"Właśnie się dowiedziałem, że to ja odpowiadam za wybryki Janusza Korwin-Mikkego. Że jego hasła programowe i metody działania to kwintesencja ideologii III RP, a ci, którzy brali udział w budowaniu w Polsce kapitalizmu i liberalnej demokracji parlamentarnej, w istocie budowali korwinizm." (http://wyborcza.pl/1,75968,16335911,Jak_rozpetale…) Ten lead tekstu Wojciecha Maziarskiego zamieszczonego w "Gazecie Wyborczej można podsumować popularnym powiedzeniem: "Młody zawsze zdziwiony". Przecież skoro czuje się on winny mordu w Jedwabnem, to tym bardziej odpowiada za wszystko zło dziejące się w III RP, w tym na przykład za spoliczkowanie Michała Boniego przez Janusza Korwin-Mikkego czy za gwałcenie dzieci przez pedofilów! Odpowiedzialność Maziarskiego za zbrodnie dziejące się w państwie urządzonym na modłę "okrągłostołowców" nie podlega wątpliwości, bo przez cały czas jego istnienia pracuje on wytrwale na jego "froncie ideologicznym". Chwali go i idealizuje. Zwalcza zaciekle wraz ze swym szefem w GW Jarosławem Kurskim wszystkich krytyków tej "wspaniałej" III RP. Jeśli uważa się za współtwórcę jej prawdziwych czy domniemanych sukcesów, to musi również poczuwać się do winy za to, co się jej nie udało. W tym rzecz jasna za korwinizm. Taka jest żelazna logika. Arystotelesowska rzecz jasna, a nie wyborcza (inaczej zwaną czerską).
Funkcjonowanie mózgów ludzi typu Maziarskiego (należą do nich na przykład również Bronisław Komorowski i Jarosław Kurski) jest niezwykłą zagadką naukową. Nie poczuwają się oni do winy za zło dziejące się w państwie polskim, na które mają wielki wpływ, którym rządzą, natomiast czują się winni temu, co wydarzyło się kilkadziesiąt lat temu w momencie, gdy państwo polskie nie istniało, gdyż było okupowne przez Niemcy i Związek Sowiecki. Nie przepraszają zatem za przestępców, którym na dokonywanie przestępstw pozwolili wskutek swoich celowych zaniedbań (np. motywowana liberalną ideologią zamiana kary śmierci na 25 lat więzienia, wskutek czego mordercy wychodzą teraz na wolność), głupoty i nieudolności, natomiast przepraszają za przestępców, na których żadnego wpływu nie mieli, bo nawet ich wtedy nie było na świecie. Czyż to nie zadziwiające?!
Ale to jeszcze mało. Oni czują winni zbrodni (skoro za nią przepraszają to znaczy, że potwierdzają swoją lub swoich bliskich za nią odpowiedzialność), która jest przypisywana wyłącznie Polakom, chociaż logiczna analiza faktów to wyklucza. Nie miejsce tutaj na opis tego, co się w Jedwabnem w 1941 r. wydarzyło, ale z najnowszych ustaleń wynika niezbicie, że bez udziału Niemców do mordu Żydów by tutaj nie doszło. To nie był jakiś spontaniczny pogrom, lecz świetnie zaplanowana i zorganizowana akcja eksterminacyjna. Najpierw wyselekcjonowano kilkudziesięciu najsilniejszych, młodych Żydów, którzy mogli stawiać fizyczny opór napastnikom, i nakazując im niesienie pomnika Lenina, wyprowadzono z miasteczka. Oni nie spodziewali się tego, że zostaną zamordowani, bo znaleziono przy nich klucze do domów (to znaczy, że je przed wyjściem zamknęli) i sztućce (prawdopodobnie obiecano im posiłek po wykonaniu pracy). Po dojściu do znajdującej poza miastem stodoły nakazano im wykopać dół, rzekomo w celu zakopania w nim Lenina. W rzeczywistości kopali grób dla siebie, bo po jego wykopaniu zostali zamordowani i wrzuceni do niego. Ale jak ich zabito? Wg IPN nie zostali zastrzeleni. A jeśli tak, to znaczy, że tych kilkudziesięciu silnych mężczyzn (oni nie byli niedożywieni, bo podczas sowieckiej okupacji świetnie im się wiodło) zostało zabitych gołymi rękami przez ok. 40 uczestniczących w pogromie Polaków. Pseudonaukowców z IPN nie zdziwiło wcale to, że nie doszło między tymi równymi liczebnie męskimi grupami do jakiejś fizycznej walki (zauważyć trzeba, że Żydzi mogli posłużyć się w swojej obronie tak przydatną w takiej ewentualnej bijatyce bronią jak łopaty i rydle, którymi kopali "grób" dla Lenina).
