Udało się ocalić Pana Profesora Szyszko. Jeśli uda się jeszcze ocalić od zmian jego ustawę, to osiągnę pełnie szczęścia. W tym miejscu czuję się w obowiązku przypomnieć starą prawdę, że lepsze jest wrogiem dobrego.
Rozumiem szlachetne intencje ekologów, słyszałem, jak jeden ze znanych jeszcze w moich czasach studenckich bardów chwalił się, że jakby dodał wszystkie godziny, jakie spędził przykuty łańcuchem na sośnie w Rospudzie to wyszedłby w sumie ponad miesiąc.
Wracając do tematu, pozwolę sobie przypomnieć jak to było dotychczas, przed wprowadzeniem nowej ustawy.
Naiwnym wydaje się, że w gminie urzędnicy nie mają nic lepszego do roboty niż obradować nad losem każdego krzaczka, czy drzewka. W mojej gminie mającej nieco ponad 5 tys. mieszkańców, gdzie do najdalszej wsi jest ponad 20 km. a dziennie chodzą dwa autobusy zajmowała się wydawaniem tych zezwoleń specjalnie zatrudniona jedna dziewczyna z sąsiedniej wsi. Ręce miała zawsze pełne roboty. Na załatwienie sprawy interesant z oddalonej miejscowości tracił dwa, a nawet trzy dni, jeden na pobranie druku wniosku i wypełnienie, drugi na złożenie w gminie, a trzeci na odebranie. Nikt z pracowników gminy nie oglądał nawet tego drzewa, czy krzaczka.
Poprzednia ustawa to było morze płaczu i łez, co rusz gdzieś w Polsce złodzieje jakiejś starowince ukradli rosnące w polu na miedzy drzewo. Za to, że nie upilnowała drakońska kara rujnowała jej życie, a zgryzota z tego powodu była często przyczyną śmierci. Radość miał tylko komornik zajmujący na poczet kary dom i majątek.
Krąży wśród ludu zagadka, jaki kraj jest największym naszym wrogiem?
Odpowiedź – POLSKA !!!
Na razie dzięki Panu Profesorowi Szyszko zrobiło się nieco lżej.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 389 widoków