Z upublicznionego niedawno sondażu pracowni Homo Homini wynika, że rozpowszechniana przez wielu politologów, socjologów i publicystów teza, iż w elektoracie PiS dominują życiowi nieudacznicy, oczekujący pomocy od państwa, jest wymysłem polskiej łżeelity. Okazuje się, że tzw. elektorat socjalny głosuje przede wszystkim na PO. Aż 59 proc. wyborców partii Donalda Tuska uważa, że państwo powinno troszczyć się o obywateli i zabezpieczyć im byt. Oznacza to, że jest ich więcej niż wśród ogółu Polaków (56 proc.). Jeśli chodzi o zwolenników PiS, to tak myślących osób jest 50 proc., czyli tyle samo, co tych, którzy liczą jedynie na siebie i swoje rodziny (http://www.rp.pl/artykul/973805.html).
Wśród legionu łgarzy rozpowszechniających kłamstwa o elektoracie PiS, wyróżnia się politolog Radosław Markowski, który ponoć jest profesorem (zachodzę w głowę, jak człowiek nie przestrzegający podstawowych standardów naukowych i etycznych, taki tytuł mógł uzyskać). Głosi on na konferencjach naukowych oraz w mediach (jest stałym komentatorem porannego programu w radiu TOK FM) tezę, że to wyborcy PO utrzymują wyborców PiS. Oto fragment jego wywiadu udzielonego dziennikowi „Polska The Times”: „Prawie trzykrotnie więcej ludzi z wyższym wykształceniem jest zazwyczaj w elektoracie Platformy w stosunku do PiS. Jest to elektorat wielkomiejski, dobrze sytuowany i zadowolony z własnych osiągnięć. Można na to spojrzeć jeszcze inaczej: zarówno rządzący, jak i opozycja budują dwie Polski. W dużym uproszczeniu - jedna Polska to kraj ludzi zapracowanych, wstających z rana i biegnących do roboty, zatroskanych o swe przedsiębiorstwa i ekonomiczne interesy. Ludzie ci zarabiają, ale też płacą ogromne podatki. Oni mają swoje warsztaty, ciężarówki, restauracje, pracują po 16-18 godzin na dobę, a później ich ciężko zarobione pieniądze trafiają do budżetu. Naturalnie, mamy też elektorat opozycji, który składa się z ludzi starszych, żyjących z emerytur. W PiS jest też zawsze nadreprezentacja grupy rencistów. W Polsce - jak wiemy - w tej grupie są ludzie autentycznie schorowani, ale połowie nic nie dolega. Są tam ludzie niezwykle "zaradni", którzy nie bardzo palą się do pracy, chociaż nie zawsze jest tak, że nie ma gdzie zarabiać. Kiedy PiS wychodzi z hasłem solidaryzmu, to tak naprawdę zwraca się do elektoratu PO, bo jej własny elektorat nie ma się czym solidaryzować z innymi; większość elektoratu PiS - poza wsparciem duchowym - nie może pomóc niedołężnym, schorowanym i pozostającym bez pracy, bo dość kiepsko zasila budżet. Pora głośno o tym mówić i uświadamiać znaczącej części elektoratu PiS, skąd biorą się pieniądze na zasiłki i inne formy pomocy, które - jak na regionalne, wschodnioeuropejskie uwarunkowania - dość szczodrze do nich trafiają. Trzeba to robić taktownie i ostrożnie wobec tych, którym nasz solidaryzm się absolutnie należy. Jednocześnie należy brutalnie i bez ogródek wskazywać na tych, którym żadną miarą się to nie należy. Jeżeli to by się miało odwrócić i kierunek rozwoju Polski, jej politykę gospodarczą miałby wyznaczać elektorat PiS, to wszyscy pójdziemy na dno. Bo elektorat PO utrzyma elektorat PiS. Odwrotnie nie da rady.”
