Przekupiony doktoratem h. c. „czerwonej Sorbony” Olbrychski daje twarz kongresowi SLD

Przez molasy , 28/03/2013 [10:58]
Deklarujący się dotychczas jako poputczik PO Daniel Olbrychski ma wejść w skład Komitetu Honorowego Kongresu Lewicy, który SLD zamierza zorganizować w czerwcu na Stadionie Narodowym w Warszawie. Ta wolta polityczna gwiazdora filmowego ma niewątpliwie związek z przyznaniem mu doktoratu honoris causa Uniwersytetu Opolskiego, którego rektorem jest prof. Stanisław Sławomir Nicieja, opolski baron SLD. Dając swą twarz do wykorzystania postkomunistom, Olbrychski odwdzięcza się im za przyznanie mu przez „czerwoną Sorbonę” zaszczytnego honorowego tytułu naukowego. Jedyny aktor na świecie z honorowym doktoratem?! Jeśli wierzyć samemu głównemu bohaterowi uroczystej ceremonii, która odbyła się 11 marca w Opolu, to przyznanie mu doktoratu h.c. było ewenementem na skalę światową. Olbrychski szczycił się, że dostąpił takiego zaszczytu jako jedyny aktor na świecie. Przywołał też na potwierdzenie swych słów wypowiedź Andrzeja Wajdy (http://www.youtube.com/watch?v=a5-YNwhC1cg). Jeśli rzeczywiście Olbrychski jest pierwszym aktorem na świecie z doktoratem h.c., to nie ma się co dziwić, że się teraz chce odwdzięczyć temu, kto go tak wyróżnił, czyli byłemu senatorowi SLD Niciei. Powinien się pojawić jako gość honorowy na kongresie partii postkomunistycznej tym bardziej, że rektor Uniwersytetu Opolskiego, zwanego „czerwoną Sorboną”, uzasadniał przyznanie mu tego tytułu w laudacji doktorskiej takimi „osiągnięciami” jak gra w propagandowym filmie sowieckim „Wyzwolenie” oraz w niemieckim filmie gloryfikującym postać Róży Luksemburg. Przemowa Niciei była nie tylko pochwałą sukcesów artystycznych Olbrychskiego, ale także gloryfikacją osiągnięć filmowych PRL, którym przeciwstawił niski poziom kina w III RP, które „artystycznie doszło do takiego poziomu jak przed wojną, czyli w II Rzeczypospolitej, kiedy dominowały błahe komedyjki bądź łzawe melodramaty i banalne, krwawe kryminały, a więc do poziomu kina, któremu Wajda, Munk, Kawalerowicz wypowiedzieli w latach 50. XX wieku wojnę, tworząc "Polską Szkołę Filmową" i odnosząc światowy sukces.” W wystąpieniu rektora „czerwonej Sorbony” wyraźnie słychać ton komunistycznej propagandy sukcesu z lat 70. XX w.: „Daniel Olbrychski grał w najlepszym, można rzec, w najwspanialszym okresie adaptacji polskiej literatury dla potrzeb filmu i teatru.(…) Po wielkim sukcesie "Popiołów" spadła na Olbrychskiego lawina propozycji takich ról, które dla każdego aktora byłyby szczytem marzeń. To wszystko złożono Olbrychskiemu do nóg. Nie milkły telefony z propozycjami. To był czas gierkowski. To się już później nie powtórzyło w takiej skali.” Czołowy polityk SLD w tym fragmencie swej laudacji przypomniał dobitnie Olbrychskiemu, że gdyby nie było PRL, to nie zagrałby swoich najlepszych ról, więc ma się rozumieć, nie byłoby za co dawać mu doktoratu honorowego. (http://opole.gazeta.pl/opole/1,35114,13540284,Rek…) Doktorat za rolę Henryka Dąbrowskiego w sowieckim filmie propagandowym Do najwybitniejszych kreacji aktorskich Olbrychskiego Nicieja zaliczył rolę „w radzieckiej pięcioodcinkowej superprodukcji "Oswobożdienije" Jurija Ozierowa.” Jest to o tyle zaskakujące, że ten najdroższy film w historii sowieckiej kinematografii, w którym po raz pierwszy od czasów wygłoszenia antystalinowskiego referatu przez Chruszczowa pojawiła się postać Stalina, nie jest wymieniony w biogramie Olbrychskiego w Wikipedii oraz w innych dostępnych w internecie opisach jego osiągnięć artystycznych. Z informacji