Jak Niemcy zrzucają winę za Holocaust z siebie na Polaków

Przez molasy , 08/04/2013 [12:34]
Niemiecka fundacja funduje pracownikowi polskiej placówki naukowej stypendium na amerykańskim uniwersytecie, refinansowane przez Unię Europejską, na badania dotyczące polskiego antysemityzmu podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu. Tematem projektu mogą być na przykład „powojenne pogromy żydowskie w Europie Środkowo-Wschodniej”. Wyniki badań mają udowodnić tezę, sformułowaną następująco przez Elżbietę Janicką, która „zasłynęła” oskarżeniem o antysemityzm autora i bohaterów „Kamieni na szaniec”: „…nie Zagłada, lecz jej przedłużenie – przez Polaków – położyło kres żydowskiej obecności w Polsce. Seria powojennych pogromów, akcja wagonowa i wcale nieodosobnione zabójstwa osób, które próbowały wrócić do swoich domów i wyjaśnić los bliskich, wynikały z tego, że Żydów w Polsce nie chciano. Zagładę powszechnie aprobowano”. Następnie opis prześladowań Żydów przez Polaków jest publikowany w najlepszych światowych periodykach naukowych. Później informacje te powielają media na całym świecie. Wreszcie robi się na ten temat filmy dokumentalne i fabularne. W ten sposób powszechna na całym świecie wiedza o istnieniu „polskich obozów śmierci” podczas II wojny światowej zostaje wzmocniona informacjami o dokończeniu Holocaustu przez Polaków, przy udziale innych narodów Europy Środkowo-Wschodniej, po jej zakończeniu. W ten sposób utrwala się przekonanie o polskiej winie za Holocaust nie tylko za granicą, ale również przekonuje do tej tezy Polaków, bo przecież cały ten obieg informacji jest na bieżąco relacjonowany w polskich mediach. Do osiągnięcia tego celu przyczyni się niewątpliwie „sukces”, którym szczyci się na swej stronie internetowej Instytut Slawistyki PAN: "Prof. dr hab. Joanna Tokarska-Bakir uzyskała dwuletnie stypendium im. Marii Curie w Institute for Advanced Study w Princeton, USA. Tematem projektu są powojenne pogromy antyżydowskie w Europie środkowo-wschodniej. Marie Curie Fellowship jest stypendium stażowym, przyznawanym wybitnym naukowcom przez niemiecką Gerda Henkel Foundation w ramach programu M4HUMAN (mobility for experienced researchers in historical humanities and Islamic studies). Jest ono współfinansowane przez Komisję Europejską w ramach Siódmego Badawczego Programu Ramowego Unii Europejskiej. Celem programu jest rozwijanie współpracy międzynarodowej w zakresie humanistyki i zwiększanie mobilności europejskiej kadry naukowej". Zwracam uwagę, że: 1. chodzi o uniwersytet w Princeton, bez wątpienia lokujący się w pierwszej piątce najlepszych uczelni wyższych na świecie, a więc publikacja wyników badań zostanie odnotowana we wszystkich ważnych humanistycznych czasopismach naukowych; 2. patronką fundacji jest Gerda Henkel, wywodząca się z rodziny właścicieli wielkiego niemieckiego koncernu chemicznego (fundację założyła jej córka w 1976 r., w setną rocznicę istnienia firmy); 3. koncern Henkel pracował podczas II wojny światowej na rzecz hitlerowskiej machiny wojennej i zatrudniał pracowników przymusowych, w tym Polaków; alianci zachodni internowali po wojnie na 2 lata 5 członków rodziny Henkelów, członków zarządu oraz rady nadzorczej i planowali nawet likwidację całej firmy; 4. stypendium nosi imię Polki Marie Curie, co w połączeniu z faktem, że założycielka i patronka fundacji są też kobietami, wskazuje na to, iż preferowane są zapewne projekty badawcze zgłaszane przez feministki; 5. projekt jest refundowany przez Unię Europejską, czyli również przez Polskę, gdyż idzie na niego część naszej składki członkowskiej. Ktoś może mi zarzucić, że wyciągam przedwcześnie wniosek, iż projekt