Gra toczy się o to, czy w ogóle będziemy mieli państwo

Przez Margotte , 10/11/2011 [18:56]
„Nie widzę innej partii poza PiS-em. Każde inne głosowanie w wyborach po tym, co zdarzyło się 10 kwietnia, odbieram na poziomie zdrady polskich interesów. Gra nie toczy się o to, jakie ustawy będziemy mieli w tej czy innej sprawie, tylko czy w ogóle będziemy mieli państwo” – z Wojciechem Wenclem, poetą, rozmawia Joanna Lichocka. Tekst opublikowany w "Nowym Państwie". "- Czego boi się premier? Mitu Lecha Kaczyńskiego, jego zwycięstwa po śmierci. To z tego strachu wynikają próby zbagatelizowania rangi katastrofy smoleńskiej. Także te podejmowane przez główne media, polegające na wyśmianiu, wyszydzeniu ludzi, dla których Smoleńsk stał się wydarzeniem formacyjnym. To neutralizowanie rodzącego się mitu do pewnego stopnia się powiodło. Rządzący wmówili Polakom, że nie ma innej polityki niż brudna gra o władzę i pieniądze. Własną praktykę ukazali jako prawo obowiązujące w każdej partii. Taka propaganda umożliwiła sugestię, że „PiS wykorzystuje katastrofę smoleńską do własnych celów”. W tę mistyfikację dała się wciągnąć nawet część osób o poglądach konserwatywnych czy po prostu zdroworozsądkowych. Przyjęli oni jako pewnik, że czczenie pamięci bohaterów – uczestników misji smoleńskiej, którzy pojechali oddać hołd oficerom pomordowanym w Katyniu i zginęli na służbie państwu – jest efektem partyjnej mobilizacji, a nie spontaniczną reakcją polskiej duszy. Nie wiem, jak można uwierzyć w takie brednie. - Wiadomo właściwie tyle – PiS rozpaczał, stracił w katastrofie najwięcej, więc to tragedia pisowska. A poza tym, nie trzeba ciągle do tego wracać, w końcu wypadki się zdarzają... Dla mnie wybory polityczne są oczywiście bardzo ważne i nie wyobrażam sobie, by w dzisiejszej sytuacji ktokolwiek, komu zależy na bezpieczeństwie państwa, mógł głosować na inną partię niż PiS. Głównie ze względów geopolitycznych. Natomiast sympatie partyjne w przypadku wspólnoty smoleńskiej są dopiero którąś z kolei konsekwencją wyznawanych wartości. To tylko jedno z następstw tego pierwotnego odczucia polskości, które nas zjednoczyło na Krakowskim Przedmieściu. Tymczasem wciąż słyszę, że nasza postawa nie jest bezinteresowna i że cały ten ruch zrodził się na zamówienie partyjne. Doprawdy? Czy to znaczy, że politycy PiS wydzwaniali do mnie, poety z Matarni, żebym stawił się w Warszawie na przykład w dzień rocznicy katastrofy smoleńskiej? Przecież to absurd. - Ale na tym Krakowskim Przedmieściu pojawia się także Jarosław Kaczyński, a tłumy biją mu brawo. Dlatego, że widzą w nim lidera wspólnoty, a nie działacza partyjnego. To z nim większość z nas wiąże nadzieję na uzyskanie własnej reprezentacji w życiu publicznym. Liczymy na to, że w polskiej polityce znów będzie miejsce na patriotyzm, nie tylko ten w postaci haseł i biało-czerwonych flag, ale przede wszystkim ten w formie podmiotowej polityki zagranicznej. Od tego, czy wspólnota wolnych Polaków, dzisiaj zepchnięta na margines, odzyska realny wpływ na sprawy państwa, zależy polska niepodległość. (..) - Czemu Smoleńsk tak nami wstrząsnął? Rozmiar tragedii był przytłaczający, ale czemu dla części Polaków ma to tak wielkie znaczenie? Do Smoleńska pojechali w większości ludzie, którzy w swoim życiu wybierali trudną drogę, służyli pewnej idei. Myślę tu o Lechu Kaczyńskim, o Annie Walentynowicz, o Januszu Kurtyce, ale też o mniej znanych przedstawicielach środowisk patriotycznych. To byli ludzie, którzy całym swoim życiem próbowali świadczyć o ciągłości i wielkości Polski i przez to narażali się nieustannie na kpiny mediów. Kiedy dowiedziałem się o katastrofie, pomyślałem, że ich biografie zostały uwiarygodnione poprzez śmierć w Smoleńsku. Zostały logicznie domknięte. Lecha Kaczyńskiego niszczono od początku jego prezydentury. To była cena, jaką płacił za polskie myślenie, reprezentowanie polskich interesów. Myślę, że większość polityków, którzy zginęli w Smoleńsku, różniła się tym od członków rządu Tuska, że oni nie realizowali własnych interesów czy interesów jakichś wąskich grup społecznych. Wsłuchiwali się w myśli, idee czy potrzeby egzystencjalne, krążące w narodzie od dziesięcioleci. W ten sposób byli wyrazicielami wspólnoty". Całość: http://www.panstwo.net/513-wygrajmy-niepodleglosc
Domyślny avatar

