Dopiero kilka dni temu zrozumiałem, że Igor Janke ma rację, gdy z uporem godnym lepszej sprawy propaguje tezę, że "Kaczyński nie będzie Orbanem". (http://www.rp.pl/artykul/9157,893787-Dlaczego-Kac…) Uświadomiłem sobie, na jakiej podstawie opiera on swe twierdzenie, gdy przeczytałem na portalu gazeta.pl, że "rząd Orbana knebluje jedyne radio opozycyjne". (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,1…) Otóż przyszły rząd Kaczyńskiego będzie musiał zakneblować nie jedno, lecz niemal wszystkie radia w Polsce, bo w komplecie znajdą się one w opozycji! Tylko jedno radio będzie go popierać! Właśnie dlatego "Kaczyński nie będzie Orbanem"! Natomiast nic nie przeszkadza temu, żeby został np. szachem perskim. Odrzucę tę możliwość dopiero wtedy, gdy Janke napisze tekst, w którym udowodni czarno na białym, że "Kaczyński nie będzie szachem perskim"!
Artykuł publicysty "Rzeczpospolitej" wpisuje się doskonale w trwającą od października 2011 r. kampanię medialną, w ramach której antykaczystowscy politycy i dziennikarze prześcigają się w próbach udowodnienia, że Jarosław Kaczyński mylił się, gdy w wieczór wyborczy powiedział: "Jestem głęboko przekonany, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli Budapeszt w Warszawie". Czas i okoliczności wygłoszenia tych słów czynią je bardzo łatwymi do zrozumienia i zinterpretowania: Żeby podnieść na duchu wyborców PiS-u, pokonanego po raz drugi z rzędu w wyborach parlamentarnych, były premier przywołał przykład węgierskiego Fideszu, który po dwóch porażkach wyborczych odniósł wielkie zwycięstwo i objął samodzielne rządy.
Kaczyński nie powiedział zatem nic innego niż to, że jego stronnictwo wygra kolejne wybory i będzie rządzić w Polsce. Tak zawsze mówią szefowie partii, które poniosły wyborczą porażkę. W normalnych krajach demokratycznych tego typu stwierdzenia nie wywołują lawiny wypowiedzi polityków obozu rządzącego oraz wspierających ich dziennikarzy, dowodzących, że lider opozycji się myli. No bo przecież nikt nie jest w stanie przewidzieć, jakie będą wyniki kolejnych wyborów. Nie można w żaden sposób udowodnić, że główna partia opozycyjna ich nie wygra i nie dojdzie do władzy!
Ale niestety Polska normalnym krajem nie jest. Słowa Kaczyńskiego posłużyły do rozpętania w mediach kampanii, która początkowo toczyła się pod hasłami "Nie będzie Budapesztu w Warszawie", "Nie chcemy Budapesztu w Warszawie", "Boimy się Budapesztu w Warszawie", a ostatnio, gdy pierwsze skrzypce zaczęli w niej grać niedawno nawróceni na antykaczyzm Marek Migalski oraz Igor Janke, przybrała nazwę "Kaczyński nie będzie Orbanem".
Cała ta sprawa po raz kolejny dowodzi, z jaką łatwością polskie media z igły robią antykaczystowskie widły. Z banalnej, nic nie znaczącej wypowiedzi Kaczyńskiego, wygłoszonej tylko po to, żeby podtrzymać wiarę w przyszłe zwycięstwo wśród wyborców PiS-u, wyciągnięto bardzo daleko idące, niczym nieuzasadnione wnioski. Jest kompletnie jałową intelektualnie czynnością dowodzenie, że PiS jest inną partią niż Fidesz, a Kaczyński jest innym typem polityka niż Orban. Bo co by to zmieniło, gdyby nawet było inaczej? Przecież Polska to nie Węgry! Oba kraje miały inną historię (duże różnice istniały nawet w okresie komunistycznym). Różnią się bardzo znacznie pod względem wielkości. Borykają się z całkiem innymi problemami politycznymi i gospodarczymi. Rozwiązania zastosowane na Węgrzech, niekoniecznie sprawdzą się w Polsce.
Inne są w obu krajach ordynacje wyborcze, układ partyjny, kultura polityczna, stopień samoorganizacji społeczeństw itp. Kaczyński nie musi wcale kopiować w Polsce tego, co zrobił Orban na Węgrzech, żeby wygrać wybory!
Z tego co mi wiadomo, PiS nie utrzymuje bliskich kontaktów z Fideszem. Partia Orbana współpracuje natomiast na forum Parlamentu Europejskiego z europosłami PO (oba ugrupowania należą do frakcji chadeckiej). PiS nie zgłasza w Sejmie projektów ustaw, które są kopią rozwiązań zastosowanych przez rząd Orbana na Węgrzech.
Lider PiS-u nie rozpowiada na prawo i lewo, że premier Węgier jest jego idolem, nie pozuje wcale na polskiego Orbana. Takie wzorowanie się na zagranicznych politykach zwykle źle się zresztą kończy, o czym przekonał się "polski Zapatero", czyli Grzegorz Napieralski.
Skoro Kaczyński wcale nie mówi, że będzie Orbanem, to po co Janke z takim zapałem udowadnia tę oczywistą oczywistość? Po co wpisuje się w antykaczystowska kampanię prowadzoną przez media prorządowe?
Wydaje mi się, że robi tak dlatego, iż dąży do jak najszybszego rozbicia PiS-u. Właśnie w celu doprowadzenia do dekompozycji ugrupowania Kaczyńskiego, Janke od kilku miesięcy faworyzuje na Salonie24 blogerów jawnie antykaczystowskich.
Rozpad PiS-u jest konieczny, żeby na jego gruzach powstała wymarzona przez Jankego nowa wielka partia centroprawicowa (on sam nazywa ją republikańską). Zalążkiem jej miał być PJN, który okazał się pomysłem kompletnie poronionym. Jankego jednak to nie zraziło. Kilka dni temu ogłosił, że zakłada think tank, który ma "wnieść nową jakość do polskiej polityki". Jeśli ta "jakość" będzie taka sama, jak "jakość" publicystyki Jankego i "jakość" Salonu24, to wkrótce ta placówka naukowa udowodni, że "Kaczyński nie będzie szachem perskim". Obiecuję, że wtedy bez żadnych oporów w tę tezę uwierzę! Tylko czy taki naukowy dowód w jakimkolwiek stopniu wpłynie na to, czy w "Warszawie będzie Budapeszt"?
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1446 widoków
Janke faworyzuje takich!!!!
@ Fotomontage
molasy
Janke,Janke
Nie
PiS nie jest złym, ale...
@ Jakub Wołyński
Zupełna racja
@ Jakub Wołyński
Ani dodać, ani ująć
Niestety
@ Krzysztof Goc