realizowany przez pracownicę naukową Instytutu Slawistyki PAN będzie mieć charakter antypolski. Bynajmniej. Nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości. Pani Tokarska-Bakir jest specjalistką od obyczajów mieszkańców Tybetu, która po ukazaniu się książki Grossa o wydarzeniach w Jedwabnem zajęła się opisywaniem, jak to się stało, że polska wina za Holocaust, która jej zdaniem nie podlega dyskusji, była przez lata wypierana z powszechnej świadomości Polaków. Przytoczony wyżej cytat z eseju pani Janickiej wyraża też jej poglądy, bo obie te „slawistki” (znają się na Tybecie oraz fotografowaniu i nie mają żadnych publikacji naukowych dotyczących narodów mówiących językami słowiańskimi!) są bliskimi współpracownicami. Nie mają żadnego przygotowania historycznego do prowadzenia badań na temat stosunków polsko-żydowskich w XX w. Hołdują feministycznym teoriom pseudonaukowym z zakresu Gender Studies (Tokarska-Bakir zastosowała je np. w eseju „Żyd jako czarownica i czarownica jako Żyd czyli jak czytać protokoły przesłuchań”). No i obie są żydowskiego pochodzenia, o czym piszę, żeby pani Janicka nie zarzuciła mi, iż przemilczając to, dopuszczam się antysemityzmu (jako dowód antysemickości Polaków uznała, że „charakterystyczne jest też, że przez 70 lat do powszechnej świadomości nie przebiła się informacja o żydowskim pochodzeniu (…) Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.(…) Dotykamy tutaj problemu uporczywego infantylizmu polskiej kultury dominującej, która nie jest przyzwyczajona do autoanalizy i nie jest ciekawa sama siebie, nie drąży, nie krytykuje i nie próbuje przekraczać własnych tradycji. Sama się przez to wyjaławia”. Ponieważ nie chcę uchodzić za „infantylnego”, „nieprzyzwyczajonego do autoanalizy”, nieciekawego samego siebie”, „niedrążącego”, „niekrytykującego”, „niepróbującego przekraczać własnych tradycji”, „wyjaławiającego się”, więc informuję wszystkich czytelników o narodowości tych „badaczek”. Nie nazywam też ich Polkami, bo uznałyby, że robiąc tak, stosuję wobec nich „przemoc dominującej większości”. Informacja o ich pochodzeniu jest pewna, bo pochodzi z tekstu zamieszczonego na portalu Agory gazeta.pl. Naukowczyni (feministyczny nowotwór językowy analogiczny do „marszałkini”) typu pani Tokarskiej-Bakir nie zajmuje się badaniem historycznych okoliczności pogromów takich jak w Jedwabnem czy w Kielcach. Nie potrafiłaby ich zresztą opisać, bo jako specjalistka z dziedziny antropologii o pisaniu prac historycznych nie ma zielonego pojęcia (proszę zwrócić uwagę, że na brak naukowej rzetelności historycznej w tekstach i wypowiedziach jej uczennicy Janickiej zwracali uwagę wszyscy historycy, którzy komentowali jej kłamliwe tezy). Jej zdaniem wszystko już zresztą na ten temat napisał Jan Tomasz Gross. Jako wyznawczyni pseudonauk feministycznych odrzuca także z góry założenie, że ofiary mogą swoim zachowaniem wywoływać agresję przeciwko nim skierowaną (np. roznegliżowana pijana kobieta, która sama jedna przyszła zabawić się do męskiego hotelu robotniczego w najmniejszym stopniu nie przyczyniła się do tego, że została zgwałcona przez pijanych współimprezowiczów). Ją interesuje zatem tylko bezpośredni przebieg pogromów, np. jakie okrzyki antyżydowskie podczas nich wykrzykiwano. Gdyby zastosować jej metodę „badawczą” do „badania” wydarzeń opisanych w Ewangelii, to należałoby zrezygnować z opisu tego, jak doszło do procesu Jezusa, dlaczego został skazany na śmierć, kto ponosi winę – rzymskie władze okupacyjne reprezentowane przez Piłata czy Żydzi, a skoncentrować się jedynie na przedstawieniu przebiegu egzekucji (np. napisać, jakie okrzyki przeciwko ofierze wznosili oglądający ją