63 dni

Przez GRA-FIK , 01/08/2009 [15:24]

Wieczorem 31 lipca i rankiem 1 sierpnia 1944 przez ulice Warszawy 6000 łączniczek i gońców przeniosło do dowódców obwodów, zgrupowań i batalionów zaszyfrowany rozkaz płk „Montera” wyznaczający godzinę rozpoczęcia walk w stolicy. Komunikat był następującej treści: Alarm do rąk własnych. Nakazuję „W” dnia 1 VIII godz. 17.00. Adres m.p. Okręgu: 35 72 26 62 85 22 m. 20 czynny od godziny „W”. Otrzymanie rozkazu natychmiast kwitować! ( - ) X Ten rozkaz stał się początkiem jednej z najbardziej krwawych walk II wojny światowej – Powstania Warszawskiego. Powstanie to trwało od 1 sierpnia do 2 października 1944 roku – 63 dni. Już od początku wojny, polskie wojsko podziemne unikało krwawych bitew, w których narażano by się na liczne straty, głównym celem było gromadzenie broni, aby w decydującym momencie powstać do decydującej walki o kraj. Moment taki nastał pod koniec lipca 1944 r. kiedy to „rząd lubelski” będący pod patronatem Moskwy ogłosił manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego - 22.7.1944 r. Komitet ten uznawał siebie za jedyną legalną władzę Polski. Rząd w Londynie określano mianem „faszystowskiego”. Emisariusze rządu Londyńskiego na kraj stanęli przed wielkim dylematem, do Warszawy zbliżały się wojska sowieckie - będące opoką dla powstałej w Moskwie Krajowej Rady Narodowej oraz PKWN-u. Władze Warszawy (podziemne) zamierzały udowodnić, że nie przesiedziały całej okupacji „w kolaboracji” jak sugerowała KRN. Władze podziemne stanęły w obliczu decyzji o wybuchu powstania, zbyt wczesne - oznaczałoby klęskę militarną, zbyt późne, polityczną i brak wpływu na dalsze losy Polski. Ostatecznie datę wyznaczono na 1.8.1944 r. o godzinie W - 17.00. Armia Krajowa rzuciła do walki 36,5 tys. żołnierzy, ponadto przyłączyły się oddziały Narodowych Sił Zbrojnych, a także Armii Ludowej. Siły Niemiecki stanowiły początkowo 16 tys. żołnierzy, byli oni jednak zdecydowanie lepiej uzbrojeni. Wkrótce ponadto zostali oni wsparci przez lotnictwo, artylerię i czołgi. Powstanie było dla Niemców kompletnym zaskoczeniem, dzień wcześniej wydali oni obwieszczenie, w którym nakazywali stawienie się 100 tys. osób w celu budowy umocnień przed nadchodzącą Armią Radziecką. Głównym założeniem początkowego natarcia, było zdobycie kluczowych punktów w mieście oraz utrzymanie ich do czasu wkroczenia Armii Czerwonej. Plan powiódł się w niewielkim stopniu, braki w uzbrojeniu uniemożliwiały zdobycie między innymi mostów na Wiśle. Po czterech dniach walk powstańcy kontrolowali Śródmieście, stare Miasto, Mokotów, Powiśle i Żoliborz. Ukazał się prawdziwy entuzjazm całej Warszawy, wywieszano flagi narodowe, uruchomiono radiostację „Błyskawica”. Warszawa poczuła się wolna. Alianci nie zajmowali stanowiska co do powstania. Stalin trzymał wszystkich w garści. Warszawscy powstańcy oraz podziemny rząd był niszczony rękami Niemieckimi. Stalin utrzymywał, iż nic nie wie o powstaniu, jednocześnie nakazał przejść swojej armii do obrony. 5 sierpnia nastąpiła Niemiecka kontrofensywa, schwytaną ludność cywilną wykorzystywano jako żywe tarcze. W egzekucjach zginęło 40 tys. osób cywilnych. Oddziały AK stopniowo traciły bohatersko wcześniej zdobyte dzielnice. Przez cały ten czas rząd w Londynie apelował o pomoc u Aliantów. Pierwsze zrzuty nastąpiły w nocy z 4 na 5 sierpnia, jednak duże straty wstrzymały pomoc. Odtąd zrzuty dokonywane były głównie przez polskich ochotników, były one jednak bardzo rzadkie. Gdy alianci zwrócili się o pomoc do Stalina o możliwość lądowania na lotniskach polowych niedaleko stolicy, ten odmówił. Dopiero groźba wstrzymania pomocy militarnej dla ZSRR, przekonała Stalina, nastąpiło to jednak dopiero 10 września. 6 września 1944 r. padły reduty powstańcze na Powiślu. Tydzień później Niemcy rozpoczęli atak na Czerniaków. Po 11 dniach krwawych walk, Niemcy opanowali cały lewy brzeg Wisły. 27 września zajęto Mokotów. Przez cały wrzesień pogarszało się nie tylko sytuacja wojskowa, lecz również życiowa, brakowało żywności, wody, szerzył się głód. 2 października 1944 r. Komenda Główna AK podpisała kapitulację, po 63 dniach walk. Podczas powstania Niemcy stracili około 17 tys. żołnierzy, a 9 tys. zostało rannych. Po stronie Polskiej straty były dużo większe. Zginęło bądź zaginęło około 25 tys. żołnierzy. Ponadto zabito 180 tys. ludności cywilnej, w tym wielu młodych i dających nadzieję na przyszłość Polaków – np. K.K. Baczyński. 80% budynków uległo zniszczeniu.Warszawa była kompletnym gruzowiskiem. Jednak podjęcie walki nie było zupełnie daremne. Stalin mógł się przekonać, że sowietyzacja Polski nie pójdzie tak łatwo. Ponadto naród mógł się zjednoczyć w walce przeciwko okupantowi. Stolica walczyła przez 63 dni, co w tych warunkach uchodzi za czyn dużo większy niż bohaterski. Społeczeństwo uwierzyło w wolną Polskę. Jednak ta droga do wolnego kraju pochłonęła olbrzymie koszty ludzkie. Cena za wolności okazała się bardzo duża, jednak ci ludzie, powstańcy, cywile, młodzież, a nawet i dzieci, wierzyli, iż oddają swoje życie w słusznej sprawie, w sprawie wolnej Polski. Długo po wojnie Powstanie Warszawskie określano mianem szaleństwa i za nieuniknioną klęskę obarczano dowódców powstania, rząd w Londynie, Armię Krajową. Po dziś dzień opinia ta ma wielu swoich zwolenników i popleczników. Na karb Powstania składa się śmierć tysięcy cywilów i zniszczenie miasta. Bohaterami powstania mogli