Czy należało iść z Hitlerem?

Przez Kirker , 21/09/2009 [20:13]

Zetknąłem się ostatnio z pewnym niezwykle ciekawym rozwinięciem przyszłych losów naszego kraju. Niejaki George Friedman stwierdził, iż USA niedługo doceni nasze położenie geopolityczne. Według niego mamy stać się takim państwem jak Korea Południowa czy Izrael. Stany Zjednoczone zaczną nas dozbrajać, wspierać nas finansowo, a my dzięki temu staniemy się kontynentalną potęgą. Sugeruje również rewizję granic w wyniku przyszłego konfliktu z Rosją... Trzeba przyznać, że ten człowiek jest niezłym fantastą. Moim zdaniem USA raczej nie widzą interesu w tym, żebyśmy stali się państwem potężnym ze względu na swoisty ogon merdający psem (casus Izraela). Płaszczenie się przed Stanami Zjednoczonymi nam nic nie daje i raczej wątpliwe, że cokolwiek dobrego przyniesie. Nie potrafimy bowiem prowadzić polityki międzynarodowej zgodnie z zasadami realizmu politycznego. To nie jest zresztą w naszym przypadku rzecz nowa. Problem ten wywołuje wiele kontrowersji w środowiskach prawicowych. Niektórzy lewicowcy sugerowali wręcz, że to skutek myślenia w kategoriach zoologicznego jaskiniowo antykomunizmu. Wielu prawicowych komentatorów (na przykład Rafał Aleksander Ziemkiewicz czy Janusz Korwin-Mikke) sugeruje, że w 1938 roku powinniśmy przystąpić do sojuszu z Trzecią Rzeszą. Teraz należy postawić pytanie, czy byłoby to aż tak tragiczne w skutkach, jak niektórzy sobie wyobrażają. Spotkałem się bowiem z opiniami, że Polaków wymordowano by w obozach zagłady, podobnie jak Żydów. Na początku należy postawić taką kwestię. Czy przed wojną Polska należycie o siebie zadbała? Skądże znowu. Nie weszliśmy w żaden wartościowy sojusz. Na uwagę zasługuje jedynie próba budowy Międzymorza jako przeciwwagi dla Niemiec i Sowietów. W 1938 roku byliśmy postawieni wobec trzech możliwych sytuacji. Po pierwsze nie robić nic, z nikim żadnych paktów nie podpisywać. Jak to się skończyło, to nie trzeba zresztą przytaczać. Skutkiem tamtych wydarzeń jest zresztą obecny stan rzeczy. Druga możliwość to wejście w sojusz ze Stalinem. W tej sytuacji PRL nastałby kilka lat wcześniej, już wówczas doszłoby do zsyłek na Syberię, nacjonalizacji przemysłu i kolektywizacji rolnictwa, ustanowienia państwowego ateizmu et cetera. W tamtej sytuacji pozostaje zatem trzecia możliwość. Trzeba było iść z Hitlerem na ZSRR. Jakby się to skończyło? Doszłoby do tego, że w 1939 roku marszałek Rydz-Śmigły odebrałby Krzyż Żelazny I klasy na Placu Czerwonym w Moskwie. Do Polski trafiłyby Mińsk, Smoleńsk, Kijów i Odessa. Uzyskalibyśmy zatem dostęp do Morza Czarnego. Polska miałaby większe terytorium, przez co wzrosłaby jej ranga w regionie. Teraz jakie są najczęstsze kontrargumenty? Bardzo często przywoływany jest przypadek Holocaustu. Krytycy uważają, że obozy masowej zagłady i tak powstałyby na terytorium Polski. Jest on sprzeczny z historyczną rzeczywistością. Jakoś u sojuszników Trzeciej Rzeszy Żydzi mieli się dobrze. Admirał Horthy sprzeciwił się masowym mordom Żydów. Generał Franco został po wojnie odznaczony Medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. We Włoszech przeforsowano - i to pod wpływem Hitlera - antysemickie ustawy, jednak jakoś z tego kraju też bydlęce wagony nie podążały w kierunku obozów masowej zagłady. Ów kontrargument jest zatem niedorzeczny z czysto historycznego punktu widzenia. Pojawiają się również opinie, iż gdyby nawet doszło do rzezi, bylibyśmy oskarżani dzisiaj o współudział w Holocauście. Nie bierze to jednak złożoności zjawisk historycznych - swoistych efektów motyla. Nie wiadomo bowiem, czy do Szoah doszłoby. Decyzję o ostatecznym rozwiązaniu podjęto w końcu dopiero w Wannsee. Poza tym kto dzisiaj