Żydzi) oraz odkryć, już w źródłach nie opisane, mechanizmy psychologiczno-socjologiczne, które Żydzi stosowali i stosują, aby ukryć swą winę za jego śmierć wewnątrz swojej społeczności, wyprzeć ją ze swojej świadomości, oraz jak jej zaprzeczali i zaprzeczają na zewnątrz, w polemikach z chrześcijanami. Kwestia żydowskiej winy byłaby, jako oczywista, w ogóle niedyskutowalna. Takie pseudonaukowe podejście do opisu okoliczności śmierci Jezusa słusznie zostałoby nazwane przez panią Tokarską-Bakir jako antyżydowskie. Dlatego chyba jest jasne, że również jej postawa pseudobadawcza stosowana do opisów pogromów antyżydowskich równie słusznie musi być nazwana antypolską. Nie sposób odmówić Niemcom maestrii w dzieleniu się z innymi narodami winą za Zagładę Żydów. Robią to rękami pracowników polskich instytutów naukowych, których przekupują hojnymi stypendiami. Są na to przeznaczane pieniądze niemieckiej rodziny, która zatrudniała przymusowo Polaków w jej fabrykach, wtedy gdy Niemcy Żydów mordowali. Stypendium, które ma służyć udowodnieniu antypolskiej tezy, nosi imię jednej z najwybitniejszych Polek w historii. A na dodatek sami Polacy też za to wszystko płacą, bo część funduszy pochodzi z brukselskiej kasy, którą my też zapełniamy swoimi składkami (oraz oczywiście pracownica PAN otrzymuje też od państwa polskiego pensję za jej antypolską pracę). Nikt chyba teraz nie zaprzeczy, że Unia Europejska służy interesom niemieckim. Dotacje z Brukseli służą nie tylko rozpowszechnianiu antypolskiej wersji historii stosunków polsko-żydowskich na świecie, ale także blokowaniu publikacji ich prawdziwych opisów w naszym kraju. Za przykład może służyć platforma blogowa Salon24, która po wzięciu pieniędzy z Unii Europejskiej zaczęła stosować wzmożoną cenzurę tekstów pod kątem ich prawdziwego (bardzo rzadko) lub urojonego (prawie zawsze) antysemityzmu. W okresie, gdy tam publikowałem (nie wiem, jak jest obecnie, gdyż tam już nie zaglądam, ale przypuszczam, że nic na lepsze się nie zmieniło), Igor Janke ukrywał teksty oraz całe konta, jeśli jakiś „życzliwy” filosemita złożył donos z zarzutem antysemityzmu. Zdaje się, że tam nawet zainstalowano jakiś specjalny program szpiegujący, który wycinał słowa, uznane za antysemickie z publikowanych pod notkami komentarzy. Przekonałem się o tym podczas dyskusji nad moim tekstem, w którym napisałem, że Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO, publikowała w 1968 r. antysemickie artykuły. Jakieś 2 czy 3 tygodnie po jego zamieszczeniu zobaczyłem, że jest pod nim nowy komentarz. Komentator zarzucił mi w nim, że pisząc o tym, ujawniłem swoje filosemickie przekonania. Odpowiedziałem mu i wywiązała się między nami dosyć ciekawa dyskusja, którą się chyba poza nami dwoma nikt inny nie interesował (tekst był już przecież stary). W pewnym momencie ze zdumieniem odkryłem, że z mojego komentarza zniknął fragment tekstu. On musiał być wycięty przez program komputerowy, bez udziału żywego cenzora. W ten sposób dowiedziałem się po raz pierwszy, że mogę być jednocześnie traktowany jako filo- i antysemita. Prawdopodobnie zainstalowany za unijne pieniądze na portalu Salon24 program komputerowy uznał, że posłużyłem się w swojej argumentacji „przemocą filosemicką”, którą opisała w swoim eseju Elżbieta Janicka. Ale komentarz do tego, co w nim napisała, to już temat na inną notkę (gdybym w niej pochwalił jej tezy, to zostałaby niewątpliwie na portalu Jankego umieszczona na stronie głównej, a gdybym zarzucił jej antypolonizm, to jako antysemicka, zostałyby ukryta lub usunięta). Tak funkcjonuje zawiązany przeciwko Polakom sojusz złożony z Niemców, niektórych Żydów i filosemickich Polaków.
tumry

