Ambasadorzy 25 państw "postępowych" poparli w specjalnym liście działaczy LGBTI organizujących warszawską Paradę Równości i upomnieli władze Polski, że Unia Europejska i Rada Europy "zobowiązuje rządy do ochrony wszystkich swoich obywateli przed przemocą i dyskryminacją oraz do zapewnienia im równych szans." (cyt. za: http://telewizjarepublika.pl/ambasadorowie-popier…) Jest to jawna ingerencja w wewnętrzne sprawy naszego kraju, kojarząca się z deklaracją w obronie dysydentów religijnych, którą ambasador rosyjski Nikołaj Repnin, działający w porozumieniu z rezydentami Prus, Anglii i Danii, przedstawił sejmowi Rzeczypospolitej w 1766 r.
Do tej pory zagraniczni dyplomaci w sposób jedynie symboliczny popierali "tęczowych" działaczy, przynosząc kwiaty pod spaloną tęczą na Pl. Zbawiciela w Warszawie (ambasador Szwecji) lub chwaląc ją jako symbol "tolerancji" na Twitterze (ambasador USA). Teraz wystąpili już z otwartą przyłbicą, pisząc w liście otwartym, którego inicjatorem był ambasador Belgii, że składają "hołd ciężkiej pracy środowisk LGBTI w Polsce i na całym świecie, jak również pracy wszystkich ludzi w rządach i organizacjach pozarządowych, których celem jest zapewnienie przestrzegania praw osób LGBTI oraz zapobieganie dyskryminacji motywowanej orientacją seksualną czy tożsamością płciową", a także stwierdzając, iż "chcemy wyrazić nasze poparcie dla starań o uświadamianie opinii publicznej w kwestii problemów jakie dotykają środowisko gejów, lesbijek, osób biseksualnych, transpłciowych i interseksualnych (LGBTI) w Polsce." Sformułowanie o "ciężkiej pracy środowisk LGBTI w Polsce" jest kpiną z rozumu, bo "tęczowym" działaczom żyje się jak pączkom w maśle, ponieważ otrzymują z Zachodu na propagowanie chorych seksualnych -izmów miliony euro, dolarów amerykańskich i kanadyjskich oraz koron norweskich, szwedzkich i duńskich. Sygnatariuszami tego pisma, w bezprecedensowy ingerującego w wewnętrzne sprawy Polski, są ambasadorzy następujących państw: Argentyny, Australii, Austrii, Belgii, Kanady, Chorwacji, Danii, Finlandii, Francji, Hiszpanii, Irlandii, Litwy, Luksemburga, Malty, Niemiec, Nowej Zelandii, Holandii, Norwegii, Portugalii, Republiki Południowej Afryki, Słowenii, USA, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Włoch, a także reprezentanci Flandrii oraz Walonii i Brukseli.
W zasadzie słowo "bezprecedensowy" jest niewłaściwe, ponieważ "postępowe" państwa potraktowały nasz kraj tak samo jak "cywilizujące" Rzeczpospolitą mocarstwa w XVIII w. Prawosławna Rosja oraz protestanckie Prusy, Anglia i Dania wystąpiły wtedy w obronie mniejszości religijnych w Polsce, chociaż same prześladowały katolików oraz wyznawców innych mniejszościowych religii. Nie chodziło im o wprowadzenie tolerancji religijnej, której u siebie nie przestrzegały, lecz o uprzywilejowanie politycznie innowierców, w tym wprowadzenie ich do sejmu, żeby przy ich pomocy wywierać wpływ na to, co się w Rzeczypospolitej dzieje. Nawet powolny carycy Katarzynie II król Stanisław August nie chciał się na to zgodzić, gdyż jak napisał w piśmie do Repnina, dysydenccy posłowie stworzyliby partię, "która nie może nie traktować państwa i rządu państwa polskiego jak nieprzyjaciela, przeciw któremu muszą oni koniecznie i stale poszukiwać wsparcia zagranicznego". Niestety te słowa można dosłownie powtórzyć w odniesieniu do działaczy seksualnych, finansowanych z zagranicy przez instytucje Unii Europejskiej, rząd norweski oraz bardzo liczne fundacje amerykańskie i europejskie, bądź całkowicie prywatne, bądź dofinansowywane przez rządy (dotyczy to szczególnie Niemiec).