zamieszczonych na stronie internetowej filmpolski.pl wynika, że przyszły Kmicic, który zdobył wojenną sławę „podchodząc Moskali”, grał w 2. części filmu Ozierowa dżokeja Henryka Dąbrowskiego (proszę zwrócić uwagę na zbieżność imienia i nazwiska z bohaterem polskiego hymnu narodowego), który w cz. 4. jest już „porucznikiem”. Co ciekawe Nicieja pomylił daty powstania tego monumentalnego filmu, opiewającego „wyzwolenie” Europy przez Armię Czerwoną, bo według niego Olbrychski grał w nim w 1970 r., podczas gdy działo się to w 1969 oraz 1971 r. (http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/128980) Bardzo ciekawą analizę filmu Ozierowa, którego nie oglądałem, napisał Łukasz Jasina. (http://www.academia.edu/1390345/_Wyzwolenie_1968-…) Jak wywnioskowałem z tej i innych publikacji Olbrychski grał w nim walczącego w Warszawie z Niemcami bojownika Gwardii Ludowej, który później przywdział mundur oficerski w szeregach armii Berlinga. Jasina pisze: „Już tytuł filmu w jasny sposób określa, jaka jest opinia realizatorów o historycznym charakterze działań podejmowanych przez Armię Czerwoną pomiędzy lipcem 1943 a majem 1 945 roku. Jest to „wyzwolenie” terenów Europy Środkowo-Wschodniej spod niemieckiej (bądź też „hitlerowskiej” – w tym wypadku nomenklatura nie ma pierwszorzędnego znaczenia) okupacji. Drażliwe kwestie związane z początkami rzeczonej okupacji oraz stosunkiem mieszkańców terenów okupowanych do wyzwolicieli zostały w filmie pominięte bądź też wystylizowane (żeby nie rzec – skłamane) w sposób podtrzymujący oficjalną wersję historii. Główną pozytywną siłą występującą w filmie jest Związek Radziecki, a w szczególności reprezentująca go Armia Czerwona wraz ze swoim korpusem dowódczym, oficerami i żołnierzami. Armia realizuje historyczne dzieło oswobodzenia tej części kontynentu spod faszystowskiej okupacji, wspomagana w tym przez różnego rodzaju ruchy podziemne.(…) Niesione przez armię radziecką wyzwolenie ma charakter internacjonalistyczny, zgodny z zasadami marksizmu-leninizmu oraz tradycjami rewolucyjnymi, jakie legły u podstaw powstania Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.(…) … film Jurija Ozierowa służył legitymizacji radzieckiej władzy i radzieckiej historii. Stworzył monumentalny i „barokowy” obraz tej wojny, który poprzez seanse w kinach utrwalał się w umysłach widzów.” Wymienienie przez Nicieję w laudacji roli zagranej przez Olbrychskiego w propagandowym filmie Ozierowa, nakręconym w celu pokazania sowieckiej wersji historii II wojny światowej, odsłania prawdziwe motywy przyznania temu aktorowi filmowemu doktoratu h.c. przez „czerwoną Sorbonę”. Odnoszę nieodparte wrażenie, że uroczystość tę zorganizowano po to, żeby przypomnieć słynne powiedzenie Lenina, że „kino jest najważniejszą ze sztuk”. Ten slogan „wodza rewolucji proletariackiej” jako pierwszy zacytował Anatol Łunaczarski w referacie opublikowanym w gazecie „Izwiestija” w 1923 r. Przypominam o tym, bo jak się ostatnio okazało, zapalonym czytelnikiem dzieł tego bolszewika jest Olbrychski (cytowanie jednej ze „złotych myśli” Łunaczarskiego przypisał Ludwikowi Dornowi). Doktorat z rąk fana Dzierżyńskiego Jeszcze większym od Olbrychskiego znawcą biografii Lenina, Stalina i innych czołowych działaczy partii bolszewickiej jest Nicieja, który ich bardzo wysoko ceni. Na przykład o Feliksie Dzierżyńskim, organizatorze sowieckiej bezpieki Czeka, napisał: „Był Dzierżyński nieubłagany dla kontrrewolucjonistów i był też człowiekiem o »złotym sercu «, czułym na wszelką nędzę i krzywdę społeczną tych, co żyli z pracy swych rąk. Burżuazyjna