tumry

12 years 6 months temu

I takie stypendium będzie funkcjonowało, dopóki kandydaci na fundowane w ten sposób studia będą z mentalności PRL wraz z przyległościami. W tym wszystkim nie można też pominąć stypendystów wychowanych za pomocą przedłużenia w czasie w postaci łajdackiego (P)ermanentnego (O)rgazmu. Z normalnej dobrej polskiej szkoły, usysku takich indywidułów oczekiwać nie sposób. A więc do boju neokomuniści, można się dorwać do forsy w zamian za sprowadzenie historii Polski do parteru i tym samym umieszczenie Ojczyzny w szambie. Wielu od was i z (G)ównianego (W)rażenia na to czekało. Szczególnie naszych starszych braci w wierze w jedynego Boga. Zatem szybko do dzieła, gdyż okazja stworzona przez niemiecko-żydowskich hochsztaplerów może przeminąć i wy jako potencjalni specjaliści od wymieniania prawdy na kasę zostaniecie na lodzie.
Domyślny avatar

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że niemieckie fundacje dają pieniądze na badania stosunków polsko-żydowskich specjalistkom od Tybetu (Tokarska-Bakir) czy fotografkom (Janicka, która też z pewnością będzie współpracowała z nią nad projektem, o którym piszę w notce), zatrudnionym z niewiadomych powodów w Instytucie Słowianistyki PAN! Inna naukowczyni z tej instytucji próbuje dowieść, że antykomunizm, który jest immamentną cechą polskiego patriotyzmu, jest tożsamy z antysemityzmem (czyli polski patriota jest zawsze jednocześnie antysemitą)! I my wszyscy tym feministkom za ich antypolską pracę bardzo dobrze płacimy!
Pies Baskervillów

Że też nikt, o takich drobiazgach nie wspomina w tych "fundacjach". ================================== Ponad 150,000 osób pochodzenia żydowskiego walczyło w szeregach wojsk III Rzeszy. Co więcej, odbywało się to za osobistym pozwoleniem Hitlera. Nie zawiódł się na nich. Do takiego wniosku doszedł młody historyk amerykański na podstawie setek wywiadów z niemieckimi kombatantami żydowskiego pochodzenia oraz tysięcy dokumentów wydobytych z niemieckich archiwów. Swoje rewelacje Bryan Mark Rigg opublikował w pracy Żydowscy żołnierze Hitlera: Nieznana historia nazistowskich praw rasowych oraz mężczyzn pochodzenia żydowskiego w wojsku niemieckim. Już sam tytuł brzmi jak oksymoron. Co? Żydzi służący u Hitlera? Jest to dla większości zupełnie szokującym absurdem. Dla niektórych zapewne zabrzmi to jako jakieś antysemickie pomówienie, spisek. ======================== Więcej tutaj: http://www.irekw.internetdsl… Dodatkowo tutaj: http://swkatowice.mojeforum.n…
Domyślny avatar

