Jako typowy samiec lubujący się w czytaniu podtrzymujących patriarchat opowieści o rycerzach na białych koniach ratujących niewinne, gładkolice dziewice z paszczy patriarchalnych i antyfeministycznych smoków (ich antyfeminizm objawia się tym, że nie gustują w niewiastach o twarzach bokserów oraz tym, że odmawiają wzięcia udziału w manifach, uzasadniając to tym, że nie jest na nich mile widziany ich przyjaciel potwór o stu twarzach Janusz Palikot, który przecież walczy o wcielenie w życie ideałów feminizmu tak jak Józef Stalin walczył o realizację ideałów pokoju na świecie), spieszę na ratunek Kazimierze Szczuce, której nie tylko Maja Narbutt wypomniała, że mimo kilkunastu lat pracy nad doktoratem nie zdołała go napisać, ale jeszcze Teresa Bochwic zarzuciła, że używa skrótu dr przed swoim nazwiskiem jako pracownica naukowa Uniwersytetu Łódzkiego. Staję w jej obronie, chociaż ona na pewno sobie tego nie życzy, ponieważ jest to niewątpliwie z mojej strony przejaw męskiego szowinizmu, objawiającego się tym, że uważam, iż sama sobie z zarzutami pod jej adresem nie poradzi. (http://wpolityce.pl/artykuly/49535-nikt-tak-nie-k… oraz http://wpolityce.pl/artykuly/49587-szczuka-magist…)
Apologię Szczuki zacznę od wyjaśnienia, dlaczego używa skrótu dr przed nazwiskiem. Otóż nie oznacza on tytułu naukowego „doktor”, lecz tytuł feministyczny „doktorka”. Oba te tytuły mają się do siebie tak jak np. terminy „demokracja” i „demokracja socjalistyczna”, czyli są antonimami (przeciwieństwami). Tak samo nic wspólnego z „profesorem” nie ma skrót „prof.” przed imieniem i nazwiskiem Magdaleny Środy. Ta pani jest po prostu „profesorką”.
Jeśli chodzi o to, że Szczuka nie zdołała zrobić doktoratu, to jest to niezbity dowód na istnienie „szklanego sufitu”, kluczowego pojęcia „feminizmu naukowego”, który jest współczesnym odpowiednikiem „socjalizmu naukowego”, o którego zaprowadzenie na świecie walczyła Róża Luksemburg wraz z Leninem i Stalinem (skojarzenia z Kaliszem i Palikotem są nieprzypadkowe). Istnienie „szklanego sufitu”, czyli blokowania kobietom dróg awansu zawodowego lub naukowego, jest feministycznym dogmatem, i ten, kto próbuje go podważać, twierdząc, że jakaś kobieta, tak jak przykładowa Mucha, na jakieś stanowisko się nie nadaje, jest albo męskim szowinistą, albo zniewoloną przez patriarchalne wzory kulturowe ról płciowych kobietą. Ta szklana przeszkoda w robieniu kariery tak „utalentowanym” jak Szczuka kobietom występuje ZAWSZE we wszystkich firmach, instytucjach oraz instytutach naukowych. Nie inaczej jest w Instytucie Badań Literackich PAN, w którym doktorat próbował zrobić „puch marny”, w obronie którego w tym tekście występuję.
Ktoś mógłby pomyśleć, że szklany sufit blokujący karierę naukową Szczuce w IBL podtrzymywał reprezentujący szowinistyczny patriarchat profesor, pod opieką którego przygotowywała doktorat. Ale nic z tych rzeczy. Szczuka jest bowiem uczennicą prof. Marii Janion (zawsze odczytywałem skrót przed jej nazwiskiem jako „profesor”, bo sądziłem, że w odróżnieniu od Środy jest ona prawdziwym naukowcem, ale teraz w to zwątpiłem, bo zobaczyłem w Wikipedii, że jest to jednak „profesorka”), która uchodzi za guru polskich feministek. Byłożby zatem możliwe, że to kobieta blokuje kobiecie awans naukowy i zarazem oczywiście zawodowy? Oczywiście nie! „Feminizm naukowy” naucza, że jest to niemożliwe, bo WSZYSTKIE kobiety są dyskryminowane i ŻADNA z nich nie dyskryminuje innych osób (oczywiście z wyjątkiem przypadków, gdy jest to „dyskryminacja pozytywna”, np. parytety polegające na tym, że w organizacji lub partii, do której należy 10 proc. kobiet, otrzymują one połowę miejsc we władzach lub na listach wyborczych.
W pracach naukowych napisanych na studiach „gender studies” nie stwierdzono jeszcze przypadku, żeby jakaś kobieta nie awansowała z powodu swojej głupoty lub braku jakiejś cechy charakteru, np. umiejętności organizacyjnych, zdolności przywódczych albo słabości psychiki objawiającej załamaniami nerwowymi czyli tzw. „dołami” (do ich przeżywania Szczuka przyznaje się w wywiadach). W języku „feminizmu naukowego” nie istnieje słowo „nieudaczniczka”. Co innego jeśli chodzi o mężczyzn. Wszyscy, którzy nie zrobili kariery, to są po prostu nieudacznicy.