propaganda zarzucała Dzierżyńskiemu wiele, jednak nie mogła przejść do porządku dziennego nad faktem, że był to człowiek moralnie czysty, ofiarny, oddany bez reszty idei, o silnej woli, stanowczości i dużej odwadze, w pracy nie cofający się przed żadnymi przeszkodami, traktujący przemoc jedynie jako środek walki narzucony przez nie przebierającego w metodach, bezwzględnego wroga (…). Był człowiekiem prawym. Całe swoje dojrzałe życie poświęcił walce o sprawę robotniczą i sprawiedliwość społeczną”. Równie wysoko ceni Nicieja Juliana Leńskiego-Leszczyńskiego, sekretarza generalnego KPP i sowieckiego agenta, któremu poświęcił rozprawę doktorską z 1977 r. Za dobroczyńcę Polski uważa Stalina (przypomnę, że to jego wielkie zwycięstwo pokazuje film Ozierowa z udziałem Olbrychskiego), o którym kilka lat temu na jednym z wykładów powiedział: “Katynia z Jałtą mylić nie można, mogli przecież z nas w Jałcie księstwo zrobić, trzeba zatem dostrzec i te pozytywne strony. Stalin więc zrobił i coś dobrego.” „Czerwona Sorbona” nagradza doktoratem za chrzest „Kmicica” Nicieja robił błyskotliwą karierę naukową (profesorem zwyczajnym został jeszcze w PRL, w 1989 r., w wieku 40 lat) w opolskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej. Ta założona w czasach stalinowskich (1953 r.) uczelnia była nazywana w l. 60 i 70. „czerwoną Sorboną”, bo po dyplomy przyjeżdżali na nią partyjni dygnitarze i funkcjonariusze SB. Co roku świętowali tutaj milicjanci. „Aula WSP, obok której codziennie musieliśmy przechodzić, idąc do pracy, była dla nas symbolem tego zniewolenia, tej podłości, cynizmu i hipokryzji władców PRL-u” – powiedział już w wolnej Polsce były pracownik naukowy tej uczelni Ryszard Kowalczyk. „Tutaj zganiano nas na coroczne akademie PZPR i MO. Tutaj zmuszano nas do słuchania, że nasi biskupi to zdrajcy, że studenci to warchoły”. W 1971 r. brat autora tych słów, Jerzy Kowalczyk, w przeddzień milicyjnej akademii, w której mieli wziąć udział ci, którzy strzelali do robotników podczas Grudnia’70 , wysadził aulę „czerwonej Sorbony” w powietrze. Został za to skazany na karę śmierci, zamienioną później na dożywocie, natomiast Ryszardowi wymierzono karę 25 lat więzienia. W tym samym czasie, gdy bracia Kowalczykowie nie mogli znieść „podłości, cynizmu i hipokryzji władców PRL-u”, Nicieja zapisał się do uczelnianych kół PZPR i ZSP. Jako szef „zsypu”, jak potocznie była nazywana studencka organizacja, do której wstępowały peerelowskie lemingi, zorganizował w 1974 r. wielką imprezę otwarcia 11-piętrowego akademika (wówczas najwyższego budynku w Opolu), która została wykorzystana do propagandowego „przykrycia” eksplozji spowodowanej przez braci Kowalczyków. Ponieważ na ekrany kinowe trafił wtedy „Potop”, Nicieja wpadł na pomysł, żeby nowemu domowi studenckiemu nadać imię „Kmicic” oraz żeby uroczystego otwarcia dokonał Olbrychski. W laudacji doktorskiej przebieg tych uroczystości została opisana następująco: „Uroczystość nadania imienia nowemu akademikowi ściągnęła do miasteczka akademickiego tysiące widzów i fanów Olbrychskiego, którzy w napięciu czekali na przybycie ojca chrzestnego. Daniel Olbrychski w stroju Kmicica, z Marylą Rodowicz u boku, ucharakteryzowaną na Oleńkę, szablą przeciął wstęgę przegradzającą wejście do nowego akademika. A później w klubie, który otrzymał imię "Oleńka", a matką chrzestną była Maryla Rodowicz, recytował Norwidowski "Fortepian Chopina" przy akompaniamencie bardzo popularnego wówczas pianisty Cezarego Owerkowicza. Po części oficjalnej odbyło się w klubie Skrzat w domu studenckim Mrowisko całonocne