wypomina Węgrom, Finom, Rumunom czy Włochom walkę u boku Trzeciej Rzeszy, ergo związek z Holocaustem. Drugim argumentem, który się bardzo często pojawia, to powoływanie się na Mein Kampf. To opus magnum nazizmu traktowane jest tutaj jako słowny wytrych. Ponieważ Hitler tak napisał, to tak się działo. Nikt jednak z powołujących się nie trzymał zapewne nigdy w ręku tej książki. Tam mamy do czynienia z gorzkimi żalami wobec Francji. Wątek wschodu pojawia się w zaledwie kilku linijkach. Przyszły przywódca Trzeciej Rzeszy atakuje tam zresztą... Czechów. Abstrahuję już od tego, że ze znienawidzonego przez siebie Marksa przepisywał całe akapity. Zapomina się tutaj zresztą, że podstawą nazizmu nie jest samo Mein Kampf. Zapomina się o Micie lat dwudziestych Rosenberga, który zresztą uważał, że droga do podboju świata po trupie Polski nie wiedzie. Sam Hitler po fakcie przyznał, że zajęcie terytoriów II RP było głupotą, ponieważ wymusiło na nim wojnę z ZSRR. Przy tej okazji warto wspomnieć wątek "Polaków-podludzi". Jedną z klasycznych pozycji, na której został oparty cały nazizm, stanowiły Podstawy dziewiętnastego wieku Houstona Chamberlaina, angielskiego filozofa naturalizowanego w Niemczech. Polacy zostali tam zaliczeni do nordyków, więc do rasy stojącej najwyżej w tamtej hierarchii. Więcej, sam Hitler uznał swego czasu, że stanowimy najzdolniejszą nację, jaką Niemcy spotkali na swojej drodze. W razie ewentualnego sojuszu zostalibyśmy pewnie przez niemiecką propagandę potraktowani jak zabłąkany naród germański, potomków Gotów et cetera. Tak bowiem rzecz miała się z Goralenvolk. Innym argumentem są przedwojenne relacje polsko-niemieckie. Sęk w tym, że najgorzej było przed rządami nazistów. Wówczas dochodziło do słynnych wojen celnych. Również wtedy Niemcy podpisali układ z ZSRR w Rapallo; bazy w Rosji zostały przez nich opuszczone do 1933 roku. Po dojściu Hitlera do władzy jakoś do takich rzeczy nie dochodziło. Czy stracilibyśmy jakieś ziemie w wyniku dogadywania się z Trzecią Rzeszą? Oni by sobie wybudowali korytarz, no i byłoby po krzyku. Gdańsk przed wojną był zdominowany w 80% przez ludność niemiecką. My natomiast uzyskalibyśmy ziemie na wschodzie, w tym żyzną Ukrainę, strategiczny dostęp do Morza Czarnego. Do żadnych rewindykacji terytorialnych by nie doszło. Niemcy byli zainteresowani raczej inkorporacją państw bałtyckich - my wówczas mielibyśmy jeszcze znaczną część Litwy i port w Połądze. Często powołuje się również potencjalną długowieczność nazizmu. Ten totalitaryzm miał jednak regionalny charakter w przeciwieństwie do komunizmu głoszącego internacjonalizm. Umarłby zatem razem z Hitlerem. Gdyby nawet Niemcom udałoby się podbić całą zachodnią Europę, to najprawdopodobniej takie państwo runęłoby z hukiem. Wziąć jeszcze trzeba pod uwagę czynniki ekonomiczne. Przecież Hitler najpierw uczynił każdego właściciela Betriebsfuehrer - kierownikiem produkcji. Po zwycięskiej wojnie bardzo prawdopodobne, że doszłoby do nacjonalizacji przemysłu i banków. Zapowiedziane to zostało zresztą w programie NSDAP z 1920 roku. Tam mówiono o nacjonalizacji trustów. Wówczas doszłoby do gospodarczej zapaści, co przyśpieszyłoby upadek takiego państwa. Przy tej okazji moglibyśmy sami trochę skorzystać terytorialnie. Niestety, stało się inaczej. W wyniku wojny zginęło 6 milionów obywateli Polski. Zniszczona została inteligencja - naród polski został odgłowiony. Po wojnie natomiast przestaliśmy być samodzielnym podmiotem polityki międzynarodowej, stan ten utrzymuje się zresztą po dziś dzień. Śmiem twierdzić, że jako taka państwowość Polski skończyła się 1939 roku. Nie chcę być złym prorokiem, ale na stan obecny wątpię, czy uda się nam kiedyś ją odtworzyć.