Skoro Szczuka, wykreowana w mediach na intelektualistkę, na najmądrzejszą wśród polskich feministek wielbiących „Czerwoną Różę” (skoro ona jest taka „mądra”, to strach wyobrazić sobie jak „inteligentne” są głupsze od niej), nie zdołała napisać doktoratu, a zarazem nie była blokowana przez patriarchalnego profesora, to musi istnieć jakieś inne wytłumaczenie pojawienia się „szklanego sufitu”. I ja, nie chwaląc się, jak to się takim jak ja męskim szowinistom zdarza, tę przyczynę załamania się naukowej kariery gwiazdy rewolucyjnego feminizmu odkryłem. Otóż w badanej w IBL przez długie lata przez Szczukę polskiej literaturze, tworzonej głównie przez mężczyzn, jest za mało wątków patriarchalnych! I „feministka naukowa” jest wskutek tego dyskryminowana, bo nie może pisać prac o „patriarchacie” w dziełach polskich pisarzy i poetów, które to pojęcie obok „szklanego sufitu” jest podstawą teorii gender. Twórczość takiego np. Czesława Miłosza nie nadaje się na feministyczny doktorat, bo nie da się użyć do jej analizy patriarchalnego wytrycha. Z tego powodu Szczuka „nie znalazła do jego wierszy dojścia”, o czym świadczy ten fragment jej wywiadu: „Staram się być uważna, szukać dojścia do tekstu, który czytam. Zwracam jednak uwagę, kiedy męski sposób widzenia przedstawia się jako uniwersalny. Nie zawsze tak jest. Kiedy mówię o poezji Miłosza, nie mówię o patriarchacie.” Według teorii gender, jeśli kobieta nie mówi o patriarchacie, to znaczy, że mówi o przysłowiowej „d…e Maryni”, a rewolucyjnym feministkom takie kobiece „paplanie ‘psiapsiółek’, jak zwalczać cellulit” [„psiapsiółki”, to „dowcipne” zdrobnienie od słowa „przyjaciółki”, użyte przez Szczukę w wywiadzie dla „Vivy”] nie przystoi. Zatem Szczuka na temat Miłosza nie ma nic do powiedzenia!
Ale nie tylko ten laureat literackiej Nagrody Nobla tak zawodzi wyznawczynie teorii gender. Podobnie rozczarowują inni polscy pisarze. Proszę się zapoznać z tym fragmentem jej wywiadu: „Na seminarium prof. Janion w Szkole Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN tworzymy z koleżankami, jak to mówimy, lożę feministek. Profesor wykłada, a my - przyznaję - tylko czekamy, że będzie tam coś dla nas. Czekamy, a tu często po prostu nic nie ma.” (http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,9685…)
Po pierwsze chciałbym tu zauważyć, że Szczuka, bojowniczka o używanie żeńskich końcówek zawodów i stanowisk w odniesieniu do kobiet, mówi „profesor” o pani Janion. Pod wpływem jej żądań Wikipedia już „sfeminizowała” tytuł naukowy tej wybitnej naukowiec (wybitnej naukowczyni?), a tymczasem ona sama nie wciela w życie tego, czego wymaga od innych. Czyżby nieświadomie ulegała patriarchalnym wzorom kulturowym?
Po drugie chciałbym zwrócić uwagę na to, że Szczuka najwyraźniej nudzi się z koleżankami na wykładach prof. Janion! „Czekamy [na wzmianki o patriarchacie w polskiej literaturze], a tu często po prostu nic nie ma” – mówi rozczarowana „doktorka” Szczuka. Nie przyszło mi do głowy, że tak barwnie pisząca o polskiej literaturze „profesorka” może mieć tak nudne wykłady!
Jeśli nawet prof. Janion nie potrafi znaleźć wątków patriarchalnych w polskiej literaturze, to jakże tego dokonać może dr (czyt. „doktorka”) Szczuka! Jak w takim razie ta wyznawczyni teorii gender ma sformułować temat pracy doktorskiej? No, może by się to jeszcze jakoś dało zrobić, ale gdzie znaleźć materiały do jej napisania, skoro w twórczości polskich pisarzy brak wątków patriarchalnych?
Jak wyjaśnić ich brak? Przecież zgodnie z teorią gender żyliśmy i żyjemy w patriarchacie. Dlaczego zatem w twórczości polskich pisarzy tak trudno jego odbicia się doszukać? Otóż mam w tej sprawie hipotezę, która – jak sądzę – potwierdza teorię gender. Polscy pisarze ukrywali w powieściach i wierszach swój niewątpliwy patriarchalizm po to, żeby utrudnić robienie kariery naukowej takim badaczkom ich twórczości jak Szczuka! Zbudowali w ten sposób tak potężny „szklany sufit” (przypomnę, że to Stefan Żeromski opisał "szklane domy"), że nawet „najtęższa głowa” wśród polskich „feministek naukowych” nie zdołała go rozbić!
No dobra, dość tych żartów, bo jeszcze Szczuka i jej koleżanki wezmą na poważnie wszystko to, co napisałem powyżej , i zaproszą mnie na „nudny” wykład prof. Janion, albo na przyszłoroczną „wesołą” manifę jako gościa honorowego zasłużonego w identyfikacji „patriarchalnego szklanego sufitu” w literaturze polskiej. Zatem na zakończenie napiszę coś na poważnie: Nie ma w nauce miejsca dla osób, które hołdują pseudonaukowym teoriom w rodzaju „gender studies”.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 3025 widoków
molasy
@ Pies Baskervillów
molasy
@ Pies Baskervillów
Dzięki! Świat jest jednak piękny,
@ Janko Walski
ALL
Jeżeli słyszę,że ktoś korzysta z usług psychoanalityka,
Mitomanka, aktywistka, czy poprostu karierowiczka