spotkanie, którego gospodarzem był ówczesny przewodniczący komisji kultury RU ZSP Bogusław Nierenberg (obecnie prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego).” Jak powiedział Nicieja, Olbrychski nie wziął honorarium za swój udział w tej propagandowej imprezie, podłączonej do uroczystych obchodów XXX-lecia PRL, zażyczył sobie jedynie, żeby „przygotować skrzynkę wódki” i ludzi z gitarami przygrywającymi do zabawy. Skromność w wysuwaniu żądań finansowych przez filmowego Kmicica za udział w chrzcie opolskiego „Kmicica” okazała się jedną z jego najlepszych decyzji w życiu, bo zaowocowała przyznaniem mu w tym roku honorowego doktoratu. Olbrychski musiał zdawać sobie sprawę z tego, że jego przyjazd do Opola w celu zagrania roli ojca chrzestnego nowego akademika WSP zostanie rozegrany propagandowo przez władze, świętujące przez cały 1974 rok 30. rocznicę zdobycia władzy w Polsce. Mimo to zdecydował się wziąć w tej imprezie udział, chociaż 2 lata wcześniej był jednym z 6 tys. sygnatariuszy petycji do Rady Państwa PRL, żeby złagodziła wyroki skazujące braci Kowalczyków (chodziło przede wszystkim o anulowanie kary śmierci dla Jerzego, która była po prostu morderstwem sądowym). Osoby broniące skazanych za wysadzenie auli opolskiej WSP podkreślały, że nie identyfikują się z ich czynem, ale uważały, że wymierzone im kary były niewspółmierne do ich winy. Czyżby Olbrychski chciał swoim przyjazdem do Opola na zaproszenie uczelnianej organizacji ZSP pokazać władzom swoją lojalność? Może chciał się odwdzięczyć za przyznane mu w 1974 r. odznaczenia - nagrody państwowej za kreacje aktorskie w teatrze i filmie oraz Złotego Krzyża Zasługi? Niezależnie od tego jakimi motywami Olbrychski się w 1974 r. kierował, faktem jest, że podczas uroczystości odebrania doktoratu h.c. o swoim podpisie pod petycją o złagodzenie kar dla braci Kowalczyków nic nie mówił. A powinien przecież to zrobić, żeby zaakcentować swój związek z opolską uczelnią. Zamiast szczycić się obroną braci Kowalczyków, on wolał opowiadać o swoim udziale w propagandowej imprezie chrztu akademika „Kmicic”, czego się powinien wstydzić. Czy to nie jest zastanawiające? Udział w propagandowym wiecu zasługuje na order Virtuti Civili? Z oczywistych względów nie wspomniał też o podpisie Olbrychskiego na liście w obronie braci Kowalczyków w swojej laudacji rektor Nicieja. Przecież wtedy, gdy odsiadywali oni drakońskie kary więzienia w celach z psychopatami o skłonnościach sadystycznych, on za dnia miał wykłady w odbudowanym budynku opolskiej WSP, a wieczorami bawił się w „Oleńce” lub innych lokalach z towarzyszkami i towarzyszami ze „zsypu” i PZPR. Rektor UO chwalił natomiast Olbrychskiego za to, że „w lipcu 1974 roku przed Teatrem Wielkim w Warszawie recytował "Odę do młodości" dla tysięcy zgromadzonych tam uczestników Zlotu Polskiej Młodzieży.” Nicieja uznał, że m.in. za to powinien on otrzymać „Order Virtuti Civili, czyli odwagi cywilnej”. Oto wywód tego karierowicza, który i w PRL, i w III RP, tak jak jest zawsze jest z mainstreamowym gównem, zawsze wypływał na górę: „Odwaga cywilna nie jest przypisana wszystkim ludziom, bo wiąże się ona z wymogiem demonstrowania swoich poglądów politycznych, społecznych czy też moralnych w sposób wyrazisty i jednoznaczny w trudnych, skomplikowanych sytuacjach, zwłaszcza w atmosferze różnorodnych nagonek politycznych, presji partii rządzących bądź tzw. mainstreamu, który narzuca "poprawność polityczną", sugeruje, co wypada, a czego nie powinno się czynić. Od strony politycznej za demonstrowanie poglądów i zachowań nieodpowiadających