Powyższy cytat pochodzi z października ubiegłego roku. Markowski zatem powinien wiedzieć, że to co mówi, stoi w sprzeczności z danymi na temat wyborców biorących udział w wyborach parlamentarnych w październiku 2011 r., które uzyskał metodą exit polls TNS Polska oraz z wynikami bardzo szczegółowego badania elektoratu PiS, przeprowadzonego miesiąc przed tym głosowaniem przez CBOS. Autorka analizy tego ostatniego sondażu Barbara Badora napisała: „Z przedstawionych wyżej danych wynika, że Prawa i Sprawiedliwości nie można nazwać partią klasową. Jej zwolenników łączą raczej ideologiczne przekonania, a nie pozycja społeczna i sytuacja ekonomiczna.(…) Podsumowując można też powiedzieć, że osiągnięcie przez PiS dość trwałego poparcia (co najmniej dwukrotnie większego niż na początku działalności) dokonało się poprzez zmianę struktury wyborców. Poszerzenie bazy wyborczej przez zdobycie nowego typu elektoratu (mieszkańcy wsi, osoby słabiej wykształcone, gorzej sytuowane, a także często uczestniczące w praktykach religijnych) nastąpiło bez utraty poparcia w grupach, które stanowiły pierwotną bazę wyborców (ludzie z wyższym wykształceniem, mieszkańcy dużych miast).” (http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2011/K_116_11.PDF)
Okazuje się, że wbrew kłamstwom łżeprofesora Markowskiego, wyborcy PiS niemal idealnie odzwierciedlają układ społeczny polskiego społeczeństwa. W elektoracie tej partii odsetek osób z wykształceniem wyższym, średnim, zawodowym i podstawowym jest niemal taki sam jak wśród ogółu Polaków. Odpowiednie proporcje są też zachowane, jeśli wziąć pod uwagę miejsce zamieszkania (miasta wielkie, średnie, małe, wieś) oraz wiek wyborców.
Wyniki sondażu na temat elektoratu PiS przeprowadzonego przez CBOS potwierdziły się w wyborach. Z danych opublikowanych przez TNS Polska (są one bardzo precyzyjne, bo ta pracownia podała bardzo dokładny wynik głosowania ustalony metodą exit polls) wynika, że Markowski mówi nieprawdę o trzykrotnej przewadze PO nad PiS wśród wyborców z wyższym wykształceniem. W rzeczywistości na tę pierwszą partię oddało głos 48 proc. tej grupy wyborców, natomiast na tę drugą – 23 proc. Jeśli chodzi o elektorat PiS, to odsetek osób z wykształceniem wyższym wyniósł 26 proc., to znaczy, że było ich o 9 punktów procentowych więcej niż wynosi ustalona w spisie powszechnym w 2011 r. średnia dla wszystkich mieszkańców naszego kraju. Również osób ze średnim wykształceniem jest wśród wyborców PiS więcej niż statystycznie wśród ogółu Polaków – odpowiednio 40 i 31 proc. Jeśli chodzi o osoby z wykształceniem zawodowym, to te liczby kształtują się na poziomie 24 i 21 proc., zaś z wykształceniem podstawowym – odpowiednio 10 i 24 proc. Elektorat partii Jarosława Kaczyńskiego składa się zatem w 2/3 z osób z wyższym i średnim wykształceniem, a w 1/3 – z zawodowym lub podstawowym. Z tych danych wynika, że statystyczny wyborca PiS jest znacznie lepiej wykształcony niż statystyczny Polak, co obnaża czarno na białym łgarstwa rozpowszechniane przez polskie łżeelity.
Markowski kłamie, twierdząc, że elektorat głównej partii opozycyjnej „składa się z ludzi starszych, żyjących z emerytur.” Najwięcej osób w wieku powyżej 60 lat głosowało na PO (40 proc.), podczas gdy na PiS – 38 proc. Nie mam danych, na jakie partie oddali głosy rzekomo migający się od pracy polscy renciści, lecz wyniki sondażu Homo Homini wskazują, że prawdopodobnie była to PO, a nie PiS.
Jeśli chodzi o poziom zamożności, to jak komentuje Badora wyniki badań CBOS, „wyborcy PiS są w porównaniu z ogółem badanych zamierzających wziąć udział w nadchodzących wyborach nieco mniej zamożni, choć dominują wśród nich osoby, które – we własnej ocenie – żyją na co najmniej średnim poziomie.” Wśród ogółu wyborców 12 proc. określiło swe warunki materialne jako złe, 46 proc. – jako średnie, natomiast 42 proc. – jako dobre, natomiast wśród wyborców PiS było ich odpowiednio: 14 – 51 – 36 proc. Nie ma żadnej podstawy w faktach opinia Markowskiego, że „kiedy PiS wychodzi z hasłem solidaryzmu, to tak naprawdę zwraca się do elektoratu PO, bo jej własny elektorat nie ma się czym solidaryzować z innymi”. Lepiej sytuowani wyborcy PiS są w stanie sfinansować pomoc socjalną dla biedniejszych. Tych, których warunki materialne są dobre, jest bowiem prawie 3 razy więcej niż tych, którzy żyją w biedzie.
