Na antenie radia ToK FM miał niedawno miejsce incydent, który skojarzył mi się ze sceną z amerykańskiego filmu
"Upadek" (jest to ekranizacja prawdziwych wydarzeń, które miały miejsce w Los Angeles w 1991 r., w reżyserii Joela Schumachera, z Michaelem Douglasem w roli głównej). W obu przypadkach chodziło o stosowanie żeńskich form nazw stanowisk i zawodów, wykonywanych przez kobiety.
Wśród drugoplanowych postaci, które pojawiają się w filmie Schumachera, jest sklepikarz-nazista. W jednej ze scen
rozmawia on z policjantką. Gdy przedstawiła się ona jako "police officer" ("officer" należy tu tłumaczyć jako
"funkcjonariusz"), nazista zaczął z niej szydzić. Zapytał ją, dlaczego nazwała się "funkcjonariuszem" ("officer"),
a nie "funkcjonariuszką" ("officeress"). Jego zdaniem powinna być tutaj stosowana taka sama zasada, jak w
przypadku "actor"-"actress" ("aktor"-"aktorka"). Policjantka nie zgodziła się jednak z argumentacją nazisty i wyjaśniła, że skoro wykonuje obowiązki "funkcjonariusza policji" ("police officer"), to tak należy się do niej
zwracać. Wkrótce po jej odejściu, nazistę spotkała słuszna kara za jego niesłuszne poglądy i został przez Michaela
Douglasa zastrzelony.
Podobnie jak nazista w hollywoodzkim filmie w stosunku do policjantki, zachowywał się w radiu ToK FM w audycji EKG
Tadeusz Mosz w stosunku do prezes PGNiG Grażyny Piotrowskiej-Oliwy. Przedstawiając ją, nazwał ją "prezeską". Piotrowska-Oliwa natychmiast zaprotestowała, stwierdzając, że jest "panią prezes". Mimo to, Mosz, powołując się na istniejący w radiu TOK FM feministyczny obyczaj, jeszcze kilka razy nazwał ją "prezeską". Robił tak, chociaż pani prezes wciąż powtarzała, że sobie tego nie życzy. Widocznie uważał, że skoro mówi się "aktor"-"aktorka", to powinno się także mówić "prezes"-"prezeska". Mosz, dziennikarz stacji radiowej propagującej "słuszne",
feministyczne poglądy, i współczesny amerykański nazista (nie jest to postać wymyślona, lecz autentyczna, bo film
Schumachera oparty jest na faktach) mogliby sobie podać ręce, bo myślą tak samo. Obaj chcą narzucić kobietom,
wbrew ich woli, nazewnictwo piastowanych przez nich stanowisk. Obaj są przekonani, że wiedzą, co dla innych jest dobre.
Komuś może się wydawać, że taka zbieżność w zachowaniu się wyznawców ideologii nazistowskiej i feministycznej jest
przypadkowa. Bynajmniej. Wzorujący się na Róży Luksemburg wojujący feminizm, to współczesne wcielenie bolszewizmu,
czyli tak jak nazizm, jest to ideologia totalitarna. Feministki i feminiści, tak jak bolszewicy, głoszą teorię walki klas, z tym, że klasą uciskaną nie są robotnicy, lecz kobiety. Feministki, tak jak bolszewicy i naziści, dążą do zniszczenia tradycyjnych więzi społecznych i stworzenia "nowych ludzi". Wspólną cechą umysłowości wyznawców ideologii feministycznej oraz bolszewickiej i nazistowskiej jest przekonanie, że wiedzą, co jest dobre dla innych ludzi. Wszyscy oni uzurpują sobie prawo do reprezentowania wielkich grup społecznych (feministki - wszystkich kobiet, natomiast
bolszewicy oraz naziści - wszystkich robotników oraz całych narodów), chociaż de facto są niewielkimi
mniejszościami, którym chodzi jedynie o zdobycie władzy. Łączy ich to, że chcą mieć władzę absolutną, nie tylko
polityczną, ale także nad umysłami rządzonych. W celu jej zdobycia rozwijają na wielką skalę propagandę w mediach,
którym "nie jest wszystko jedno", takich jak "Volkischer Beobachter", "Gazeta Wyborcza", Radio Moskwa czy ToK FM.
Warto zwrócić uwagę na to, że propagandę feministyczną i gejowską uprawiają dzisiaj w polskich mediach
mainstreamowych ci sami ludzie, którzy "walczyli na froncie ideologicznym" w okresie PRL. Wielu z nich zrobiło
karierę dziennikarską w stanie wojennym, gdy wyrzucono na bruk "nieprawomyślnych" dziennikarzy (np. Mariusz
Walter, Janina Paradowska, Monika Olejnik, Grzegorz Miecugow). Mosz należy do tej właśnie grupy. Oto fragment jego występu w peerelowskiej telewizji zamieszczony na You Tube (http://www.youtube.com/watch?v=v4sdGNtlo2k).
Dziennikarze tacy jak Mosz robią karierę, bo instyktownie wyczuwają skąd wieje ideologiczny wiatr i potrafią się
tak ustawić, że pcha ich on do przodu. Dlatego przypuszczam, że gdyby żył w państwie rządzonym przez takich ludzi jak nazista z filmu "Upadek", to w dalszym ciągu uprawiałby propagandę w mediach, np. w radiu Oficeress FM.
Warto tu zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Otóż polskie feministki nie są wcale takie konsekwentne
w domaganiu się powszechnego używania żeńskich form nazw zawodów, stanowisk i tytułów naukowych. Nie słyszałem na
przykład, żeby Magdalena Środa zaprotestowała kiedyś, gdy została nazwana "profesorem", a nie "profesorką".
Podobne niekonsekwentne "dwójmyślenie" prezentuje Mosz w radiu Tok FM. Często zaprasza on do programu EKG
ekonomistkę z SGH profesor Elżbietę Mączyńską i nie nazywa jej wcale "profesorką". Mosz nie używa także żeńskiej
formy stanowiska piastowanego przez Henrykę Bochniarz, czołową działaczkę feministyczną w Polsce, która organizuje
feministyczny Kongres Kobiet. Stoi ona na czele Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. Na swoim blogu przedstawia się ona jako "prezydent" tej organizacji. I Mosz nie nazywa jej wcale w programie EKG "prezydentką".
Powyższe przykłady "dwójmyślenia" czołowych działaczek feministycznych oraz dziennikarza-propagandysty z radia Tok
FM potwierdzają istnienie analogii między propagandą feministyczną w mediach Agory a totalitarną w bolszewickiej
Rosji oraz nazistowskich Niemczech, tak świetnie opisaną przez George'a Orwella, autora terminu "dwójmyślenie".
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 2472 widoki
@
@ wagram
To takie młotkowanie...
@ nowy
Mosz ci babo placek
@ Andrzejek2010
molasy
@ tumry
molasy