rządzącym można ponieść bolesne konsekwencje. Czasem stracić pracę. Dawniej trafiało się nawet do więzienia. Ludzie w takich sytuacjach ze względu na dbałość o spokój wewnętrzny i pewną wygodę socjalną wahają się demonstrować swój sprzeciw.” No naprawdę, z jakiej to choinki urwał się ten propagandowy pajac? Udział Olbrychskiego w imprezie zorganizowanej przez PZPR w ramach wielkich obchodów XXX-lecia PRL podaje jako przykład sprzeciwu wobec „presji partii rządzących bądź tzw. mainstreamu, który narzuca "poprawność polityczną", sugeruje, co wypada, a czego nie powinno się czynić”? Przecież jest dokładnie na odwrót! To jest przykład konformizmu Olbrychskiego! Za wygłoszenie „Ody do młodości” dla młodzieży, którą następnie skierowano na Plac Defilad, żeby przemaszerowała przed znajdującymi się na trybunie honorowej Edwardem Gierkiem oraz Leonidem Breżniewem, Olbrychskiego groziła utrata pracy czy nawet więzienie? No takiej propagandowej bredni, na dodatek wygłoszonej przez człowieka z tytułem profesora historii, to dawno nie słyszałem! (Osobom zainteresowanym tematem obchodów XXX-lecia PRL polecam ich bardzo dobry opis na blogu Godziemby http://blogpress.pl/node/13702 oraz Polską Kronikę Filmową z 1974 r.: http://www.youtube.com/watch?v=Qh2W2QaXICw, przebieg zlotów młodzieży pokazuje PKF z 1972 r.: http://www.youtube.com/watch?v=nNC6QR6H9Ak) Wśród innych przykładów wielkiej odwagi cywilnej Olbrychskiego Nicieja wymienił obronę przez niego gen. Jaruzelskiego, gdy już „stracił władzę (właściwie ją oddał)”, pocięcie szablą wystawy w Zachęcie, poparcie w kampanii wyborczej Mazowieckiego rywalizującego z Wałęsą oraz Komorowskiego przeciwko Kaczyńskiemu, polemikę z Nikitą Michałkowem na temat rosyjskich zbrodni w Czeczenii, wzięcie w obronę Pasikowskiego oraz Stuhra w związku z fałszującym sprawę zbrodni w Jedwabnem filmem „Pokłosie”, a także to, że „wypowiedział się przeciw manipulacjom wokół katastrofy smoleńskiej”. Zadziwiające przykłady rzekomego sprzeciwiania się przez Olbrychskiego „presji partii rządzącej” oraz poglądom mainstreamowym! Zastanawiające jest szczególnie wymienienie w tym kontekście dyskusji z rosyjskim reżyserem, prezentującym w swych filmach oficjalną propagandę wielkomocarstwowej Rosji Putina. Jakiemu to mainstreamowi sprzeciwił się Olbrychski, broniąc mordowanych przez Rosjan Czeczenów? Polskiemu czy rosyjskiemu? A jeśli temu drugiemu, to dlaczego Nicieja uznał to za wielki przejaw odwagi cywilnej polskiego przecież aktora? Kuriozalne jest także uznanie przez Nicieję za przejaw „virtuti civili” Olbrychskiego incydentu w Zachęcie, po którym „dyrektorka Zachęty Anda Rottenberg … zwolniła jednego z bileterów za to, że wpuścił aktora w płaszczu, pod którym ten miał ukrytą szablę”. W rzeczywistości gwiazdorowi filmowemu chodziło po prostu o … kasę, o czym rektor Uniwersytetu Opolskiego powinien wiedzieć, bo musiał czytać wywiad Olbrychskiego dla „Nowej Trybuny Opolskiej”, w którym powiedział: „Poszło o złamanie prawa autorskiego. Jeśli ktoś moją twarzą chce zarabiać, to musi zapłacić albo zadbać o wyrażenie mojej zgody”. Gdyby zatem autor wystawy aktorowi zapłacił, to wszystko byłoby w porządku. Dbając o swoją kieszeń, Olbrychski, doprowadził do utraty pracy przez biletera Zachęty, o czym Nicieja mówił tak, jakby mu to poczytywał za wielka zasługę obywatelską. Ale co postkomunistycznego polityka i gwiazdora filmowego obchodzi los zwykłych ludzi, którzy przez ich egoistyczne działania są pozbawieni środków do życia?! „Można rzec, że ten wybitny aktor to swoisty homo politicus, gdyż nigdy nie