Od wielu lat „Gazeta Wyborcza”, która wyraża poglądy rządzącego w III RP establishmentu, stosuje metodę wpływania na poglądy Polaków za pomocą zagranicznego lustra. Nagłaśnia w tym celu opinie o Polsce, które pojawiają się w zagranicznych mediach. Tak się składa, że treść zagranicznych doniesień o naszym kraju jest taka sama, jak artykułów w polskich mediach mainstreamowych, z „Gazetą Wyborczą” na czele. Nie jest to oczywiście zbieżność przypadkowa, bo de facto organ michnikowszczyzny cytuje sam siebie. Zagraniczni dziennikarze widzą bowiem Polskę oczami swoich kolegów po fachu z „Gazety Wyborczej”, „Polityki” czy „Newsweeka”. Korespondenci zachodnich gazet słabo znają język polski (lub nawet w ogóle po polsku nie mówią), mieszkają w Warszawie i nie mają pojęcia o tym, co się dzieje na polskiej prowincji. Nic nie wiedzą o prawdziwych problemach i poglądach Polaków. Stykają się jedynie z reprezentantami rządzącego obozu – zarówno politykami, jak i dziennikarzami. Na podstawie tych oficjalnych i nieoficjalnych spotkań wyrabiają sobie pogląd na to, co się w Polsce dzieje. I z tego powodu jest to obraz całkowicie fałszywy.
Oprócz opisanego powyżej podstawowego mechanizmu powstawania obrazu Polski w zagranicznych mediach, istnieje drugi. Polega on na tym, że jakiś przedstawiciel obozu III RP wyjeżdża za granicę i opowiada podczas różnych imprez, spotkań i w wywiadach kłamstwa o Polakach i PiS-ie. W nasilonym stopniu było to stosowane w okresie prezydentury Lecha Kaczyńskiego, a szczególnie w l. 2005-7. Po Europie jeździli wówczas Bronisław Geremek, Leszek Balcerowicz, Aleksander Kwaśniewski, Adam Michnik i inni, opowiadając brednie o tym, jaki to rzekomo faszyzm szerzy się w Polsce. No i to wracało do naszego kraju w postaci zupełnie kuriozalnych opisów rzekomego gwałcenia demokracji przez rząd PiS. „Gazeta Wyborcza” ochoczo te głupoty cytowała, wylewając krokodyle łzy, jak to źle jest postrzegana „Polska braci Kaczyńskich” za granicą. Czasami przybierało to wprost formy kabaretowe, gdy na przykład pisano, że nawet na Seszelach, czy jakichś innych wyspach Pacyfiku, o których istnieniu wiedziało niewielu Polaków, Polska jest opisywana jako kraj niedemokratyczny.
Kilka dni temu „Gazeta Wyborcza” zamieściła kolejny bardzo śmieszny tekst autorstwa Adama Leszczyńskiego. Tym razem chodziło o reakcje prasy światowej na tegoroczne obchody powstania w getcie warszawskim. Sam tytuł „Świat patrzy na getto” sugerował, że 19 kwietnia było to najważniejsze wydarzenie na całej kuli ziemskiej. Mam co do tego poważne wątpliwości, ale nawet jeśli rzeczywiście tymi obchodami żyły Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania, to mnie to w ogóle nie obchodzi. Chciałbym wierzyć, że środowiska żydowskie w tych krajach mają poczucie winy za to, że polskim Żydom mordowanym przez Niemców w żaden sposób nie pomogły, nawet po desperackim geście Szmula Zygielbojma, który próbował nagłośnić zagładę swoich rodaków poprzez samobójczą śmierć. Ale to jest wewnętrzna sprawa Żydów i mnie ich wzajemne rozliczenia nie interesują.
