Jak kolega Pawlaka i jego córka do rad nadzorczych trafiali

Przez molasy , 24/07/2012 [08:42]
Marzec 1994 r. Przebywającego w swoim domu premiera Waldemara Pawlaka odwiedza Krzysztof Kołach. Obaj trzydziestokilkuletni mężczyźni znają się od dawna, bo mieszkają niedaleko od siebie, w dwóch podpłockich wsiach, oddalonych od siebie o 20 km. Kołach wchodzi do domu Pawlaka jako osoba prywatna, a wychodzi jako ... wojewoda płocki! "Premier powiedział: jest czas pójścia dalej, ty mi jesteś w Płocku potrzebny" - opowiadał później Kołach dziennikarzowi "Gazety Wyborczej" Pawłowi Kwaśniewskiemu o przebiegu spotkania. Chociaż wkrótce później Pawlak przestał być premierem, to Kołach utrzymał się na stanowisku wojewody do 1997 r., gdy koalicja PSL-SLD przegrała wybory i straciła władzę. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" napisał o nim: "Plotka głosi, że wojewoda rzadko bywa w urzędzie. Odwołuje spotkania, bo pije." Pawlak i Kołach wciąż pozostawali ze sobą w zażyłych stosunkach. Prasa pisała o biesiadach płockich działaczy PSL z ich udziałem. Gdy prezes PSL został wicepremierem w rządzie Tuska, nie zapomniał o swoim dobrym koledze, którego znowu był mu "w Płocku potrzebny." W 2008 r. Kołach, który miał dużo do zrobienia jako wójt gminy Bedlno, stanął niespodziewanie do konkursu na członka Rady Nadzorczej PKN Orlen. I stał się cud! Ten rolnik z wykształcenia okazał się lepszym kandydatem na to stanowisko od 25 specjalistów z branży paliwowej! Człowiek, który wiedzę o paliwach nabył podczas tankowania swoich kombajnów, traktorów i samochodów, miał nadzorować wielki koncern paliwowy, który ma dla Polski strategiczne znaczenie! Wydawać by się mogło, że ta nominacja dla niekompetentnego kolegi wicepremiera wzbudzi wielkie oburzenie mediów, które tak dzielnie wytykały niekompetencję kandydatom na wysokie stanowiska w okresie rządów PiS. Ale tak się nie stało. Pseudokonkurs na nadzorcę jednej z największych polskich firm przeszedł w mediach bez echa. No, ale nic w tym dziwnego. Przecież wiadomo, że Tuskowi i Pawlakowi wolno więcej niż Kaczyńskiemu. Oni są przecież tacy fajni...! Jako nadzorca Orlenu, Kołach nawiązał bliskie kontakty z rzutkim biznesmenem Pawłem M., którego firmy prowadziły rozliczne interesy z płockim koncernem petrochemicznym. O wysokim stopniu zażyłości obu panów świadczy to, że płocki bogacz chętnie zapraszał kolegę wicepremiera do swojego helikoptera na podniebne przejażdżki. Nie ma się też co dziwić temu, że Paweł M. zaproponował Kołachowi wejście do Rady Nadzorczej swojej spółki Apex-Elzar. Wójt Bedlna nie przyjął tej propozycji, ale polecił zamiast siebie swoją 23-letnią córkę Joannę. 28 września 2011 r. została ona wpisana do KRS jako członek Rady Nadzorczej Apex-Elzar. Kołach nie widział żadnego konfliktu interesów w tym, że Orlen, który był nadzorowany przez niego, prowadził wspólne interesy z firmą Pawła M., której nadzorczynią była jego córka. Dziennikarzowi "Pulsu Biznesu" powiedział: "Córka studiuje dwa kierunki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Ma więc wiedzę teoretyczną, a chciałem, żeby nabrała praktycznej." Jakże łatwo i przyjemnie jest młodym ludziom robić karierę w Polsce Tuska i Pawlaka! Jakże łatwo zostać lemingiem! Czyż nie wstyd wam, leniwe moherowe obiboki, którzy bez przerwy narzekacie na rząd! Przestańcie kwękolić i wchodźcie do rad nadzorczch! Biznesowa idylla rodziny Kołachów trwała jednak krótko. W grudniu 2011 r. okazało się, że Paweł M. pozyskiwał intratne, wielomilione kontrakty dla swoich firm, wręczając łapówki członkowi zarządu Orlenu Markowi S. Kołach twierdzi, że gdy się o tym dowiedział, to "zrobiło mu się gorąco". Zapewnia, że nic o korupcyjnym procederze nie wiedział. Mimo to stracił w styczniu tego roku stanowisko w RN Orlenu (zarabiał 135 tys. zł rocznie), zaś jego córka przestała w marcu nadzorować firmę Apex-Elzar. Opisana przez mnie historia pokazuje jak w Polsce Tuska i Pawlaka lemingi robią karierę, jak tworzy się kolesiowo-korupcyjny układ. I jak jest aprobowany przez mainstreamowe media, skupione na zajadłym atakowaniu Jarosława Kaczyńskiego czy Mariusza Kamińskiego za rzekome skrzywdzenie Beaty Sawickiej czy innych łapówkarzy. Chociaż w swoim tekście nie podaję żadnych nowych, nieznanych faktów, to prawdopodobnie dla niemal wszystkich czytelników są one zaskoczeniem. A jest tak dlatego, że prorządowe media je przemilczały. Przecież wicepremier i jego kolega nie naruszyli prawa! Kołach, chociaż zna się tylko na rolnictwie, został członkiem Rady Nadzorczej Orlenu w wyniku konkursu. Nie ma żadnych dowodów, że był on ustawiony i przed jego rozpoczęciem było wiadomo, iż wygra go kolega wicepremiera! Kołach latał też wprawdzie za darmo helikopterem z rozdającym łapówki biznesmenem, ale przecież to nie przestępstwo! A jego córka miała przecież prawo objąć stanowisko w radzie nadzorczej prywatnej spółki! Czego się tu czepiać?! W tej sprawie warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Chodzi o to, że obóz rządzący Polską obsadza swymi ludźmi nie tylko stanowiska w firmach państwowych, ale także prywatnych. Dzieje się tak dlatego, że nieuczciwi biznesmeni chcą sobie w ten sposób załatwić dojście do intratnych kontraktów w instytucjach i firmach państwowych. Pensję za zasiadanie w radzie nadzorczej można uznać za zalegalizowaną formę łapówki (Paweł M. płacił w ten sposób za przychylność nie tylko rodzinie Kołachów, ale też Markowi S.). Jest to zjawisko jeszcze groźniejsze niż kolesiostwo w sektorze państwowym, bo to znaczy, że w Polsce tworzy się mafia. Nawet nie tyle tworzy się, co po prostu już istnieje!
moherowy beret