Oczywiście te pseudoustalenia raportu IPN to kompletne brednie. Młodzi, silni Żydzi, którzy nieśli pomnik Lenina, nie bronili się fizycznie przed napastnikami, nie próbowali uciekać z miejsca kaźni z pewnością dlatego, że nie mieli takiej możliwości. Musieli być otoczeni przez żołnierzy niemieckich, którzy ich zastrzelili po wykopaniu grobu, rzekomo dla ich idola Lenina, a w rzeczywistości dla nich samych. A towarzyszący Niemcom Polacy (część być może z własnej woli, część z ich rozkazu) wrzucili najpierw zamordowanych do dołu, a na nich położyli pomnik Lenina i zasypali go ziemią. Dopiero potem wypędzono z w Jedwabnem z domów pozostałych Żydów i zapędzono do stodoły, którą podpalono. To również nie mogło się nie odbywać bez udziału dysponujacych bronią palną Niemców, bo przecież ok. 40 nieuzbrojonych Polaków nie byłoby w stanie zapanować nad ok. półtoratysięcznym tłumem, który wg kłamcy Grossa zmieścił się w wiejskiej stodółce. Prowadzeni na śmierć Żydzi z pewnością próbowaliby ratować się ucieczką, gdyby mieli taką możliwość. Skoro tego nie robili, to znaczy, że nie widzieli jej sensu, co oznacza, iż byli eskortowani przez uzbrojonych w broń palną żołnierzy niemieckich.
Zbrodnia została więc zaplanowana i wykonana z wielką precyzją. Precyzją z pewnością nie polską, lecz niemiecką. Polacy, którzy wg IPN dokonali zbrodni, nie potrafiliby jej tak świetnie zaplanować i wykonać. Na pewno zabójcy Żydów musieli być uzbrojeni w broń palną. Udział w zbrodni Niemców jest tym bardziej bezsporny, że według identycznego schematu dokonywano eksterminacji ludności żydowskiej w innych zajętych przez nich w czerwcu i lipcu 1941 r. miejscowościach znajdujących się we wschodniej Polsce. Mordy odbywały się według ściśle opracowanego planu.
Maziarski, Komorowski, Kwaśniewski, Kurski, Pasikowski oraz inni polskojęzyczni idioci, czują się więc winni i wciąż przepraszają za zbrodnię jeśli nie wyłącznie, to z pewnością przede wszystkim niemiecką, a jednocześnie nie poczuwają się do winy za przestępców, których sobie wyhodowali w III RP. Jeśli w jedwabieńskim mordzie brali udział jacyś Polacy, to na pewno nie działali w imieniu narodu, ani państwa polskiego. Trzeba tu pamiętać, że w Jedwabnem, tak jak na całym obszarze Polski zajętym w 1939 r. przez Związek Sowiecki, nie działały struktury Polskiego Państwa Podziemnego. One nie istniały, mimo prób ich zakładania, bo natychmiast po ich zawiązaniu się były dekonspirowane przez donosicieli, niestety najczęściej Żydów, którzy byli lojalni wobec sowieckiego okupanta, a nie władz Rzeczypospolitej. To donosicielstwo obrócili się przeciwko nim po wkroczeniu Niemców w czerwcu i lipcu 1941 r., bo nikt w imieniu państwa polskiego nie mógł zakazać Polakom brania na nich odwetu za kolaborowanie z Sowietami, przy współdziałaniu z fałszywymi niemieckimi "wyzwolicielami", o których nie wiedzieli, iż są takimi samymi okrutnymi okupantami jak ci, którzy uciekli na wschód.