Czytelnikom słabiej znającym historię należy się krótkie wyjaśnienie co do kwestii równouprawnienia dysydentów religijnych w Rzeczypospolitej. Otóż jak wiadomo była ona najbardziej tolerancyjnym krajem w Europie. Protestanci i prawosławni mieli całkowitą swobodę kultu religijnego i sprawowali najwyższe urzędy, ale podczas wojen toczonych przez Rzeczpospolitą w XVII w. okazało się, że innowiercy zdradzają swoją ojczyznę (do najsłynniejszych kalwińskich zdrajców należą znani z "Potopu" Henryka Sienkiewicza książęta Janusz i Bogusław Radziwiłłowie). Zdrada arian podczas potopu szwedzkiego doprowadziła do ich wygnania w 1658 r. W tym samym czasie na Zachodzie Europy zwyciężyła wykluczająca jakąkolwiek tolerancję religijną zasada "cuius regio, eius religio" ("czyja władza, tego religia"). Gdyby była też stosowana w Polsce, to wszyscy jej mieszkańcy zostaliby katolikami. Tak się jednak nie stało. Ale wraz z postępami kontrreformacji Kościół katolicki został prawnie uprzywilejowany, a innowiercom ograniczono swobodę wyznawania ich religii. Zdecydowana większość szlachty innowierczej przeszła na przełomie XVII i XVIII w. na katolicyzm lub greko-katolicyzm. Szacuje się, że w 1789 r. żyło w Polsce 53 proc. katolików, 35 proc. greko-katolików (unitów), 4 proc. prawosławnych oraz 1,5 proc. protestantów. Zatem nie ma się co dziwić temu, że sejmiki szlacheckie nie wybierały już posłów innowierczych na sejm, a w senacie nie zasiadali magnaci prawosławni czy protestanccy. Tymczasem Rosja, popierana przez Prusy, Anglię i Danię, żądała dla dysydentów oprócz pełnej tolerancji religijnej także przywilejów politycznych, w tym dostępu do urzędów, nawet senatorskich i hetmańskich, gwarancji wyboru posłów kalwińskich, ewangelickich oraz prawosławnych (w niektórych województwach miało ich nawet być 33 proc.). De facto nie chodziło zatem o równouprawnienie religijne innowierców, lecz o ich prawne uprzywilejowanie, na co szlachta katolicka zgodzić się nie mogła.
Było to tym bardziej nie do zaakceptowania, że z tymi żądaniami wystąpiły państwa, które wolności religijnej u siebie nie przestrzegały. Katolicyzm był w nich bądź zakazany, bądź tolerowany, ale jego wyznawcy byli w nich obywatelami drugiej kategorii. Również wśród 25 krajów, które teraz wtrącają się w nasze sprawy są takie, które łamią jawnie prawa mniejszości. Najbardziej oburzające jest to, że tolerancji chce nas uczyć Litwa, która w jaskrawy sposób łamie międzynarodowe konwencje dotyczące ochrony prawnej mniejszości narodowych. Jak wiadomo mieszkający na jej terytorium Polacy są poddawani różnego rodzaju prześladowaniom narodowościowym.
Przodujący w "równościowej", genderowej polityce Szwedzi jeżdżą wyżywać się seksualnie za granicę, w szczególności do krajów bałtyckich, Estonii i Łotwy, a także do Tajlandii i innych krajów Azji Południowo-Wschodniej, a czasami sprowadzają sobie stamtąd seksualne niewolnice. Nie przeszkadza im to jednak "kroczyć na czele postępu" i pouczać władze innych państw, jak mają traktować seksualnych dewiantów. Nie chodzi wcale o ich równouprawnienie, bo żadna krzywda w Polsce im się nie dzieje, lecz o przyznanie im różnego rodzaju przywilejów politycznych oraz ekonomicznych. Na przykład skutkiem legalizacji związków partnerskich, które były tematem rozmowy dziennikarza i gejowskiego działacza Włodzimierza Antosa (ciekawostką jest, że było to typowe "resortowe dziecko", gdyż jego ojciec był generałem służącym w strukturach dowódczych Układu Warszawskiego) z konsulem szwedzkim już kwietniu 1992 r., będzie przyznanie parom homoseksualnym prawa do wspólnego rozliczania się z podatków osobistych, co pozwoli im uniknąć wpłacania do budżetu państwa znacznych kwot pieniężnych. Tego typu przywilej homoseksualistom się nie należy, bo nie wychowują oni dzieci, są więc dysfunkcjonalni dla społeczeństwa. Prawo do wspólnego rozliczania się podatkowego powinny mieć jedynie małżeństwa mające potomstwo.
Państwa, które są sygnatariuszami listu, uważają się za wyższe pod względem cywilizacyjnym od Polski. Nieprzypadkowo znaczna część z nich to byłe kraje kolonialne, które niosły "cywilizację Białego Człowieka" amerykańskim Indianom, afrykańskim Murzynom, australijskim i oceanicznym Aborygenom oraz ludom azjatyckim. Jak tragicznie się to dla "cywilizowanych" narodów skończyło, to wszyscy wiemy. Belgia, inicjatorka listu, dopuszczała się wręcz rasistowskich zbrodni na terenie Konga. Teraz ci kulturowi kolonizatorzy skierowali swą "cywilizacyjną misję" do Europy Środkowo-Wschodniej, instalując tutaj na siłę genderyzm. Jak widać z listy sygnatariuszy listu pouczającego Polskę, w kilku malutkich państwach postkomunistycznych (Litwa, Słowenia, Chorwacja) im się to już udało. Nasz kraj należy do najbardziej odpornych na tę zachodnią zarazę, a oprócz nas największy opór stawiają Węgry, których premier Viktor Orban kilka dni temu wezwał do swego gabinetu ambasadora Norwegii i zażądał od niego, żeby rząd tego państwa zaprzestał wspierania finansowego trzech tzw. organizacji pozarządowych, które są przybudówkami małej lewackiej partii LMP, promującej genderyzm. Otrzymują one pieniądze z tzw. Funduszy Norweskich na walkę z religią, propagowanie homoseksualizmu i innych seksualnych dewiacji oraz aborcji.
