Jest taka niesamowita scena w „Popiele i diamencie” Wajdy wymyślona przez młodziutkiego wówczas Janusza Morgensterna, w której Maciek Chełmicki zapala lampki spirytusowe, tworząc symboliczne cmentarzysko poległych żołnierzy AK. –My żyjemy – mówi wówczas jego dowódca. Chełmicki wybucha okrutnym śmiechem.
Śmierć jest czymś trywialnym, absurdalnym. Absurdalne jest również stwierdzenie dowódcy Chełmickiego. Cóż po tym życiu, w którym nastąpiły tak nieodwracalne rany? Właśnie nieodwracalność jest naszą zmorą. Ilekroć jadę samochodem moje poczucie nieodwracalności minionych zdarzeń zwielokrotnia się. Nie wrócę już do mojego położenia sprzed sekundy. I właśnie najbardziej w życiu boję się nieodwracalności. Nie wszystko można naprawić, skleić, pozbierać, powycierać.
Wkrótce po naszej kolejnej już apokalipsie spełnionej, która rozegrała się pod Smoleńskiem, moje myśli wędrowały przede wszystkim wokół tej nieodwracalności. Najchętniej wówczas zastygnąłbym w miejscu. Ale właśnie wtedy, warto powiedzieć: „My żyjemy”. Ktoś musi dać świadectwo prawdzie. Ktoś musi wypełnić testament poległych. Eminencjo, żałoba się nie skończyła!
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 827 widoków
Dla mnie ta żałoba
@Joanna