W rozumowaniu Maziarskiego jest jeszcze jedna niekonsekwencja logiczna. Otóż jest on piewcą indywidualistycznego liberalizmu. Uważa, że każdy człowiek odpowiada za swoje indywidualne czyny, a nie za to, co zrobiły i robią takie wspólnoty jak rodzina (sprzeciwia się np. pisaniu o niechlubnej przeszłości rodziców czy dziadków tzw. resortowych dzieci brylujących w III RP w mediach oraz gospodarce) czy naród. W cytowanym wyżej tekście wyraża to tak:
"Cały dzisiejszy świat, mając za sobą doświadczenia XX-wiecznych totalitaryzmów, opiera się na fundamencie indywidualizmu. Jego konstytucją jest Powszechna Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 1948 r. zawierająca spis swobód i praw przysługujących jednostce. Prawa zbiorowe - narodowe, socjalne, rasowe - nie zostały skodyfikowane w analogicznym dokumencie. To nie przypadek. Z nieufnością podchodzimy dziś do idei kolektywistycznych, bo wiemy, że dyktatury często ubierają się w szaty ideologii głoszących wyższość interesów zbiorowości - rasy, narodu, klasy społecznej - nad prawami pojedynczego człowieka. (...)
.... dziś zagrożenie dla wolności nadchodzi ze strony tych, którzy głoszą prymat praw zbiorowych nad indywidualnymi. Jeśli krytykujemy Viktora Orbána, to przecież właśnie za to, że łamie prawa jednostek i mniejszości, podporządkowując je rzekomemu interesowi narodu węgierskiego, którego on jest ponoć rzecznikiem. Jeśli także w Polsce krytykujemy narodowców, to właśnie za to, że w imię rzekomego dobra narodu chcą narzucić wszystkim swój system wartości."
Zatem Maziarski krytykuje ideę narodu, uważa ją za szkodliwą. To jest jego zdaniem intelektualne oszustwo, które ma posłużyć do zniewolenia jednostki. Nie istnieje według niego coś takiego jak "narodowy interes" czy "dobro narodowe" (nazywa te pojęcia "rzekomymi"). Ale jednocześnie uważa, że jest ... "wina narodowa"! Na przykład wina Polaków za Jedwabne! I w poczuciu tej winy on, tak jak Komorowski czy Kwaśniewski przeprasza! I to kogo! On przeprasza przecież nie jakieś jednostki, lecz ... naród! Wprawdzie nie tak okropny jak polski czy węgierski, bo żydowski, ale jednak naród! Sięga zatem w celu wyrażenia przeprosin po tę straszną, "totalitarną" ideę, którą jednocześnie potępia! Przyznaje zbiorowości takiej jak "naród żydowski" prawa, których odmawia takim zbiorowościom jak "naród polski" czy "naród węgierski"! Zaiste, logika czerska jest zaprzeczeniem logiki arystotelesowskiej!
Przykro mi zatem niezmiernie, ale jeśli Maziarski przeprasza za zbrodnię w Jedwabnem, za którą winę ponoszą przede wszystkim Niemcy, to tym bardziej musi przepraszać za zło dziejące się w III RP, np. za spoliczkowanie Boniego przez Korwina, za pedofilię czy za psie gówno znajdujące się na chodniku, do którego oni się nie przyczynili. Chyba że on ma w zwyczaju kajać się jedynie za cudze winy i dlatego nie przeprasza za zło dziejące się w Polsce, do którego powstania wraz ze swymi kumplami walnie się przyczynił, a za które inne narody nie odpowiadają?
Prawa logiki są nieubłagane dla Maziarskiego. Jeśli nie poczuwa się do winy za występki Korwina i za nie nie przeprasza, to nie ma żadnego powodu, żeby czuł się winny za mord w Jedwabnem i za niego przepraszał. A jeśli jest inaczej, czyli za Jedwabne przeprasza, to musi także przeprosić za korwinizm. Sorry, ale tertium non datur.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1356 widoków
molasy
@ Pies Baskervillów