ci z Porządku i Równości? Ile im dacie?
- Żeby dobrze wyglądało tak ze trzydzieści pasowałoby dać... - odpowiedział grubszy i utkwił pytające spojrznie w rozmówcy.
- Ładno, ładno... powtórzył tamten - Aha! - wykrzyknął nagle, co wywołało nagły napad palpitacji u grubszego - nie zapomnijcie o tym Żarzypsie i jego bandzie. Paru oszołomów i zboczeńców warto mieć w odwodzie. Tak na wszelki wypadek...
- Oczywiście! O tym też pomyśleliśmy Nikito Arystotelkewiczu. Dostanie...
- Nie ważne! - przerwał drugi. - Nie zawalcie! - spojrzał groźnie na tamtego - N i e z a w a l c i e ... - powtórzył cedząc pojedyncze litery, jakby chciał wypluć przypadkiem wypite fusy z herbaty. Grubego przeszła nagła fala dreszczy. Przez moment ponownie nastała ta nieznośna cisza. Z potrzeby rozładowania napięcia, które otaczające ich powietrze zamieniło niemal w bezbarwną gęstą galaretę wydusił z siebie:
- Aaaa... cygaro, cygaro smakuje?
- A ujdzie, ujdzie, nawet, nawet - odpowiedział niemal bez emocji tamten - to pewnie z południowego wschodu - znam tereny, właściwie to jakby nasze - spojrzał prowokacyjnie na rozmówcę i niespodziewanie wybuchnął śmiechem - Ha, ha! żartowałem, Bredzisławie, żartowałem!
- No tak... - odsapnął gruby.
- O jeszcze jedno - ta, jak jej tam... Grzebacz? - spojrzał pytająco - tak Grzebacz! Wodzisław Wodzisławowicz wspomniał o tej damie. Dajcie jej coś fajnego po tych wyborach - tak bez obciążeń. Dobra?
- Oczywiście - odparł drugi pośpiesznie - na przykład?
- A jakiś kierownik Zgromadzenia, albo coś takiego. Dużo kasy, mało roboty. Zasłużyła się babeczka - wciągnął powoli dym z cygara i wypuścił regularne kółko - Najbardziej podobał mi się ten tekst o grzebaniu na metr w ziemi - poniemajesz - Grzebacz - grzebanie? - zaśmiał się głośno.
Zapadła chwila ciszy. Już nie tak ciężkiej i przeładowanej emocjami, jak poprzednio. Jegomość w okularach westchnął dyskretnie z ulgą i rzucił z uprzejmym uśmiechem:
- No to może teraz po maluszku, tak za współpracę i w ogóle?...
- A napijmy się Bredzisławie, napijmy, szto by wszystko po myśli poszło... No bo chcemy, żeby poszło, nieprawdaż(...)"