Zgadzam się, że właśnie na badania takich tematów powinny być przeznaczane środki, bo pozwalają one odkryć nowe fakty i przyczyniają się do łamania stereotypów, co przybliża nas do odkrycia historycznej prawdy. Ciekawy jest wątek własnej tożsamości narodowej tych mężczyzn z żydowskimi korzeniami, którzy walczyli w niemieckich mundurach. W polskich warunkach trzeba takie badania przeprowadzić w stosunku do ortodoksyjnych komunistów żydowskiego pochodzenia, którzy należeli przed wojną do KPP, a po wojnie znaleźli się w PPR i PZPR. Instytut Słowianologii PAN mógłby też zająć się takimi tematami jak: Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Bułgarzy, Chorwaci walczący po stronie niemieckiej. Jest to ciekawy temat, bo większość z nich kierowało się w swych wyborach antykomunizmem. Ale taka tematyka nikogo w IS PAN nie interesuje. Tam się udowadnia, że antykomunizm jest równoważny z antysemityzmem. I na dodatek robi się to wyłącznie na przykładzie Polski, bo zajmujące się tym naukowczynie nie znają biegle żadnego słowiańskiego języka (poza polskim oczywiście).
Pies Baskervillów

Opisuje to też Stern http://www.stern.de/politik/g… Może się Janicka poduczy?Wątpię,ale inni wobec faktów,mają wybór,między propagandą,a prawdą historyczną. Bo już Goebels mówił,że kłamstwo powtarzane 1000 razy,staje się prawdą.
Pies Baskervillów

No,cóz,ta cała Janicka "fotografka",niech się przynajmniej uczy sztuki od Yaroka,Fotomontage,Rzepki,Niewolnika,i innej reszty,znakomitej. Ci w 1-ym obrazku,przemycą treść doktoratu,pisanego przez półgłówków " ynteligencji partyjnej". I tak sobie plują,i plują,a staż leci,a juz w latach 60-tych,Szpotański ich ocenił,te bachorki resortowe: W kraju wciąż zachodzą zmiany, a pod wpływem owych zmian dziś się Cichy głośnym staje: Vivat simper Cichych stan! Dawniej, jeśliś szpiclem został, pluł ci w gębę byle cham. Dzisiaj — któż nam może sprostać, któż dorównać może nam? =================
Domyślny avatar

To jest wprost nie do uwierzenia, że w Instycie Słowianistyki PAN pracują osoby, które nie mają ŻADNYCH publikacji z zakresu ... słowianistyki, a tak jest w przypadku obu tych "naukowczyń", o których piszę w notce. Ich interesuje tylko i wyłącznie stosunek Polaków do mniejszości żydowskiej, a przecież nawet jeśli o tym piszą to powinny do tego podchodzić na szerszym tle, z uwzględnieniem innych krajów, w których mieszkają Słowianie. Poza tym, jeśli zajmują się kwestiami stosunku większości do mniejszości narodowych, to powinny w pierwszej kolejności zbadać sytuację polskiej mniejszości w innych krajach słowiańskich, np. to co się wydarzyło na Podolu w XX w. A wierszyk Szpota bardzo trafnie dobrany.
Pies Baskervillów

Tu poprostu trzeba wstrząsu,czyli batem po dupie. Na ciemniaka,tylko bat działa,no bo co innego? Służalec nie myśli,on wykonuje polecenia. Funkcja myślenia,dla prostaka,to pojęcie abstrakcyjne,to widać,słychać i czuć:)
Domyślny avatar

Ja tej antypolskiej michnikowszczyźnie z Instytutu Slawistyki PAN, "Gazety Wyborczej", "Newsweeka" itd. nie popuszczę. To co ostatnio przeczytałem w ich tekstach na temat stosunków polsko-żydowskich tak mnie wk....ło, że będę ich tępił do końca, ich albo mojego. Przypomniał mi się w tym miejscu powstaniec styczniowy z opowiadania "Rozdziobią nas kruki, wrony", który - jak napisał Żeromski - walczył, bo "się po prostu zawziął" (cytuję z pamięci, więc może trochę niedokładnie). Słowo "zawziął się" idealnie scharakteryzowało jego postawę w sytuacji, gdy nie było już żadnych widoków na zwycięstwo. I teraz ja też "się zawziąłem". Pewnie niewiele wskóram, tak samo jak ów powstaniec, ale chociaż nie będę sobie miał nic do zarzucenia.