Z wypowiedzi Markowskiego wynika, że utożsamia on grupę osób z wyższym wykształceniem, które głosują na PO, z najbardziej aktywną i zapracowaną częścią polskiego społeczeństwa. To nie jest prawda. Wbrew jego twierdzeniom, znaczna część osób z wyższym wykształceniem nie pracuje 16-18 godzin, lecz od godziny 8 do 16 w instytucjach szeroko rozumianego aparatu władzy (ministerstwa, urzędy centralne, samorządowe itp.). Bardzo znaczna ich grupa, tak jak m.in. sam Markowski, jest zatrudniona w instytucjach od tej władzy zależnych, bo przez nią finansowanych (szkoły wyższe, średnie, podstawowe, instytuty naukowe). Większość z tych ludzi głosuje na partię władzy, czyli PO. Przypuszczam, że jest to co najmniej połowa osób z wyższym wykształceniem w elektoracie partii Tuska. To jest wyjaśnienie nadreprezentacji tej grupy wśród wyborców PO. Ponieważ otrzymują pensje od państwa, to głosują na partię władzy. Robią tak, bo zmiana rządu może się dla nich zakończyć utratą ciepłych posadek. To wyjaśnia, dlaczego tak panicznie boją się PiS. Lęku tego nie ma (lub przynajmniej jest on mniejszy) wśród reszty osób z wyższym wykształceniem. I to właśnie oni głosują na PiS. Potwierdza to następujący fragment komentarza z raportu CBOS: „Analizy pokazują też, iż trend poparcia dla PiS wśród kadry kierowniczej specjalistów z wyższym wykształceniem jest zbliżony do opisanego wśród ogółu wyborców legitymujących się wyższym wykształceniem.”
Pieniądze wypłacane większości wyborców PO z wyższym wykształceniem pochodzą z podatków płaconych przez mniej wykształconych Polaków, np. wykwalifikowanych robotników (w budownictwie czy górnictwie zarabiają znacznie powyżej średniej krajowej), właścicieli małych, zwykle jednoosobowych firm, np. handlowych (małe sklepy, handel bazarowy). Większość wymienionych przez łżeprofesora właścicieli własnych warsztatów, ciężarówek czy restauracji nie ma wcale wyższego wykształcenia i zapewne co trzeci z nich głosuje na PiS. To właśnie ta część polskiego społeczeństwa, a nie Markowski i podobne mu darmozjady z wyższym wykształceniem popierające PO, tworzy przede wszystkim nasz PKB. To oni utrzymują łżeelitę, a nie na odwrót. Przypomnieć warto, że rząd PiS starał się ułatwić prowadzenie biznesu małym i średnim polskim przedsiębiorcom (np. pakiet Kluski, obniżenie składki rentowej oraz podatku PIT poprzez likwidację trzeciego progu podatkowego). Natomiast rząd Tuska podjął działania odwrotne, podwyższając podatki i likwidując część ulgi w składce rentowej. Nie bez przyczyny to jedynie PiS stanął w obronie kupców handlujących przed warszawskim Pałacem Kultury i Nauki, z którymi tak bezwzględnie rozprawiły się peowskie władze Warszawy.
Markowski obnaża swoją socjologiczną ignorancję, gdy utożsamia grupę biedniejszych mieszkańców naszego kraju z tymi, którzy chcą pomocy od państwa. Wcale nie jest tak, że wszyscy biedni Polacy są klientami opieki społecznej. Część z nich wstydzi się prosić o zasiłek lub nie wie, jak się o niego ubiegać. Ponadto wielu z nich otrzymuje pomoc od rodziny czy nawet sąsiadów. Tego typu wzajemne pomaganie ma miejsce w silnie zintegrowanych, małych społecznościach, czyli na wsiach i w małych miasteczkach Polski środkowej i wschodniej, które są bastionem poparcia dla PiS. To wyjaśnia w znacznym stopniu, dlaczego w sondażu Homo Homini w elektoracie PiS jest aż o 9 pkt proc. mniej osób oczekujących pomocy od państwa niż wśród wyborców PO. Tych ostatnich jest bowiem najwięcej w średnich i dużych miastach, w których tradycyjne więzi społeczne są zniszczone (zazwyczaj sąsiedzi mieszkający na tej samej klatce schodowej w ogóle się nie znają) oraz na tzw. Ziemiach Odzyskanych, na których po wojnie osiedliła się ludność napływowa, wskutek czego tradycyjne więzi społeczne zostały zerwane. Nie mogąc liczyć na pomoc rodzinną lub sąsiedzką, nawet ludzie o średnich dochodach, z wyższym wykształceniem, muszą czasami prosić o pomoc socjalną. Tak muszą np. robić kobiety samotnie wychowujące dzieci (to aż 20 proc. ogółu Polek mających dzieci). Przypuszczam, że znakomita większość z nich głosowała w ostatnich wyborach na PO i to dlatego w elektoracie tej partii władzy jest taka nadreprezentacja kobiet (aż 55 proc.).