było mu obojętnym to, co działo się w sferze politycznej i propagandowej w naszym kraju i w Europie” – uzasadniał przyznanie mu honorowego doktoratu Nicieja. „Wielokrotnie brał udział w społecznych spektaklach politycznych - wiecach i demonstracjach.” Ma się rozumieć, w takich spektaklach jak obchody XXX-lecia PRL w 1974 r., takich wiecach jak Zlot Młodzieży Polskiej podczas którego recytował „Odę do młodości” oraz w takich demonstracjach jak przemarsz na Placu Defilad przed Gierkiem i Breżniewem. Rektor uniwersytetu bez studentów szuka propagandowego rozgłosu Z przemowy Niciei wynika, że jest on nieodrodnym synem epoki Gierka, gdy propaganda odgrywała ogromną rolę. Radził sobie wtedy doskonale. Z pewnością wielki sukces propagandowy uroczystego oddania do użytku akademika opolskiej WSP bardzo pomógł Niciei w robieniu kariery naukowej (czy raczej pseudonaukowej, gdyż napisane przez niego wówczas rozprawy historyczne nadają się obecnie jedynie na makulaturę) oraz partyjnej. Trafił do Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR oraz był czołowym działaczem opolskiego PRON. Nicieja miękko wylądował w III RP jako działacz SLD. Dzięki jego zabiegom w 1994 r., w okresie rządów koalicji SLD-PSL, WSP została przekształcona w Uniwersytet Opolski. Nicieja jest jego rektorem już po raz trzeci. Niestety młodzież nie garnie się do studiowania na Alma Mater Opoliensis, czego dowodem jest fakt, że na fizykę zgłosiło się w ubiegłym roku zaledwie 3 (słownie „trzech”) studentów. Z badań maturzystów z Opolszczyzny wynika, że 2/3 z nich zamierza studiować poza Opolem. Nic w tym dziwnego, że Uniwersytet Opolski zdecydowanie przegrywa z uczelniami wrocławskimi oraz szkołami wyższymi z aglomeracji górnośląskiej, bo plasuje się na szarym końcu tego typu uczelni w Polsce. Sposób kierowania uniwersytetem przez rektora Nicieję skrytykował ostatnio publicznie jeden z 60 doktorantów politologii Szymon Księżopolski, który powiedział w wywiadzie prasowym: „ W jakim znaczeniu nasz uniwersytet jest elitarny? Czy w takim, że garną się tu najlepsi studenci i najlepsi naukowcy? Czy może w takim, że kształcimy najlepszych? W ani jednym, ani w drugim elitarni nie jesteśmy.” Według niego studia politologiczne na UO uczą jedynie „analizy materiałów politologicznych” i ich ukończenie nie pomaga w ogóle w zdobyciu pracy. Jednak Nicieja tymi zarzutami się nie przejmuje, bo natychmiast zaczęli go bronić jego akolici, którzy odrzucili krytykę Księżopolskiego. Niewątpliwie uroczystość przyznania doktoratu Olbrychskiemu, na którą przyjechało wielu znamienitych gości, miała w zamyśle Niciei wzmocnić jego pozycję na uczelni, w SLD oraz pomóc tej partii na arenie lokalnej czyli Opolszczyźnie, a nawet na arenie krajowej. Najwyższej rangi politykiem, który pojawił się w Opolu był bowiem eseldowski wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich, który chwalił Olbrychskiego za to, że „jest on człowiekiem honoru oraz autorytetem pod względem wiedzy, umiejętności i moralności”. No cóż tego człowieka nie stać na nic więcej, niż na postkomunistyczną nowomowę. „Nieuk pospolity” studentem-stachanowcem „Pod względem wiedzy”, to Olbrychski wypada bardzo marnie i na pewno nie za to otrzymał doktorat honorowy „czerwonej Sorbony”, co trafnie zauważył Dorn, nazywając go „nieukiem pospolitym”. Nie ma żadnych osiągnięć naukowych czy dydaktycznych. Dopiero 3 lata temu ukończył przerwane jeszcze na początku lat 60. studia magisterskie na Akademii Teatralnej w Warszawie, dokonując tego w ekspresowym, istnie stachanowskim tempie. Dziennik „Fakt” opisał to następująco: „W ciągu kilku ostatnich miesięcy Daniel Olbrychski zaliczył 4. lata studiów, zdał 7. egzaminów teoretycznych i napisał pracę magisterską, która była komentarzem do jego 5. ról wygłaszanych wierszem”. Jest to niewątpliwie rekord świata w studiowaniu, za który Olbrychski powinien otrzymać honorowy złoty medal olimpijski, o zdobyciu którego marzył w młodości! Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny niż ten ponad 60-letni student-stachanowiec był w stanie w tak krótkim czasie zaliczyć CZTERY lata studiów, napisać pracę magisterską i obronić ją! A wszystkiego tego dokonał bez przerywania normalnej pracy zawodowej! Ekspresowe tempo kończenia studiów przez Olbrychskiego to nic innego jak „pic na wodę, fotomontaż”. Takie stachanowskie studiowanie nie byłoby możliwe nawet w czasach sowieckich, gdy akademie teatralne były zorganizowane według modelu skonstruowanego przez Łunaczarskiego, którego myśli Olbrychski jest znawcą. Przez rok trzeba było bowiem wtedy uczęszczać na zajęcia studium wojskowego! Uroczystość wręczenia Olbrychskiemu doktoratu h.c. była imprezą propagandową, przedstawieniem zorganizowanym według peerelowskich wzorców. Zapewne podobny charakter będzie miał Kongres Lewicy. Olbrychski znowu na nim wystąpi, tyle że nie będzie na niej recytował „Ody do młodości”, bo jest już na to za stary, lecz „Odę do radości”, hymn nowego socjalistycznego imperium europejskiego ze stolicami w Berlinie i Brukseli.
moherowy beret

Dawniej urodziwy chłopak,wesoły kumpel(tak o nim mawiali znajomi).Teraz uroda uleciała z biegiem czasu,więc wysila się,żeby zaistnieć.Sam chyba nie wie do kogo przytulić się.Najpierw niby do PO puszczał oko,teraz wyobraził sobie,że może lewizna go odmłodzi,a w podsumowaniu żałosny starszy pan.
Pies Baskervillów

Każdy aktor,gra pod reżysera. Ten,którego teraz wybrał,a właściwie ci,to zwyczajne kanalie.
tumry

tumry

12 years 6 months temu

Biedne stworzenie. Teraz pozostała mu jeno szamotanina. Leinad (lubią go w Ruso-Sowietach, choć do Lenina mu daleko) to człowiek upadły nieależnie od posiadanych rogów. Szkoda tych jego licznych nota bene bardzo dobrych wcieleń w rolach. Widocznie wziął je w połączeniu z własną osobą na serio i doszło do schozofrenii. Człowiek stracony, gdyż z tej drogi nie da się zawrócić ani uleczyć. Trzeba szykować dla onego dom wariatów - może rodzina, w szczególności jeden z synów choć trochę odetchnie.
Domyślny avatar

Zgadzam się z komentarzami na temat Olbrychskiego, jednak chciałbym zwrócić uwagę na to, że mój tekst ma też drugiego bohatera, rektora Nicieję. On nawet jest tu ważniejszy, bo to on wymyślił całą tę hecę z doktoratem dla aktora. Pierwotnie zamierzałem inaczej napisać tę notkę, uwypuklając przede wszystkim postać Niciei, ale pojawiła sie ta wiadomość o wejściu Olbrychskiego do Komitetu Honorowego Kongresu Lewicy i zmieniłem koncepcję. Nie wiem, czy zrobiłem dobrze, bo pewne fakty warte zaakcentowania mogą w tej chwili umknąć uwadze czytelników. Na pewno Olbrychski zagrał sporo dobrych, a nawet wybitnych ról, ale za to nie przyznaje się doktoratów honorowych, lecz nagrody aktorskie. Tym bardziej nie powinien tego robić jako pierwszy bardzo młody i słaby uniwersytet. Na dodatek Nicieja podał zupełnie kuriozalne uzasadnienie przyznania tego doktoratu Olbrychskiemu (np. chwalenie go za rolę w "Zwycięstwie" i udział w Zlocie Młodzieży Polskiej, mówienie o zapłacie skrzynką wódki za otwarcie akademika "Kmicic", uwypuklenie faktu, że spowodował zwolnienie z pracy portiera w Zachęcie, itp., itd.). Pominięte zostały natomiast w laudacji