Magdalena Środa, profesorka tzw. etyki genderowej, słusznie oburzyła się na wicepremiera Janusza Piechocińskiego, który swoją wizytę na odbywającym się w Warszawie Kongresie Kobiet skomentował wczoraj następująco: „Z tego, co o nas wysłuchałem wynika, że "facet to świnia" to bardzo elegancka opinia o facetach”. Oburzona tą wypowiedzią pierwsza etyczka III RP słusznie mu odpowiedziała: „To są takie seksistowskie żarty, których mamy już dosyć.”
Ja też mam dosyć takiego kpiarskiego podejścia do postmarksistowskiego feminizmu Środy i jej koleżanek. Nie ulega wątpliwości, że Piechociński napisał nieprawdę, bo żadna z rewolucyjnych feministek dowodzących Kongresem Kobiet tak o mężczyznach mówić nie mogła. To pewne, bo przecież świnie, tak jak wszystkie inne zwierzęta, należą wraz z kobietami do istot przez mężczyzn uciśnionych i prześladowanych. Zatem wyrażenie „facet to świnia” znaczyłoby w kategoriach etycznych etyki genderowej mniej więcej to samo co „facet to kobieta”, czyli de facto dowartościowałoby mężczyzn pod względem moralnym. A te podłe stworzenia na to nie zasługują, bo od wieków gnębią, biją i zabijają inne podporządkowane sobie istoty ziemskie, z kobietami i świniami na czele.
Obawiam się, że po przeczytaniu powyższego akapitu wielu czytelników doszło do wniosku, że robię sobie jaja z rewolucyjnych, postmarksistowskich feministek. Bynajmniej. One naprawdę tak myślą. Ich poglądy wywodzą się bowiem z dwóch źródeł – marksizmu oraz darwinizmu. Postmarksistowski feminizm „twórczo” rozwija to, co napisał Fryderyk Engels w książce „O pochodzeniu rodziny, własności prywatnej i państwa”, że w rodzinie mężczyźni są uprzywilejowaną burżuazją a kobiety wyzyskiwanym i uciskanym proletariatem. Ten pogląd Środa stara się udowadniać w niemal wszystkich swoich felietonach prasowych i wpisach blogowych. Jeśli zaś chodzi o jej poglądy etyczne, to jest to zwulgaryzowana wersja tego co napisał Peter Singer, autor książki "Wyzwolenie zwierząt", którego w jednym z felietonów nazwała „jednym z największych na świecie filozofów, wielkim intelektualistą i rzecznikiem praw zwierząt” oraz „najbardziej znanym na świecie i aktywnym obrońcą ‘braci mniejszych’”:(http://wyborcza.pl/1,76842,7869314,Co_tam_zwierze…) A on podaje się za kontynuatora Darwina: "Wszystko, co robimy, to doganianie Darwina. To on w XIX wieku pokazał, że jesteśmy po prostu zwierzętami. Ludzie wyobrażali sobie, że stanowimy osobną część Stworzenia, że istnieje jakaś magiczna linia pomiędzy Nami a Nimi. Teoria Darwina podkopała podstawy całego zachodniego sposobu myślenia o miejscu naszego gatunku we wszechświecie.” Skutkiem tego „podkopania” są wnioski sformułowane przez innego słynnego współczesnego darwinistę Richarda Dawkinsa: "Kiedyś myśleliśmy, że jesteśmy szczytem stworzenia - stworzeni na podobieństwo Boga, teraz wiemy, że jesteśmy kuzynami 10 milionów innych gatunków, miliardów gatunków, jeśli wliczymy wszystkie wymarłe gatunki. Jesteśmy maleńką gałązką w olbrzymim krzaku. Nie ma w nas nic szczególnego.”
Marks i Engels uważali jeszcze, że między ludźmi i zwierzętami jest różnica. Postmarksistowski feminizm natomiast ten pogląd odrzucił, co bardzo dobrze wyraziła w filmie dokumentalnym „To tylko zwierzęta” Dobrusia Karkowiak, przedstawiona w nim jako „feministka” i „aktywistka” (diabli wiedzą, co to znaczy!): „Ludzie kiedyś zdecydowali się podzielić świat na siebie – ludzi i na zwierzęta, i sądzę, że to jest podstawą wszelkich podziałów, jakie zaistniały też między ludźmi. W momencie, gdy nazywamy kogoś zwierzęciem uznajemy, że mamy prawo robić z tą osobą co chcemy, czyli np. kiedy Indianie byli zwierzętami dla nowo przybyłych Amerykanów, można było do nich strzelać. Kiedy Żydów uznano za zwierzęta, można było ich zabijać w komorach gazowych, więc jeżeli nie uda nam się zniszczyć tej podstawy hierarchii, to tak naprawdę nie rozwiążemy też nigdy problemów, które dzielą ludzi”.
