Zachodzi słoneczko czyli... cierpiący dyro Europy !

Przez contessa , 30/11/2015 [18:22]

...Nawet froterowanie wielkich salonów politycznych może być szkołą dobrych manier, a przecież Donald Tusk froteruje je od ponad 8 lat.  Wydawałoby się zatem, że przez ten czas liznął jednak trochę kultury, ogłady, dyplomacji, elegancji...
Jutro minie rok od chwili gdy brukselskie salony stały się jego domem ale wygląda na to, że  obraz wielkiego Tuska blednie, i pozycja „dyra Europy” - i w Brukseli, i w łaskach pańci Makreli musi być nieciekawa. Już nikt nie walczy o Donalda, to  Donald musi walczyć na każdym kroku, każdym sposobem by już nie tyle jej bronić, co ocalić resztki. Są ważne bo Donald ma poważne powody żeby zadekować się w Brukseli na dłużej, a najlepiej ad mortem defecatum. W Polsce był przez 7 lat  człowiekiem-orkiestrą i głównym dyrygentem w jednym ale z kilku powodów uciekł do Brukseli.
Podobno żeby awansować.
I „awansował”.
Na kelnera.
Tak go nazywa niemiecka prasa...
Z premiera na kelnera. Pełna degradacja.
Jego wieczna protegowana też została zdegradowana. Z premiery na posłankę. Przez to berlińska pańcia Donalda straciła spokój bo w Polsce już nie ma komu pilnować niemieckich interesów. A.Merkel będzie się teraz  mocno skupiać na nowej polskiej premier. Na pewno będą próby obłaskawiania i „resocjalizacji”, na pewno będzie kijek z marchewką itd., i czas to pokaże. Teraz jedno wiadomo – Beata Szydło zdominowała Donalda i Donald czuje, że pójdzie w cień. Jest zazdrosny, cierpi.  A jak bardzo cierpi,  pokazał chamskim zachowaniem, opisanym krótko przez niezalezna.pl:

„Gdy premier Beata Szydło przybyła w niedzielę na szczyt Unia Europejska-Turcja w Brukseli, najważniejsze osoby w Europie Angela Merkel i David Cameron witały ją polskim zwrotem "dzień dobry".
Całkiem inaczej zachował się Donald Tusk. Podszedł akurat w momencie, gdy Beata Szydło rozmawiała z kanclerz Niemiec. Przywitał się z Konradem Szymańskim i po angielsku powiedział do obu pań... "nie będę wam przeszkadzał".”

 

Zachował się jak gentelman z Ujna Górnego, a obie panie potraktował jak podwórkowe plotkarki, które na środku jego boiska ucięły sobie pogaduszki, zamiast wychwalać  ostatniego gola z główki Pelego z Sopotu...
No, ale Donald musiał tak. Musiał, gdyż srodze cierpią jego ega – to męskie i „męża stanu”. Cierpi podwórkowy haratacz w gałę i malarz kominów, wysiłkiem wielu melzaczony* na szczyty władzy. Po co?  Po to by jego, jego partię, prezydęta-notarjósza tej partii i jego protegowanych strąciła niedorżnięta  PiS-owska wataha.  Czyli - cały wieloletni wysiłek  Donalda w sumie jednym zamachem poszedł w gwizdek.
On musiał się  tak przypomnieć Angeli, tak zaistnieć w momencie pierwszego spotkania  nowej premier RP z jego niemiecką protektorką. To był krzyk - „Halo! Angela, ja tu jestem! To ja jestem ten ważny i jeszcze będę ci potrzebny!”.
On musiał pokazać również premier Szydło, że to on jest od niej ważniejszy, wyżej stojący w hierarchii...
Czy rzeczywiście wyżej od premiera? Jedno jest pewne – w hierarchii Donalda na pewno i choćby Beata Szydło zaliczyła podczas swego premierowania więcej plecoklepów, uśmiechów i komplementów od niego, to w jego hierarchii i tak tylko on będzie stał zawsze najwyżej. Zaraz po nim jego protektorzy, a premier Polski – zwłaszcza z PiS-owskim „rodowodem” gdzieś tam na szarym końcu. Powietrze...
Ale wracając do zachowania Donalda - ktoś inny albo pozostałby z boku, zostawiając obie panie żeby spokojnie się przywitały, wymieniły kurtuazyjne formułki, albo poczekałby aż skończą i wtedy podszedł, wyraził zadowolenie, że obie panie miały możliwość spotkania się tak szybko po desygnacji pani Szydło na urząd premierski i życzyć im dobrych relacji, dobrej współpracy. No, ale do tego trzeba mieć klasę, trzeba mieć szacunek. Do Polski. I do siebie.
Tego ostatniego nie ma z reguły żaden protegowany pudel...
...W ogóle na zdjęciach z Brukseli co widać?  

Wyluzowana, naturalna pani premier RP,  a naprzeciwko – rozmemłany psychicznie i niedopięty Donald, z potem na czole, wciągniętą między barki głową, rozbieganym wzrokiem i miną między zsikanym na parkiet  psiakiem i płaszczącą się poddańczo żabą...
Przyznam szczerze, że ten chamski względem pani premier i pani  kanclerz eksces Donalda można spokojnie porównać do skoku Bronka w japońskim parlamencie. I w tym porównaniu wcale nie będzie przesady bo to ten sam kaliber, tyle że skok Bronka jest wynikiem jego buractwa, a brukselski eksces Donalda to koktajl  z zawiści, wściekłości i kompleksu niższości, który Donald mimo, że przez ostatnie lata głęboko skrywał to i tak wciąż z niego wyłaził...
 
 http://niezalezna.pl/73421-na-szczycie-w-brukseli…;
 
 
*melzaczyć –  (z niem. Mehlsack, worek z mąką). W żargonie tatern. (od lat międzywoj.) - pomagać komuś na wspinaczce przez podciąganie go liną lub wyciąganie go na linie ("jak worek mąki"). Niehonorowe pokonywanie ściany.