fakty, z których Olbrychski powinien być dumny, np. wystąpienie w obronie braci Kowalczyków. Powiem tak: Jeśli ta impreza w Opolu przyczyniłaby się do nagłośnienia tego co oni zrobili, motywów ich postępowania, tego co w więzieniach przecierpieli, to uznałbym ją za w pełni uzasadnioną i potrzebną. Tymczasem okazało się, że Olbrychski pozwolił się wykorzystać propagandowo komuniście Niciei w zamian za blask doktorskiej sławy. Nie wspominając o swoim podpisie pod petycją w sprawie braci Kowalczyków de facto odciął się od swego zasługującego na pochwałę gestu sprzeciwu wobec władz PRL. To tyle, bo zdaje się, że nie piszę już odpowiedzi na komentarze pod notką, ale zacząłem pisać nowy tekst. Jest jeszcze jedna sprawa dotycząca Niciei, którą się powinno nagłośnić. Chyba 2 lata temu został dokooptowany do Rady Programowej Polskiego Słownika Biograficznego, co jest skandalem, wziąwszy pod uwagę jego rozprawy na temat życiorysów bolszewików pisane w okresie PRL. Człowiek, który wypisywał propagandowe brednie na temat Dzierżyńskiego czy Leńskiego ma teraz decydować o treści biogramów w PSB, który jest podstawowym źródłem w warsztacie każdego historyka. To się w głowie nie mieści! To trzeba nagłośnić i przeciwko temu trzeba protestować!
tumry

tumry

12 years 6 months temu

Aktor Olbrychski szybko się uwija. Niedawno magisterium i szybko doktorat. Za chwilę będzie habilitacja i pewnie profesura. Wszystko honorowo. A może aktorowi się wydaje, że jako Kmicic nadal odprowadza zdrajcę Kuklinowskiego za mury Częstochowy, stąd ten honor. Z kolei na jego promotora Nicienia to tylko preparat o nazwie AC Zymes najlepiej może pomóc. Te dwa autorytety warte są siebie i myślę, że obaj nie pokazali jeszcze pełni swoich destrukcyjnych możliwości.
Domyślny avatar

"Za chwilę będzie habilitacja i pewnie profesura." Olbrychski zrobił magisterium po to, żeby ... zostać profesorem Akademii Teatralnej w Warszawie. Nie napisałem tego w swoim tekście, bo jest on już i tak, jak na blogowy wpis, bardzo długi i nie chciałem go dodatkowo wydłużać. Olbrychski opowiadał o tym w kilku wywiadach prasowych. W jednym z nich powiedział, że rektor Andrzej Strzelecki zaproponował mu prowadzenie zajęć dla studentów Akademii Teatralnej, a po ich zakończeniu powiedział mu, że widziałby go na stanowisku etatowego profesora, "ale problem w tym, że to jest państwowa wyższa uczelnia i trzeba mieć stopień naukowy”. Oto co się działo dalej w relacji Olbrychskiego: "Pomyślałem - czemu nie? Na stare lata dorobię do emerytury, bo polska, za pracę w teatrze u mnie dosyć chuda, 1100 zł, poza tym lubię uczyć. Brawurowo zaliczyłem wszystkie egzaminy teoretyczne, choć nikt mnie nie oszczędzał, praca była na celująco i obrona także." Niestety po błyskawicznym zrobieniu magisterium Strzelecki już propozycji nie powtórzył. Można się domyślić, że stachanowskie tempo uzyskania tytułu magistra przez Olbrychskiego niezbyt go zachwyciło. Profesorami AT są aktorzy z tytułami naukowymi magistra. Tacy to są z nich inteletualiści. A w zasadzie, to po co aktorom wiedza ogólna? Oni tylko odtwarzają ludzkie zachowania. Trzeba mieć dobrą pamięć, zdolności ruchowe, dobry głos, słuch, odpowiedni wygląd. I to wystarczy, żeby zostać flmową gwiazdą oraz tzw. autorytetem! Przy okazji obrony pracy magisterskiej przez Olbrychskiego wyszedł na jaw fakt, że Wajda nie ma matury! Olbrychski chciał dyplom odebrać z jego rąk, ale spotkał się z odmową, bo zaliczany w III RP do intelektualnej elity reżyser odpisał mu: „Nie jest godny wręczać Ci tytułu magistra ten, kto sam nie ma nawet matury”!