Bernard

Byłoby raczej, zupełnie inaczej... Czechy (straciły Słowację i Sudety) leżały na uboczu. Rumunia (straciłą Siedmiogród) również. Węgry, które chyba nic nie straciły również nie leżały na osi przemarszu wojsk. Jeżeli realny byłby jakiś wariant to raczej Vichi po przegranej kampanii wrześniowej (czyli kadłubkowate Królestwo Kongresowe pod patronatem Niemiec), ale jak widać Niemcy nie mieli takich planów. Wariant wspólny nie wchodził w grę, ponieważ wyymagałby natychmiastowej kapitulacji. Nie po to Niemcy chciały podbić ZSRS żeby przydać nam Mińsk, czy Odessę :). Po korytarzu i Grańsku przyszłaby pora na Śląsk, Poznańskie, "Kraj Warty" itd. Czyli do sprowadzenia Polski do Kongresówki, może z nieco lepszymi granicami na wschodzie, ale bez żadnej samodzielności. W takim wariancie niewątpliwie Polacy nie byliby tak przesladowani, ale los Żydów pewnie byłby podobny. Klęska Niemiec była nieunikniona, a wówczas prześladowania Polaków ze strony Stalina byłyby jeszcze bardziej dojmujące, być może podzielibyśmy los państw bałtyckich - jako republika sowiecka i masowe deportacje na Syberie. W przypadku defilady na Placu Czerwonym i wytyczenia linii demarkacyjnej niemiecko-japońskiej na wschód od Uralu (gdyby Japonia zamiast zawierać porozumienie w 39 roku z ZSRS i atakować Pearl Harbour postapiła odwrotnie) sprawa nieco by sie skomplikowała. Niemcy i tak przegrałyby wojnę, ale trwałoby to znacznie dłużej. Polska zajęta przez koalicję brytyjsko-amerykańską niewątpliwie nie poniosłaby takich strat jakie poniosła i jeżeli chodzi o ludność jak i infrastrukturę, ale jako sojusznik Hitlera nie mogłaby liczyć na żadne graniczne cesje. Powiem więcej. Biorąc pod uwagę antypolską polityke aliantów w krytycznym roku 1920 spodziewam się raczej, że Brytyjczycy woleliby odtworzyć "Białą Rosję", a Polskę w granicach kto wie czy nie "linii Curzona" na wschodzie, no może nieco korzytniejszych jeżeli w porę zmienilibyśmy sojusze. Tak ja to widzę...
Godziemba

Scenariusz współpracy niemiecko-polskiej mógłby skończyć się dla Polski korzystnie, jedynie w wypadku pokonania ZSRS - wtedy moglibyśmy uzyskać Białoruś (Ukraina z czarnoziemami przypadłaby Rzeszy). Ceną byłoby podporządkowanie polityczne, wojskowe i gospodarcze Polski Berlinowi oraz cesje graniczne (część Pomorza Gdanskiego i G. Śląsk). Natomiast w przypadku klęski na wschodzie, obawiam się, że czekałby nas los kolejnej republiki sowieckiej. Pozdrawiam
Domyślny avatar

wtedy kiedy byłoby wiadomo, że Niemcy przegrają można by zmienić front i zadać im cios w plecy. A wówczas Brytyjczycy czy Amerykanie mało przejęliby się tym. ZSRR natomiast przestałby istnieć już w 1939 roku. Pamiętajmy, że jeszcze wtedy miał wojnę z Japonią na mongolskim stepie. pozdrawiam
Domyślny avatar

z tego, co mi wiadomo, to Hitler był zainteresowany raczej państwami bałtyckimi. A na wschodzie klęska? ZSRR wytępił całą kadrę oficerską i nie miał praktycznie sprzętu. Szybko by upadł. pozdrawiam
Godziemba