motłoch lubi seriale,gdzie wszyscy pracują na odpowiednich stanowiskach,mają znajomości,nie byle jakie plecy stoją za nimi.Czasem gawiedź mówiła,że to piękne bajki.No i stał się "cud" w Polsce serialowe bajki zamieniły się w prawdę.Mamy na oczach nazwiska komu tak powiodło się w życiu.Motłoch z uwielbieniem może czytać brukowce i oglądać prawdziwych bohaterów w Polsce,czytać ile zarabiają,jakie mają premie,jakimi autami jeżdżą.Ponad 50% nie poszło na wybory,bo to wszystko jedno co się dzieje.Motłochowi wystarczą żebracze datki w MOPS-ie w wysokości śmiesznej-dla kotka na mleko.
Domyślny avatar

Trochę trudno mi się ustosunkować, do Pańskiego komentarza, bo w ogóle nie oglądam współcześnie kręconych seriali. Już choćby z powyższego stwierdzenia wynika, że nie nadaję się na obrońcę ich oglądaczy. Jednak zastanawia mnie to, że w innych krajach, w których zapewne seriale i prasa brukowa typu "Fakt" są równie popularne, frekwencja wyborcza jest znacznie wyższa niż w Polsce i znacznie wyższy jest poziom debaty publicznej, świadomość polityczna obywateli itp. Zatem przyczyny tego, że Polacy nie potrafią korzystać ze swych praw, dają się manipulować mediom, zadowalają się ochłapami z pańskiego stołu, są zapewne bardziej skomplikowane. Ja sądzę, że niesłychanie mocno ciąży nam spuścizna komunizmu, od którego nie nastąpiło odcięcie w l. 1989/90. I to głównie z tego powodu Polacy są tak zagubieni politycznie. Ponieważ zmiana ustrojowa odbyła się w tak paskudny sposób, na którym skorzystali przede wszytkim ci, którzy byli także uprzywilejowani w poprzednim ustroju, to Polacy nie mogli i nie mogą być być dumni ze swego kraju. I dlatego się z nim nie utożsamiają, co się objawia absencją wyborczą. Całkiem inna sytuacja była po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 r., gdy Polacy byli z siebie dumni i wierzyli we własne siły. I tłumnie stawiali się przy urnach wyborczych.
moherowy beret

odwiedzaczy MOPS-u?Może oni przyzwyczaili się,że kto rządzi ,to zawsze wydzieli kapkę na mleko dla kotka.Trochę Kościół da,ktoś jeszcze i tak przeżyją życie.Możliwe,że oni są straceni.A tak w ogóle jestem moherowym beretem,ale damskim.
Domyślny avatar

Przepraszam za pomyłkę co do płci. No w przypadku starszych osób, które tak namiętnie oglądają seriale, to zmiana postawy w kwestii głosowania jest bardzo trudna do osiągnięcia. Ale przecież przykład słuchaczy Radia Maryja dowodzi, że również osoby starsze mogą być w pełni uświadomione politycznie. Zawsze trzeba próbować. Ma Pani rację, zwracając uwagę na to, że oni uważają, iż to wszystko jedno kto rządzi. A skoro tak, to po co się wysilać i iść na wybory. Na ich usprawiedliwienie dodam, że tak naprawdę, to nie jest ich wina. Ich skrzywdzono po 1989 r., bo nie mieli pracy nie ze swojej winy i zostali zepchnięci na margines. A jak ktoś się tam znajdzie, to badzo trudno mu się odnaleźć. Człowiekowi skrzywdzonemu, upokorzonemu, pozbawionemu godności, bardzo trudno podnieść się z kolan. Ale trzeba ich do tego zachęcać! Zawsze jest jakaś szansa!