być tylko prości żołnierze. Po dziś dzień dla wielu jest tragedią narodową, synonimem klęski, niepotrzebnym zrywem, głupotą polskiego romantyzmu. Ponad 40 lat fałszowania historii tak bardzo utkwiło w społeczeństwie ten mit grozy nieszczęścia i klęski. Do dziś historia Powstania Warszawskiego stworzona i faworyzowana w czasach PRL ma wielkie zrozumienie i poparcie w wielu umysłach. Nawet ludzie zajmujący się zawodowo historią nie mogą wyjść spoza tego kręgu synonimów. No cóż, jesteśmy narodem bohaterskim, ale nie lubimy swoich bohaterów. Może powinniśmy sięgnąć do innych źródeł i innego spojrzenia na historię. Dlaczego tak się dzieje, że lubimy przyzwyczajać się do mitów? Spójrzmy na to, co miało miejsce z drugiej strony frontu - Niemców. Historia niemiecka określa Powstanie Warszawskie jako jedną z największych bitew II wojny światowej. Porównuje je do walk w Stalingradzie, ale z dużą różnicą: Stalingrad to efekt determinacji popartej terrorem i strachem, a Warszawa to świadomy zryw narodowy i patriotyczny. Jeśli nawet Niemcy potrafili zauważyć taką „drobną” różnicę, to dlaczego my, Polacy, mamy wielki problem z przyjęciem takiej tezy? O tej walce może wiele świadczyć kilka faktów: dokumenty i rozkazy dotyczące walk w Warszawie prowadzonych przez wojsko niemieckie, użyte siły wojskowe, kapitulacja. Do walk w Warszawie armia niemiecka zaangażowała jednostki specjalne przeznaczone do walk ulicznych – ani wcześniej, ani później nie użyto tego typu jednostek w takim skupieniu. W samej Warszawie skoncentrowano duże ilości broni pancernej, dział dużego kalibru. Również straty w broni pancernej, sprzęcie i ludziach były bardzo duże. Kapitulacja 2 października 1944 roku była najlepszą weryfikacją wyobrażeń i osądów. W samym momencie, gdy gen. bryg. Tadeusz „Bór” Komorowski podpisywał akt kapitulacji, Niemcy sądzili, że do niewoli wezmą bandę oberwańców i łachmaniarzy. Defilada, jaką urządzili powstańcy składający broń, uświadomiła większości z nich, z czym tak naprawdę mieli do czynienia. Zamiast „bandytów” z barykad, zniszczonych domów wyszła regularna armia: ogolone twarze, umundurowana, uzbrojona i... pełna dumy. Tak przedstawia ją większość Niemców będących świadkami tego wydarzenia. Nie był to widok dla nich radosny i chyba wielu po raz pierwszy uświadomiło sobie, że to propaganda hitlerowska oszukała ich. Inna grupa miała przed oczami kolejny dowód jak ideologia i propaganda dokonała spustoszenia w ich świadomości. Mieli do czynienia nie z bandą a z prawdziwą podziemną armią – fenomenem II wojny światowej! Jest jeszcze inny niemiecki punkt widzenia Powstania Warszawskiego. Mówi się i pisze o tym coraz więcej. Jest nim istnienie państwa niemieckiego. W czerwcu i lipcu Armia Czerwona rozpoczęła kolejną większą ofensywę na zachód. Wybuch powstania pokrzyżował palny Stalina, dla którego najbardziej pasującym scenariuszem powstania byłby jego wybuch w trakcie wejścia wojsk sowieckich do Warszawy. Umożliwiłoby to wciągnięcie Armii Krajowej w podobny scenariusz jak w Wilnie czy Lwowie, gdzie wykorzystano ich potencjał bojowy, a następnie rozbrojono, kadrę dowódczą aresztowano, a żołnierzy siłą wcielono do armii Berlinga. Jednak tak się nie stało. Powstanie wybuchło w momencie bardzo niekorzystnym dla Niemców i Rosjan. Niemcy wycofywali się w pośpiechu, a rosyjski walec był rozpędzony do granic możliwości. Dlatego pierwsze pięć dni powstania to moment wyczekiwania zarówno Niemców, jak i Polaków. Zapomniano o jednym człowieku: o Stalinie. Człowiek ten jednym słowem zatrzymał cały potencjał wojenny na linii Wisły. Pozwolił oczywiście gestem na zdobycie prawobrzeżnej części Warszawy i wykrwawienie się polskiej brygady pancernej im. Bohaterów Westerplatte pod Studziankami. To był wielki gest w stosunku do Niemców, którzy szybko zrozumieli politykę i sygnały Rosjan. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy Niemiec. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że rozmach ofensywy sowieckiej na pewno nie skończyłby się na Berlinie. Linia Wisły, na której zatrzymały się wojska sowieckie, umożliwiła przegrupowanie wojsk i przygotowanie do walki na dwóch frontach (od 6 czerwca 1944 na zachodzie coraz większego rozmachu nabierała ofensywa wojsk alianckich). Jest jeszcze jeden ważny argument o sile oddziaływania Powstania Warszawskiego. Tuż po stłumieniu Powstania Warszawskiego, Adolf Hitler (pierwszy plastyk tysiącletniej Rzeszy) zaprojektował specjalną odznakę nadawaną za walki w Warszawie – „Warschauer Schild” lub „Warschauer Abzeichnung”. Odznaczenie oficjalnie ustanowiono 10 XII 1944, lecz prawdopodobnie nie zdążono wprowadzić go do seryjnej produkcji. Wykonano jedynie próbne serie. Tak więc sami Niemcy postawili Powstanie Warszawskie w jednej linii z najważniejszymi bitwami II wojny światowej czyniąc jednoznaczny hołd skierowany w stronę Polaków i Polski. Absurdalnie dla nas, to właśnie Niemcy w swojej historiografii czynią z nas Polaków przeciwników, których należy doceniać i poważać. Gdy w wielu monografiach historycznych dotyczących II wojny światowej są opisy walk, to żołnierze polscy są w czołówce najzagorzalszych przeciwników, a polskie formacje wojskowe zaliczane są do najskuteczniejszych w czasie II wojny światowej. My Polacy wolimy i kochamy legendy, ale nie lubimy ich bohaterów... Podobnie jak nie lubimy prawdy historycznej i faktów wolimy pławić się morzu absurdów i mitów.