Nic mnie także nie obchodzą zachwyty „New York Timesa”, „Timesa”, „Le Monde’a” „La Republiki” nad tegorocznymi obchodami powstania w getcie i otwarciem Muzeum Historii Żydów Polskich. Przecież są to opinie zaczerpnięte z „Gazety Wyborczej”, z tekstów Leszczyńskiego i jego kolegów, których w ostatnim miesiącu było mnóstwo (jednym z nich był artykuł o „dekonstrukcyjnych” tezach Elżbiety Janickiej). Zagraniczne zachwyty nie są niczym innym niż opisem „faktu medialnego” wykreowanego przez gazetę "koszerną” (określenie upublicznione przez Grzegorza Kołodkę w okresie gdy był wicepremierem i ministrem finansów). No bo cóż to się niby wielkiego w Warszawie 19 kwietnia stało? To, że w obchodach powstania w getcie wzięło kilka tysięcy osób? Jak na trwającą przez kilka tygodni kampanię medialną w jednej z największych gazet w Polsce, to kompletna klapa. Jestem pewny, że gdyby na przykład „Fakt”, główny konkurent „GW” na polskim rynku prasowym, przez miesiąc nagłaśniał jakąś rocznicę masakry Indian amerykańskich, to ich pamięć chciałoby uczcić kilka razy więcej Polaków. Lubimy bowiem westerny, których bohaterami są tacy dzielni Apacze jak Geronimo. Swoją drogą, skoro Amerykanie tak bardzo czczą pamięć polskich Żydów, którym odmówili pomocy podczas II wojny światowej, to tym bardziej my możemy czcić pamięć Indian, którym wprawdzie my także nie pomogliśmy, ale to z tego powodu, że takiej możliwości nie mieliśmy, a poza tym, oni do nas o pomoc nie apelowali.
Mam szacunek dla tej garstki Żydów z Mordechajem Anielewiczem na czele, która sprzeciwiła się swoim zdegenerowanym narodowym elitom, które pomagały Niemcom w holokauście (Polacy mają obecnie też taki sam problem z establishmentem III RP) i sięgnęła po broń w obronie ludzkiej godności, ginąc w końcu w nierównej walce ze zbrodniczym wrogiem. Jednak nie życzę sobie, żeby ktoś narzucał mi obowiązek czczenia ich pamięci, co próbuje robić „Gazeta Wyborcza”. Mam swoich bohaterów narodowych. Niech Żydzi czczą pamięć swoich przodków, a Polacy swoich. Nie ma potrzeby przeciwstawiania sobie tych pamięci, ani wbudowywania na siłę pamięci żydowskiej w pamięć polską, co niestety próbują robić w ostatnim okresie środowiska żydowskie i filosemickie w Polsce. To im się nigdy nie uda, choćby z tego powodu, że próbują tego dokonywać poprzez niszczenie polskich mitów narodowych, typu próba „dekonstrukcji” historii AK przez Janicką, publikacje innych antypolskich naukowców z PAN oraz wiele tekstów w „Gazecie Wyborczej”, począwszy od słynnego artykułu Michała Cichego o rzekomym mordowaniu Żydów przez powstańców warszawskich, zamieszczonego w przededniu 50. rocznicy Powstania Warszawskiego. De facto mamy do czynienia z próbą zniszczenia polskiej pamięci narodowej i zastąpienia jej żydowską. To chory pomysł i apeluję do zwolenników michnikowszczyzny, żeby zeszli z tej drogi donikąd. Nie może tak być, żeby judeofilscy naukowcy z PAN tacy jak Janicka mogli bezkarnie zarzucać Polakom, że stworzyli podczas II wojny światowej „getto Polska” i nie tylko współdziałali z Niemcami w holokauście Żydów, ale byli nawet od nich w tym gorliwsi, zaś ich krytycy tacy jak prof. Krzysztof Jasiewicz byli zohydzani przezwiskami „antysemitów”. Tylko ktoś niespełna rozumu może wierzyć w to, że takimi metodami można osiągnąć zbliżenie polsko-żydowskie w ocenie trudnych czasami relacji między Polakami i polskim Żydami.