Tak duża przewaga elektoratu kobiecego wśród wyborców partii Tuska potwierdza, że fałszywe musi być rozumowanie Markowskiego, twierdzącego, że utrzymują oni zwolenników PiS. Przecież według statystyk kobiety zarabiają znacznie mniej od mężczyzn. Jak zatem kobiecy elektorat PO może mieć wyższe dochody niż elektorat PiS, w którym jest równowaga między płciami? Ponieważ wśród osób z wyższym wykształceniem istnieje znaczna, ponad 4-procentowa, przewaga kobiet nad mężczyznami, więc zupełnie fałszywym jest przedstawiony przez łżeprofesora obraz, że pracują oni 16-18 godzin na dobę, dzięki czemu państwo rządzone przez PO ma pieniądze na świadczenia socjalne dla rzekomych darmozjadów z PiS. Większość kobiet z wyższym wykształceniem głosujących na PO pracuje 8 godzin w jakimś urzędzie lub w szkole, albo jest na urlopie macierzyńskim lub samotnie wychowuje dziecko. Jest całkiem inaczej niż twierdzi Markowski. Nie tylko żyjący na państwowym garnuszku wyborcy PO z wyższym wykształceniem nie utrzymują wyborców PiS, ale jest na odwrót. Również sam łżeprofesor otrzymuje z kasy PAN pieniądze pochodzące w znacznym stopniu z kieszeni tych, którymi gardzi, i których w swych wypowiedziach opluwa.
Dlaczego tak zajadle zwalcza PiS, nie krytykując zarazem nigdy PO, Markowski wyjaśnił w innej wypowiedzi dla dziennika „Polska The Times”: „Parę lat temu został obrany taki kurs, aby przykładnie krytykować wszystko, że zawsze jest źle i wszędzie jest źle. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że ludzie neutralni nie mogą krytykować rządu Donalda Tuska, a jednak byłoby za co, bo - wiadomo - jedne rzeczy się udają, inne nie. Nie można tego robić, ponieważ jest ugrupowanie, które w czambuł potępia wszystko, tak, że trudno w ogóle się z czymś sensownym i zasadnym zmieścić w tej lawinie, potoku krytycyzmu". Ta wypowiedź całkowicie dyskwalifikuje go jako naukowca, którego naczelnym zadaniem jest dążenie do prawdy. To się w głowie nie mieści, żeby politolog zarzucał głównej partii opozycyjnej, że krytykuje rząd! Skąd się w Polsce wziął ten kosmita, twierdzący, że po zdobyciu władzy przez Tuska w dyskursie publicznym „został obrany taki kurs, aby przykładnie krytykować wszystko, że zawsze jest źle i wszędzie jest źle”?
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Markowski, kpiąc z faktów i ustaleń naukowych, rozpowszechnia kłamstwa o wyborcach PiS i sytuacji politycznej w Polsce wśród studentów, których uczy. Narusza w ten sposób kodeks etyczny naukowca, o którym wypowiedziała się niedawno w następujący sposób minister Barbara Kudrycka: "Ale nie mniej ciężkim przewinieniem [jak plagiat czy sfabrykowanie wyników] jest choćby próba zarażania studentów swoim światopoglądem – zwłaszcza gdy ten światopogląd wymyka się regułom uznawanej powszechnie wiedzy, dotychczasowym ustaleniom naukowym i rzetelnej metodologii."
Oczekuję, że minister nauki podejmie działania, żeby łżeprofesor Markowski zaprzestał „zarażania studentów swoim światopoglądem”, ponieważ „ten światopogląd wymyka się regułom uznawanej powszechnie wiedzy, dotychczasowym ustaleniom naukowym i rzetelnej metodologii.”
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1719 widoków
molasy
@ tumry
raczej proponuję krótszą nazwę
@ moherowy beret
Wskaźnik
Nie wiedziałam,że xxx oznaczają materiały porno
Rura bez Laski