Niestety w Polsce sytacja jest podobna jak na Węgrzech, a nikt na to jeszcze nie zwrócił uwagi. Wiele różnego rodzaju "postępowych" fundacji, powiązanych przede wszystkim z partią Palikota, bierze pieniądze od Norwegów na promowanie genderyzmu. Od tego roku Fundusze Norweskie zostały głównym sponsorem Parady Równości. (http://www.amb-norwegia.pl/news_and_events/pomoc-…) Finansują one także inne przedsięwzięcia i projekty Kampanii Przeciw Homofobii oraz Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, w których działają posłowie Twojego Ruchu Robert Biedroń i Wanda Nowicka. Oprócz tych powszechnie znanych organizacji szerzących w Polsce genderyzm, państwo norweskie hojnie finansuje także mniejsze genderystowskie organizacje, np. krakowską Fundację na rzecz Różnorodności "Polistrefa". Fundusze Norweskie wyłożyły pieniądze na jej noszący piękny tytuł projekt „Działania na rzecz równości wyznaniowej i światopoglądowej w edukacji publicznej", którego rzeczywistym celem jest wyrugowanie nauki religii ze szkół. "Polistrefa" jest nie tylko progenderowa, ale także prorosyjska, bo 23 czerwca organizuje w Krakowie imprezę dla dzieci, zachwalaną jako "bajkową podróż koleją transsyberyjską do serca Rosji nad jezioro Bajkał". Zaproszenie na nią kończy zwrotem: "До встречи! :)" (zob: http://www.polistrefa.pl/strona-glowna.html) Zatem finansowany przez Norwegię genderyzm nie jest wcale taki antyputinowski, jak by się to mogło pozornie wydawać!
"Tęczowi" działacze są gotowi służyć każdemu, kto im dobrze zapłaci, a więc są tacy sami, jak religijni dysydenci w XVIII w. Są takimi samymi agentami obcych państw, zdrajcami, jak ich poprzednicy 250 lat temu. Przypomnę, że szlachta innowiercza zawiązała w 1767 r. z inspiracji Repnina dwie konfederacje w Słucku i Toruniu, co spowodowało powstanie katolickiej konfederacji w Radomiu. Ponieważ była ona także uległa ambasadorowi Katarzyny II, to w Barze szlacheccy patrioci stworzyli w 1768 r. konfederację w obronie wolności i niepodległości Rzeczypospolitej. Jest ona w tej chwili uważana za pierwszy z serii wielkich zrywów katolicko-patriotyczno-narodowych naszego narodu. Jak stwierdził w książce wydanej prawie 50 lat temu wybitny historyk Emanuel Rostworowski "w ideologii barskiej motywacje konserwatywne, religijne i patriotyczne tak się ze sobą splątały, iż trudno opiniować, czy konfederacja była bardziej „kontrrewolucją”, wojną religijną, czy ruchem niepodległościowym". Zadziwiające, że takich samych określeń można w tej chwili użyć w odniesieniu do pospolitego ruszenia, które walczy w III RP z finansowaną z zagranicy ideologią gender!
Wmieszanie się mocarstw niekatolickich w wewnętrzne sprawy Polski pod pozorem walki o prawa dla dysydentów skompromitowały króla Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz bliskich mu reformatorów, którzy do ich religijnego równouprawnienia też dążyli. Rządzącą naszym krajem w tej chwili PO, która tak jak otoczenie ostatniego króla Rzeczypospolitej chce "modernizować" nasz kraj, też może taki los spotkać, jeśli zdecydowanie, w stylu Orbana, nie potępi ingerencji w nasze sprawy 25 państw, które są sygnatariuszami listu popierającego biorących niemieckie, norweskie i amerykańskie srebrniki "tęczowych" działaczy, dążących do wywołania w Polsce antykatolickiej, antynarodowej rewolucji kulturowej. Jeśli władze III RP tego nie zrobią, to wcześniej czy później przylgnie do nich miano zdrajców Polski i sprawy narodowej, tak jak się to stało w przypadku powolnego Katarzynie II króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który został przez Polaków uznany za niegodnego, żeby spoczywać w nekropolii narodowej na Wawelu.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1194 widoki
molasy