Nie brak wśród polskich patriotów osób bagatelizujących takie teksty jak Janickiej na temat autora i bohaterów „Kamieni na szaniec”. Takie lekceważące do nich podejście jest wielkim błędem. To wszystko przebiega według scenariusza wbudowania żydowskiej pamięci o holokauście do pamięci polskiej (a de facto zastąpienia pamięci polskiej przez żydowską), przedstawionego przez Jerzego Jedlickiego w przemówieniu w Żydowskim Instytucie Historycznym w 2009 r. (http://wyborcza.pl/1,97737,6762343,Polacy_wobec_Z…). Ten czołowy ideolog obozu „Gazety Wyborczej” mówił w nim o trudnościach z przyswojeniem przez Polaków publikacji żydowskich i filosemickich naukowców z PAN, w których jest mowa o polskiej winie za zagładę Żydów. Jedlicki uznał, że najskuteczniejszą metodą w przerobieniu polskich patriotów w filosemitów jest operacja na ich mózgach, która nie może się odbyć bez bólu. Olbrzymi sukces w praniu polskich mózgów książek Jana Tomasza Grossa (jedną z najbardziej znanych ofiar jego sadyzmu jest Władysław Pasikowski) uświadomił żydowskim treserom Polaków, że łatwiej ich wytresować, jeśli „informacje lub sądy dochodzą z zewnątrz, spoza kraju”. I to dlatego Jedlicki i jego uczniowie z PAN, ŻIH i „Gazety Wyborczej” zaatakowali Polaków, Polskie Państwo Podziemne i Armię Krajową za granicą poprzez anglojęzyczne publikacje książkowe (m.in. kilka tomów wydanych przez Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN, którego dyrektorką jest Barbara Engelking oraz książka Anny Bikont „My z Jedwabnego”, nagrodzona przez Parlament Europejski). W tę antypolską akcję włączył się minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, którego resort rozpowszechnia na całym świecie książkę „Inferno of choices”, która jest wyborem publikacji naukowców z CBZŻ. Teraz te publikacje wydają owoce, w postaci choćby niemieckiego filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”, w którym żołnierze AK i polscy chłopi zostali pokazani jako zajadli antysemici. „Gazeta Wyborcza” nie musiała już sama pisać, tak jak w 1994 r. piórem Cichego, o rzekomym antysemityzmie wojska Polskiego Państwa Podziemnego. Teraz zrobili to za nią Niemcy, a ona z „życzliwością” opisywała zabiegi pracowników Sikorskiego w udawanej walce o dobre imię Polski na świecie.
Wstępniak Leszczyńskiego o zachwytach prasy zachodniej nad obchodami powstania w getcie jest pierwszą od wielu lat „marchewką”, którą używający kijów, mających postać sadystycznych książek Grossa i jego naśladowców, treserzy z obozu „Gazety Wyborczej” Polakom pokazali. Patrzcie Polacy, jak świat was pokocha, gdy uznacie swą winę za holokaust i staniecie się filosemitami – taka myśl przyświecała autorowi. Leszczyński bardzo rozśmieszył mnie już na samym początku gdy napisał: „Świat zauważył obchody powstania w getcie - i docenił polski wysiłek. W obszernej relacji "The New York Times" pisze o Muzeum Historii Żydów Polskich, które korespondent nazywa "wspaniałym symbolem transformacji Warszawy z mrocznego i ponurego postkomunistycznego miasta" w "kwitnącą środkowoeuropejską stolicę".” No tak, jak to niewiele trzeba, żeby z zapyziałego zaścianka przemienić się w światowa metropolię. Wystarczy wybudować Muzeum Historii Żydów! :) Reszty tekstu nie czytałem, bo nie interesuje mnie nic a nic, co o mnie myślą Amerykanie, Anglicy, Francuzi czy Włosi. Wiem zresztą co – że moi dziadkowie i rodzice są współwinni holokaustu, bo albo obojętnie patrzyli na śmierć Żydów w POLSKICH obozach zagłady, albo jako chłopi nawet na nich polowali w nagonkach odbywających się bez wiedzy i udziału Niemców, oraz, że mój ojciec jako żołnierz AK zabijał ich osobiście. Świat wie o tym wszystkim z publikacji najbardziej wiarygodnych z możliwych, bo wydawanych przez polski MSZ oraz PAN. A wkrótce dowie się z kolejnych prac żydowskich i filosemickich naukowców, że te całe obchody powstania w getcie, to w rzeczywistości objaw polskiego ukrytego antysemityzmu (nosi to nazwę w języku dekonstruktorów fantazmatycznych „przemocy filosemickiej”). Tak są już przez nich opisywane uroczystości odbywające się przy pomniku upamiętniającym mord w Jedwabnem. Dekonstruktorzy i dekonstruktorki z PAN i ŻIH nie mogą znieść tego, że mieszkańcy tego miasteczka nie sprawują w tym miejscu codziennych wart honorowych i nie witają kwiatami sadysty Grossa (na sadyzm w jego książkach zwróciła uwagę prof. Joanna Tokarska-Bakir z Instytutu Slawistyki PAN, jego wielka admiratorka) i dlatego narzekają, że pomnik „przykrył” jedynie polską winę, a nie doprowadził do ciągłego kajania się Polaków przed Żydami.