Stalin bez sprzętu, a 20.000 czołgów to nic? Proponuje poczytać Suworowa, a także Sołonina. Jedyna szansa zwycięstwa na wschodzie, to ogłoszenie likwidacji kołchozów i oddania ziemi chłopom oraz obietnica utworzenia niezależnej Ukrainy i państw kaukaskich. Pozdrawiam
filozof grecki

Bardzo trudno jest określić prawdopodobieństwo takiej czy innej ścieżki. Ale spekulacje są o tyle uprawnione, że to co faktycznie się stało, było dla Polski katastrofalne. Za pomocą ziem uzyskanych na zachodzie nie da się w żaden sposób zrównoważyć utraty dużej części rdzennych ziem na wschodzie (zwanych myląco Kresami), strat potencjału ludnościowego a w istocie najcenniejszej tkanki narodu, cofnięcia w rozwoju na kilkadziesiąt lat. Jeden plus jest taki, że obecne granice mają "przyjemny" przebieg patrząc czysto geograficznie. Wydaje mi się, że pokonanie i rozpad ZSRS byłby praktycznie pewny, a zasługi Polski w tym dość duże, więc stalibyśmy się na trwałe znaczącym krajem w Europie. Poza tym historię piszą zwycięzcy, więc nie można zakładać dzisiejszego punktu widzenia, że współpraca z Hitlerem byłaby postrzegana aż tak źle. Na północy byłyby konieczne duże ustępstwa na rzecz połączenia Prus i Niemiec - trudno powiedzieć, jak ostatecznie wyglądałaby mapa. Natomiast na wschodzie i południu zyski Polski mogły być rzeczywiście spore. Najważniejszy byłby jednak raczej trwały rozpad rosyjskiego imperializmu. Nie sądzę byśmy w efekcie tych wydarzeń mówili po Niemiecku, chyba że jako drugim językiem uczonym w szkołach. W kolejnych latach w Niemczech wystąpiłyby tendencje odśrodkowe, a jeżeli militaryzm nie zostałby powstrzymany to z czasem doszłoby do wojny z USA. Jeśli w tym momencie polska dyplomacja byłaby bardzo zręczna, to w efekcie po ustanowieniu w Europie nowych porządków sytuacja Polski mogłaby być nadzwyczajnie korzystna. Można zaryzykować stwierdzenie, że mielibyśmy dziś być może historyczne pojednanie 3 wielkich narodów Europy - niemieckiego, polskiego i rosyjskiego, a wśród nich Polska byłaby przynajmniej równorzędna.
Domyślny avatar

jedyną zaletą porządku powojennego jest to, że staliśmy państwem jednonarodowościowym bez żadnych większych zgrzytów i wynikających z tego problemów wewnętrznych. Nie jest to jednak w stanie w żaden sposób zrównoważyć utraty ponad połowy terytorium, śmierci 6 milionów polskich obywateli czy wyniszczenia elit. A na sojuszu z Hitlerem to co byśmy zyskali? Dostęp do Morza Czarnego oraz wielkie połacie ziemi na wschodzie. Rosyjski imperializm zostałby na trwale powstrzymany. Pamiętać jeszcze należy, że Sowieci byli zaangażowani wówczas w wojnę na drugim froncie - na Dalekim Wschodzie z Japonią. Totalitaryzm Hitlera miał regionalny charakter. Umarłby prawdopodobnie razem z nim. Tendencje militarystyczne Rzeszy doprowadziłyby w końcu do konfliktu z Wielką Brytanią i USA. Jeżeli wówczas umiejętnie byśmy rozegrali sytuację, to moglibyśmy tylko zyskać na upadku Trzeciej Rzeszy. pozdrawiam
Domyślny avatar

ja twierdzę, że po tym, co Stalin wyrabiał na Ukrainie (wielki głód), to jakiekolwiek wojska inne niż rosyjskie byłyby witane ze łzami w oczach. Likwidacja kołchozów... jakby to zrobić, to już Stalin byłby przegrany. Często przytaczany jest fakt, że gdyby Hitler uwłaszczył chłopów, to wygrałby wojnę. Utworzenie państw kaukaskich to swoją drogą. pozdrawiam