Mamy tu zatem cofnięcie momentu zaistnienia ucisku społecznego w stosunku do tego co twierdzili marksiści, którzy idąc za Engelsem, uważali, że nastąpiło to wtedy, gdy mężczyźni stworzyli instytucję rodziny, żeby narzucić swą władzę kobietom. Postmarksizm głosi, że podział społeczny na uprzywilejowanych i upośledzonych zaczął się jeszcze wcześniej – wtedy, gdy gatunek Homo sapiens odmówił równych praw innym zwierzętom. Prześladowania kobiet oraz innych mniejszości, np. homoseksualistów czy imigrantów po prostu odwzorowują to, co zdominowane przez mężczyzn ludzkie społeczeństwo zrobiło ze zwierzętami. Przyznanie im takich samych praw jak ludziom doprowadzi zatem automatycznie do zniknięcia podziałów międzyludzkich.
Nic zatem dziwnego, że ideologia genderyzmu poświęca kwestii praw zwierząt niemal tyle samo miejsca, co kwestii praw kobiet. Dlatego też jeden z paneli dyskusyjnych podczas Kongresu Kobiet zatytułowany był „Nasze siostry mniejsze czyli o prawach wszystkich istot czujących”. Jedną z panelistek była Środa (wg programu w dyskusji mieli też wziąć udział: E. Siedlecka, K. Czarnecka-Zachowska, A. Biżanowski, M. Płonka, D. Sumińska). Proszę zwrócić uwagę, że zwierzęta, wbrew uzusowi językowemu, nazwano „siostrami mniejszymi”, a nie „braćmi”, co oczywiście miało na celu postawienie ich na jednej płaszczyźnie z kobietami. Wyjaśnia to dlaczego czołowa działaczka Kongresu Kobiet Danuta Waniek rozróżniła” „kobiety” od „ludzi” (czyli mężczyzn) w wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej (pisałem o tym w notce „Danuta Waniek uważa, że kobiety to nie ludzie” – http://blogpress.pl/node/16214). Poza tym użycie zwrotu „siostry mniejsze” dowodzi radykalizacji poglądów Środy, jednej z głównych organizatorek Kongresu Kobiet, która jeszcze parę lat temu w przytoczonej wyżej opinii o Singerze, użyła zwrotu „bracia mniejsi”. Być może uznała, że należy go zmienić, bo komuś może się on kojarzyć ze św. Franciszkiem, który jako pierwszy nazwał zwierzęta właśnie „braćmi mniejszymi” (szedł tutaj zresztą za Jezusem), a franciszkanie przyjęli nazwę Zakonu Braci Mniejszych.
Rewolucyjne feministki poświęcają bardzo dużo uwagi kwestii praw zwierząt w programach instalowanych przez nie na uniwersytetach studiów noszących nazwę gender studies. Na przykład Instytut Badań Literackich PAN realizuje kurs „Zwierzęta, gender i kultura”, w ramach którego planowane są zajęcia z takich tematów jak: „Psy, gender i kultura. Psy rasowe a problematyka płci i klasy społecznej” czy „Zwierzęta i męskość w kulturze popularnej PRL”, podczas których analizowane będzie m.in. zagadnienie „jak zwierzęta zostają wykorzystane przez dyskurs narodowy”. (http://genderstudies.pl/index.php/zwierzeta-gende…) „Seksista” Piechociński powinien zostać doprowadzony przymusowo na zajęcia „Prawa zwierząt, kampanie społeczne, gender”, podczas których poruszony zostanie temat „Prawa zwierząt a seksizm”. Po zapoznaniu się z naukami genderyzmu z pewnością nie popełniłby już kardynalnej, "seksistowskiej" pomyłki, polegającej na porównaniu odpowiedzialnych za wszelkie zło na Ziemi mężczyzn z tak szlachetnymi istotami jak świnie! Expessis verbis wyraziła ten feministyczny pogląd o wyższości świń nad facetami Wanda Nowicka, która na Twitterze napisała, że Piechociński "obraził świnie".
Walka o prawa zwierząt wydawać się może wielu ludziom o konserwatywnych poglądach tym, co w rewolucyjnym feminizmie jest najlepsze. Niestety jest całkiem na odwrót. Otóż nierozłączną siostrą teorii wyzwolenia zwierząt, sformułowanej przez Singera, jest tzw. kultura śmierci, objawiająca się żądaniem przyznania ludziom prawa do nieograniczonej aborcji i eutanazji. Idol Środy z zakresu filozofii i etyki zgłasza tu niezwykle radykalne postulaty, m.in. żąda przyznania kobietom prawa do zabicia swego dziecka jeszcze 4 tygodnie po jego urodzeniu. Jest także zwolennikiem zoofilii (szczegóły w Wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Peter_Singer).
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1417 widoków
O jezu,jak tak czytam,te wypociny Środy:)
@ Pies Baskervillów
Zawsze
Biorąc pod uwagę, jak bardzo