Sięganie przez „Gazetę Wyborczą” po zagraniczne opinie o Polsce w celu wpływania na umysły Polaków może być niestety skuteczne. Nasz naród ma bowiem bardzo złą cechę, którą jedni nazywają mentalnością prowincjonalną, a inni postkolonialną. Jak zwał tak zwał, chodzi o to samo. Polacy lubią się przeglądać w lustrze znajdującym się za granicą. I bardzo ich boli, gdy widzą tam swój bardzo brzydki obraz. Ta cecha narodowa bardzo mi się nie podoba, bo świadczy o kompleksach Polaków w stosunku narodów, które nie są od nas ani a jotę lepsze. To trwa już od bardzo dawna, że przypomnę w tym miejscu słowa szwagra Benedykta Korczyńskiego z „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej, że „do wyższej cywilizacji dążyć powinniśmy”. Owszem jest to stwierdzenie generalnie słuszne, ale nie wszystko to, co dzieje się na Zachodzie jest „wyższe” i godne naśladowana, że wspomnę choćby eutanazję czy holokaust, których to zbrodniczych praktyk dopuszczali się rzekomo „wyżsi cywilizacyjnie” od nas Niemcy w l. 30. i 40. XX wieku, a obecnie takie hańbiące zachodnią cywilizację praktyki jak zabijanie nienarodzonych dzieci czy małżeństwa homoseksualne. I z tego powodu nie powinniśmy przejmować się wszystkimi opiniami na nasz temat za granicą. Żebyśmy nie wiem co robili, to nic nie poradzimy na to, że jesteśmy i będziemy postrzegani na świecie jako antysemici. W tej sprawie nic nie zmienią huczne obchody powstania w getcie. Pochwały, którymi tak zachłystuje się „GW” nic nie znaczą. To klasyczna „podpucha”, na którą mogą się nabrać jedynie naiwni. Wkrótce osmagają nas znowu antysemickim batem, który zresztą znajduje się przy Czerskiej w Warszawie. Wcześniej czy później, gdy rządzący establishment straci władzę, pojawi się w „GW” tekst „Polska jest gettem”, w którym zostaniemy znowu opisani jako zbrodniarze, którzy dokończyli zagładę Żydów.
Stłuczmy więc zagraniczne lustro, w którym się przeglądamy. Przestańmy się przejmować bzdurnymi stereotypami, które rozpowszechniają na nasz temat zagraniczne media, powtarzające brednie wypisywane w „GW”, „Polityce” czy „Newsweeku”. Przykład Węgier Orbana dowodzi, że próba prowadzenia polityki niezależnej, zgodnej z interesem narodowym, zawsze zostanie przyjęta na Zachodzie wrogo. Próby przypodobania się europejskiemu establishmentowi są bezsensowne. Nie oznacza to jednak, żeby piszącym kłamstwa o Polsce korespondentom zachodnim puszczać wszystko płazem. Można przed oknami ich warszawskich biur urządzać kocie muzyki i demonstracje. To może być skuteczne, czego dowodzi reakcja niemieckiej telewizji ZDF na protest przed jej redakcją Warszawie.
Śmieszny wstępniak Leszczyńskiego o pochwałach zachodniej prasy za rzekome ukorzenie się przez „antysemickich” Polaków przed dzielnymi żydowskimi bohaterami z getta jest kolejnym aktem prania naszych mózgów. Po tej „marchewce” dostaniemy wkrótce ponownie antysemickim kijem. Proponuję wszystkim Polakom olać to, co pisze „koszerna” gazeta oraz żywiące się tym samym pokarmem zagraniczne media i robić swoje bez oglądania się na Zachód. Niech Żydzi czczą swoich bohaterów i zostawią w spokoju naszych, bo żeby nie wiem jak się starali, to w obrzezanych umysłowo filosemitów nas nie przerobią.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1192 widoki
no i niech sobie tańczą,najlepiej na ziemi
a to warto posłuchać,zastanowić sie!!!
@ Pies Baskervillów
Nigdy
molasy
Spóła