Spór o Kopacz CZEKAJĄ NA KATA aparat państwa na służbie u Donalda Tuska(autor: Myszka and Miki). – Miałem wczoraj spotkanie z biznesmenem. Typowym. Polskim. Talent, brak wykształcenia, miłość do ryzyka i alkoholu. Ale dzisiaj nie pił. I nie był już tak pewny siebie jak wczoraj, albo miesiąc temu. Bał się, że zapukają do niego o 6.00 rano albo „zawiną” zwyczajnie na ulicy. Kto? Służby. W każdej chwili. A wszystko przez Schetynę. A raczej przez jego wroga. A wróg to państwo polskie. Bo państwo Polskie to dzisiaj Tusk. BEZ WYJŚCIA Jak w klatce. Duszna atmosfera. Strach – ten, który media lokalizowały w czasach władzy PiS – u. Ściszone rozmowy…. Przekonanie, że jest się inwigilowanym. Kilka telefonów w ręce, kilka rezerwowych kart sim, itd. Tak właśnie było wczoraj, miesiąc po historycznym zwycięstwie PO w wyborach do Sejmu i Senatu RP. ... Mój znajomy, biznesmen obracający „grubo” – jak sam się wyraża, ma dzisiaj kłopoty. Różnica z biznesmenem, którego spotkałem w Warszawie w 2003 r. jest jedynie taka, że ten pierwszy jest dzisiaj wrogiem państwa polskiego a ten ostatni wszedł w paradę jedynie jakiemuś prywaciarzowi. Obiektywnie, pechowy biznesmen ze świętokrzyskiego miał więc znacznie więcej szczęścia niż mój znajomy u początku II kadencji rządu Premiera Donalda Tuska. Nikt mu nie pomoże. Czeczeni, albo Albańczycy z Kosowa już by nie wystarczyli. Państwo polskie ma służby, ma prokuraturę, sądy a na końcu zakłady karne…Znajomy pokazuje mi sms który dostał od tzw. „przyjaciela”. Masz kłopoty i służby się Tobą zajmują. Mam nadzieję że kiedyś się odpłacisz za to że Ci o tym mówię – czytam komunikat na jego iphon-ie. Biznesmen ma – jak każdy obracający milionami w Polsce wiele długów. Dotąd spłacał je swoimi sposobami i jakoś dawał radę. Teraz to już nie takie proste. Nagle wszyscy wierzyciele odrzucają jak jeden mąż propozycje ugody, a banki żądają spłat natychmiast. Biznesmen ma pieniądze. Ma ich dużo. Nie tylko w Polsce – schowane w sejfie. Ma je w rajach podatkowych – na innych kontynentach. Może część nawet zakopał w sobie wiadomym miejscu albo jak Tony Soprano w słoikach w ogródku. Tyle że te pieniądze mogą się mu już do niczego nie przydać. Chodzi o interes do którego namówił go kiedyś znajomy. Nie byle jaki – człowiek z Wrocławia, z rozdania Grzegorza Schetyny. „Tusk niszczy dzisiaj wszystkie biznesy Schetyny, chce go odciąć od kasy” – mówi. Czuje, że i on oberwie. Boi się. Nie to – co dawniej. Gdy go kiedyś poznałem powiedział niby żartem ale z dumą że to on odpowiada za niemiecki dowcip o polskich złodziejach samochodów z lat 90-tych: Chcesz jechać na wczasy? Jedź do Polski. Twój samochód już tam czeka. Biznesmena znam jakiś czas. Wiem, że nie ściemnia. Dla niego nie ma znaczenia kto rządzi. Liczy się tylko hajs. http://wirtualnapolonia.com/2…
malyy5

malyy5

13 years 11 months temu

podpisuje się pod tym co napisał-Wojciech Wencel