Czarek Czerwiński

Niezwykle cenne informacje o tym, jak Powstanie było widziane i docenione przez samych Niemców. To powinno dać do myślenia tym, którzy postrzegają Powstanie wyłącznie w kategoriach militarnej klęski. Bardzo ciekawe spostrzeżenie odnośnie tego, co by mogło być z Niemcami, gdyby Powstanie nie zmusiło Stalina do wstrzymania ofensywy..
GRA-FIK

Szczególnie na własną. Należy odciąć się od emocji i własnych odczuć. Czasem na liczbę strat trzeba spojrzeć jak na zwykłą statystykę, bez roztkliwiania się nad śmiercią i jej majestatem. My często przez własne poczucie martyrologii narodowej nie potrafimy doceniać sami siebie, robiąc z własnej postawy żałosny widok przegranej strony. Więcej o nas samych może powiedzieć sam wróg. Często po drugiej stronie należy szukać prawdziwego obrazu nas samych. Historycy niemieccy ocenili PW'44 przez pryzmat istnienia własnej historii. To oni jako pierwsi podkreślili, że wybuch Powstania doprowadził Stalina do rezygnacji zajęcia całych Niemiec. Przecież wiemy, że Stalin nie dotrzymał umowy z Teheranu i pozwolił swoim wojskom na zajmowanie jak największej ilości terenów niemieckich. Początkowo alianci traktowali to jako efekt działania "rozpędzonego walca wojny" i dość późno przystąpili do tej gry. Vide: III Armia Pattona zajmująca część Czechosłowacji na nawet przekraczająca w kilku miejscach późniejsze granice Polski.